Pakistańskie społeczeństwo jest podzielone. A konsekwencje tego, to nie tylko kłótnie przy rodzinnych stołach, ale krew przelewana na ulicach.
Państwa Azji Południowej stoją na rozdrożu. I nie chodzi tylko o globalne wyzwania i sytuację międzynarodową, która wymusza niejednokrotnie znienawidzone przez dyplomację jasne deklaracje swoich postaw (jak w przypadku Indii albo Bhutanu – o czym TUTAJ), ale też o wyzwania wewnętrzne. Na próżno szukać stabilnego kraju Azji Południowej. Indie, Nepal, Bhutan, Sri Lanka, Bangladesz – wszędzie kryzys goni kryzys. Pakistan jednak w naszej subiektywnej ocenie stacza się po przysłowiowej równi pochyłej i to ruchem przyspieszonym. Co zatem dzieje się w tym kraju? Warto zaktualizować nieco informacje w oparciu o ostatnie wydarzenia.

Znamiennym wydarzeniem, które ilustruje, że Pakistan jest zdestabilizowany w większym stopniu niż mogłoby się tym, którzy śledzą międzynarodowe media (bo przecież nie posądzajmy mediów polskich o prezentowanie tematyki azjatyckiej polskiemu, pogrążonemu w lokalnych wojenkach widzowi) jest ogłoszone w miniony piątek aresztowanie dowódcy beludżyjskich separatystów Gulzara Imama. Nadmienić trzeba, że Pakistan – podobnie jak Indie, a nawet w większym może stopniu – ma problem z separatyzmami. Południowo-zachodnia prowincja kraju – Beludżystan – jest od dziesięcioleci areną walk bojowników walczących o niepodległość regionu od Pakistanu. Rzadko zdarza się, by doszło do przełomowych zatrzymań czy jakichkolwiek innych sukcesów sił centralnych. Tym razem jest to jednak wydarzenie rzeczywiście ważkie. Imam uznawany jest za jednego z najważniejszych przywódców beludżyjskich bojówek, którego zasługą miało być między innymi zjednoczenie zwaśnionych grup bojowników. Niewykluczone, że aresztowany został między innymi dzięki wsparciu swoich lokalnych przeciwników.

Sukces władz centralnych jest jednak sukcesem pozornym, a w kontekście problemów z którymi boryka się kraj wręcz niezauważalnym. Pisaliśmy już o pakistańskich problemach TUTAJ i TUTAJ. Po kilku latach politycznego panowania populistycznego Imrana Khana władza wróciła w ręce braci Sharifów, co rozpoczęło bezprecedensową walkę, w efekcie której były premier Khan został nawet postrzelony. Pakistan nie ma łatwej politycznej historii… Czy zatem to, co się dzieje to coś nowego czy pakistańska polityczna norma?

Oczywiście napięcia i brak sympatii między rządem a opozycją są czymś normalnym. Nawet różnego rodzaju działania konfrontacyjne w tej części świata nie budzą szczególnego zdziwienia. Rzecz w tym, że – na co uwagę zwracają zarówno zagraniczni obserwatorzy, jak i autorzy pakistańskiego portalu Dawn – dotychczas społeczeństwo raczej było dość spójne. Każdy posiadał, rzecz jasna, indywidualne poglądy, ale większość społeczeństwa łączył dystans i niechęć do polityków jako ogółu, a poszczególnie polityczne frakcje nie tworzyły tak silnych „tożsamości” wśród obywateli jak ma to miejsce dziś. Obrazek zatem dobrze nam znany – dwa polityczne plemiona. Nie są w Pakistanie niczym nowym ani działania przeciwko opozycji, ani próby represji wobec przegranych politycznych przeciwników, ale novum to niesamowita polaryzacja społeczeństwa. Nigdy wcześniej Pakistańczycy nie byli tak podzieleni z powodu poglądów i nigdy nie łączyło się to z tak otwartą wrogością wobec poglądów przeciwnych.

Zaktualizujmy i uzupełnijmy obraz o wydarzenia z ostatnich kilkunastu tygodni. Po utracie władzy Imran Khan intensywnie działał na wiecach. Zamach na niego wywołał bardzo gwałtowną reakcję jego zwolenników. Przez kilka tygodni zwolennicy byłej gwiazdy krykieta, a obecnie dla części Pakistańczyków „nadziei dla kraju” toczyli regularne bitwy z siłami bezpieczeństwa w wielu pakistańskich miastach. Co dodatkowo nabrało impetu po tym, gdy ogłoszono, że Khan ma zostać aresztowany. Zarówno opozycja, jak i rządzący nie idą na ustępstwa – wręcz przeciwnie, stanowiska swe utrzymują, a nawet zaostrzają. Khan oskarża władze o planowanie usunięcia go nie tylko z politycznej sceny, ale i ze świata w ogóle. Natomiast rząd określa partię Tehreek-e Insaf Khana jako „bandę bojówkarzy”. Sytuacja uległa jeszcze większemu pogorszeniu po tym, jak policja wtargnęła się do rezydencji Khana w Lahore, wkrótce po tym, jak wyjechał drogą do Islamabadu, aby wziąć udział w rozprawie w jednej ze spraw przeciwko niemu. Społeczeństwo jest podzielone. A konsekwencje tego to nie tylko kłótnie przy rodzinnych stołach, ale krew przelewana na pakistańskich ulicach.

Konflikt polityczny rezonuje również w obszarze sądownictwa – i to na najwyższym szczeblu. Liga Muzułmańska Pakistanu i Tehreek-e Insaf w ramach swojej walki niszczą po kolei instytucje państwowe. Nie uchroni się przed tym nawet system sądowniczy. Cóż… dla Polaków nie jest to nic dziwnego. Sędziowie wysokiego szczebla – w tym Sądu Najwyższego – są obecnie pionkami w politycznej grze i wymaga się od nich jednoznacznych politycznych i światopoglądowych deklaracji.
Jednocześnie Pakistan znajduje się w ogromnym kryzysie ekonomicznym. Mamy do czynienia z pełznącą klęską humanitarną. Zarówno kryzys gospodarczy, jak i klęski przyrodnicze sprawiają, że Pakistańczycy walczą o przetrwanie, a w wielu miejscach kraju jeden pełny posiłek dziennie staje się luksusem. Ci, którzy po części odpowiedzialni są za kryzys, a w zupełności odpowiadają za możliwość ratowania sytuacji zajęci są walką (i nie jest to już walka metaforyczna). Społeczeństwo jest zantagonizowane, armia, która była przez dekady gwarantem stabilności (często narzuconej i mało przyjemnej dla obywateli, ale respektowanej przez siły polityczne) traci na znaczeniu, partie polityczne prowadzą grę na zasadach odmiennych niż przed laty.

Pakistan jest zatem w kryzysie, z którego na próżno może szukać wybawienia. Tradycyjne sposoby zarządzania kryzysowego i rozwiązywania problemów politycznych mogą nie działać w tym dziwnym momencie dziejowym. Coraz częściej mówi się, że polaryzacja połączona z kryzysem ekonomicznym postawiły już to państwo na skraju wojny domowej. Z pewnością najbliższe tygodnie pokażą, czy polityczny impas ustąpi wizji jakiegoś rozwiązania. W przeciwnym razie Pakistan może stać się kolejnym kompletnie zdestabilizowanym krajem regionu.
Krzysztof Gutowski