Często piszemy o Indiach i polityce obecnej partii rządzącej. Pokazujemy jak Indyjska Partia Ludowa (BJP) prowadzi politykę dyskryminacyjną i łamie prawa człowieka. Często mówimy też o tym, jaka jest siła i popularność hinduskiego nacjonalizmu wśród Indusów i jak trudne zadanie stoi przed tymi, którzy się BJP sprzeciwiają. W tym miesiącu doszło do wydarzenia niezwykle istotnego w kontekście współczesności oraz przyszłości indyjskiej polityki wewnętrznej.
W maju miały miejsce wybory regionalne w południowoindyjskim stanie Karnataka, w którym władzę w ostatnim czasie sprawowało rządzące również centralnie BJP. W tegorocznych wyborach udało się jednak opozycyjnemu Kongresowi przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i zapewnić sobie większość w stanowym zgromadzeniu. Zdobył 43 proc. głosów wyborców, a co za tym idzie 136 z 224 miejsc. BJP zdobyło 65 głosów. Pozostałe miejsca przypadły regionalnej Janata Dal. Jest to największe od ponad 30 lat zwycięstwo Kongresu w tym regionie. Warto zauważyć, że utrata Karnataki to ogromny cios dla BJP – nie tylko ze względu na populację i wielkość stanu. Rzecz w tym, że był to jedyny stan południowych Indii, w którym hinduscy nacjonaliści sprawowali władzę. Południe Indii jest co do zasady nieprzychylne kojarzonej z północą BJP – Karnataka w ostatnich latach stanowiła wyjątek. Bilans władzy w regionach zmienia się i jest dowodem utraty społecznego zaufania przez rządzącą grupę polityczną. Spośród 30 terenów wchodzących w skład indyjskiej unii BJP sprawuje władzę w 15 z nich. Jak na partię rządzącą centralnie „władanie” jedynie połową terytoriów to niedużo. Według wyliczeń mniej niż połowa populacji Indii mieszka w stanach, które są rządzone przez prawicową BJP.

Karnataka okazała się miejscem szczególnym, a co więcej ważnym laboratorium politycznym dla opozycji. Wybory w Karnatace rzadko wygrywa się dużą większością głosów. BJP było (i jest) ważnym graczem w regionie, ale pozycja tej partii słabnie. Jak wspomniano, coraz mniej terytoriów ma administrację związaną z hindutwą, a nawet jeśli, to – jak się okazuje – często władza ta jest sprawowana dzięki wykorzystywaniu władzy centralnej i sprawnemu „zdobywaniu” dla siebie polityków partii regionalnych nie związanych wcześniej z BJP.

W jaki zatem sposób udało się atakowanemu bezpardonowo Kongresowi (o czym można przeczytać TUTAJ) odebrać BJP Karnatakę?
Przede wszystkim dyskurs został przesunięty z tematów ideologiczno-religijno-społecznych na… gospodarkę. Polityce Kongresu (realnie związani z regionem i dobrze go rozumiejący) potrafili wykorzystać poprawę standardu życia mieszkańców Karnataki i zagrać kartą ekonomiczną. Kluczowe grupy wyborców zostały przekonane właśnie argumentami (i obietnicami) związanymi z poprawą ich stopy życiowej. Kongres grzmiał o takich sprawach, jak rosnące bezrobocie oraz wzrost cen – szczególnie żywności oraz produktów pierwszej potrzeby. Sztandarowy okazał się gaz kuchenny – rzecz fundamentalna w większości terenów Indii. Politycy Kongresu sformułowali wyborcze „pięć gwarancji”, które ich przeciwnicy (z premierem Modim na czele) uznali za rozdawnictwo. Obietnica wyborcza Kongresu obejmuje między innymi 200 jednostek darmowego prądu, dodatkowe wsparcie finansowe dla kobiet i bezrobotnej młodzieży, 10 kilogramów darmowego ryżu.

Kongres musiał również zadbać o głosy mniejszości religijnych i społecznych w regionie. Udało mu się zyskać zauważalną część głosów społeczności niskokastowych, a także – co ważniejsze liczebnie – muzułmanów. Warto przypomnieć, że hinduscy nacjonaliści rządzący Karnataką wprowadzili w tym stanie zakaz noszenia hidżabów, m.in. na uczelniach oraz absurdalne prawo przeciw konwersjom religijnym (pisaliśmy o tym TUTAJ). To wszystko zadziałało w tych wyborach na niekorzyść BJP, ergo – na korzyść Kongresu. Nie tylko polityka religijna okazała się jednak ważna w kampanii. Jak wspomniano, BJP kojarzy się z północnymi Indiami i nie jest najpopularniejszą siłą polityczną na południu. Ten społeczny odbiór partii Modiego jako czynnika „obcego w regionie” (w przeciwieństwie do wielu dekad obecności Kongresu) również był akcentowany w kampanii zwolenników Rahula Gandhiego. Wystarczyło pokazać przykłady „antykarnatackiej” polityki BJP. A przykłady same cisnęły się na usta kongresowców. Otóż mleczarski gigant Amul wszedł na rynek Karnataki, co stanowi zagrożenie dla lokalnej marki Nandini (a co za tym idzie miejsc pracy hodowców bydła Karnatace). BJP na to pozwoliło, o czym Kongres nie omieszkał przypomnieć. Amul to firma z Gudźaratu. Dodatkowy smaczek? Czołowi politycy BJP – w tym oczywiście Narendra Modi – pochodzą z Gudźaratu właśnie.

Oprócz obietnic ekonomicznych politycy Kongresu prowadzili zatem wzorcowo kampanię negatywną. Wykorzystano nawet nowe technologie i internet. We wrześniu działacze Kongresu rozklejali plakaty z napisem „PayCM” w różnych miejscach stołecznego dla stanu Bengaluru. Było to odniesienie do posądzeń o korupcję w ramach rządu BJP. Plakaty przedstawiały twarz głównego ministra stanu Karnataka Basavaraja Bommai wraz z kodem kodu QR i napisem komunikatem „Tu przyjmuje się 40 proc”. Zeskanowanie kodu prowadziło ludzi na stronę „40percentsarkara.com” – gdzie można było zgłaszać przypadki korupcję ze strony polityków BJP.

Można by powiedzieć – ot! Regionalne wybory. W skali Indii jedne z wielu. Nic jednak bardziej mylnego. Wybory w Karnatace to – jak wspomnieliśmy – laboratorium wyborcze. Kongres przetestował metody walki z BJP przed zbliżającymi się regionami centralnymi. Partia Modiego będąc u władzy i zaprzęgając do walki politycznej w imię partykularnych interesów całą machinę rządu centralnego osłabiona może zostać jedynie poprzez utratę kontroli na poziomie regionalnym. Odbijanie Indii – stan po stanie – to podstawowa misja Kongresu i opozycji w ogóle. BJP gra kartą idei „Wielkich Indii” i hinduskości. Jak się okazuje nie wszędzie ta retoryka może wygrać, a argumenty gospodarcze bywają o wiele skuteczniejsze.
Krzysztof Gutowski