Zachodnie spojrzenia na tybetańskim języku. Dalajlama, chłopiec i Chińczycy w tle

W światowych mediach przewija się od kilku dni temat dla wielu gorszący. Komentowany również w Polsce. Chodzi o wzbudzające kontrowersję zachowanie Dalajlamy w stosunku do dziecka, które uczestniczyło w spotkaniu z nim. Zatem i my – zgodnie z celem istnienia Kulturazji – musimy się do sprawy odnieść. Komentarz będzie jednak dość krótki, bo naszym zdaniem nie ma w zasadzie czego rozwlekle komentować.

Zanim przejdziemy do interpretacji zacznijmy od faktów. Sieć obiegło video z lutowego (tak, zdarzenie miało miejsce ponad 2 miesiące temu – warto to odnotować) spotkania Dalajlamy z wiernymi w indyjskiej Dharamsali, gdzie tybetański duchowy lider przewodzi tybetańskiemu rządowi na uchodźstwie. W czasie audiencji doszło do – szeroko teraz dyskutowanej – interakcji Dalajlamy z młodym chłopcem. Tak jak wiele innych osób (głównie dzieci) podszedł do Dalajlamy, by zostać uściśniętym i przytulonym. Po uścisku Dalajlama wystawił policzek do pocałunku, a gdy chłopiec go pocałował wskazał jeszcze usta, a następnie powiedział „Suck my tongue” (odnotujmy również to, że powiedział to po angielsku). Sala wybuchnęła śmiechem, duchowny przytulił roześmianego chłopca i tyle. Tyle faktów.

Dalajlama podczas wykładu w Genewie

Po tym, gdy nagranie dokumentujące to spotkanie obiegło światowy internet oczywiście zawrzało. Pierwsze reakcje były bardzo jednoznaczne (zanim – przynajmniej w przypadku części mediów przyszła refleksja i konsultacja ze specjalistami). Oczywiste jest, że zachodni odbiorcy całe zajście w swoich umysłach zseksualizowali. Nie brakowało nawet bardzo konkretnego (chociaż nawet z kryminalnego i psychiatrycznego punktu widzenia nieadekwatnego) określenia – pedofilia. W poniedziałek administracja Dalajlamy wydała oświadczenie o tym, że przywódca przeprasza chłopca i jego rodzinę za zachowanie i słowa, które mogły przynieść cierpienie. To mądry krok ze strony administracji, która stanęła wobec krytyki Dalajlamy z wielu stron. Czy jednak ta krytyka jest uzasadniona? Poznajmy kontekst.

Po pierwsze i najważniejsze, język ma zupełnie inne znaczenie w kulturze tybetańskiej i pokazywanie języka, a nawet dotykanie się nimi jest jedną z tradycyjnych form powitania lub wyrażenia sympatii. Dziwne? Nie. Po prostu inne. Ale obecne w kulturze od wieków. Pokazanie języka oraz kontakt z językiem drugiej osoby nie ma w kontekście interakcji miedzy Tybetańczykami nic z namiętnego „pocałunku francuskiego”. Nie mierzmy wszystkich swoją miarą. A zatem najbardziej kontrowersyjny element samego zajścia ma dla Tybetańczyków zupełnie inne znaczenie. Dają oni temu wyraz w tysiącach komentarzy i wywiadów, w których przedstawiciele diaspory tybetańskiej w Indiach i w diasporze wyjaśniają, że w zachowaniu Dalajlamy nie było z ich perspektywy niczego zdrożnego, a z pewnością niczego „seksualnego”. Jednocześnie – chyba trafnie – piętnują zachodnich odbiorców za ignorancję, doszukiwanie się seksualnych podtekstów wszędzie oraz europocentryczną perspektywę.

Tybetańczyk Fot. Twitter @danvir_chauhan

Druga sprawa – pocałunki. Tutaj wypadałoby również mieć nieco więcej pokory, bo w wielu społecznościach zachodnich całowanie się w usta nie zawsze ma charakter seksualny. Tak jest w wielu krajach południowej Europy. Tak było w wielu miejscach (również w Polsce i również w stosunku do dzieci) jeszcze w połowie XX w. Sam Dalajlama wielokrotnie całował się w usta na powitanie z wieloma przywódcami politycznymi i duchownymi z różnych części świata.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze dwa elementy. Chodzi o sformułowanie użyte przez Dalajlamę. Powiedział on „ssij mój język”. ALE powiedział to po angielsku. Wiele osób zwraca uwagę, że najpewniej jest to – może nie najzręczniejsze – tłumaczenie jednego z tybetańskich pozdrowień na angielski. Angielski nie jest pierwszym językiem Dalajlamy. Zapewne miał na myśli tybetańskie sformułowanie, które wyraził po angielsku (języku często mieszanym z językami lokalnymi – rzecz oczywista dla każdego kto miał kontakt z mieszkańcami Azji Południowej). Również językowe kalki z języków Azji – o czym należy pamiętać – nie zawsze brzmią zręcznie po przetłumaczeniu na języki zachodnie. Tybetańczycy oraz specjaliści zajmujący się funkcjonowaniem Dalajlamy zwracają ponadto uwagę, że przywódca ten bardzo często wchodzi w interakcje z odwiedzającymi go. Interakcje te pełne są czułości, a czasem swoistego „droczenia się”. Tybetańczycy określają zachowanie Dalajlamy jako „playful act” i tak również tym razem zostało ono w czasie tego spotkania odebrane przez zebranych (i chyba samego chłopca też).

Dalajlama na spotkaniu z Barackiem Obamą

Czy zatem atak na Dalajlamę jest uzasadniony czy też jest jedynie aktem kulturowego niezrozumienia? Uzasadniony, jak się zdaje nie jest. Ale nie jest też chyba jedynie przykładem europocentryzmu. Coraz więcej osób łączy upowszechnianie nagrania oraz pierwsze, bardzo krytyczne komentarze i wpisy/ komentarze o pedofilii z aktywnością… Chin. Pamiętać trzeba, że Tybet został przez Chiny zaanektowany, a Dalajlama jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez chińskie władze ludzi. Od dekad Chiny sukcesywnie działają przeciwko Dalajlamie i tybetańskim władzom na uchodźstwie. Wielokrotnie w obieg wprowadzane były fałszywe informacje, bezpodstawne oskarżenia i pomówienia w stosunku do liderów Tybetańczyków mieszkających poza Tybetem – w tym oczywiście Dalajlamy.

Podsumowując: czy zachowanie religijnego przywódcy było trafione? Nie nam oceniać. Nie mamy nawet ochoty bawić się w jednoznaczne oceny. Pewne jest natomiast to, że kontekst w którym doszło do interakcji miedzy Dalajlamą oraz chłopcem okazał się zupełnie niezrozumiały dla odbiorców na Zachodzie. Warto słuchać samych Tybetańczyków i tego, jak zostało to zachowanie odebrane przez osoby obecne na spotkaniu oraz ogół tybetańskiej społeczności. Nie dziwi nas natomiast fakt, że nagranie zostało źle odebrane. Z pewnością też za jego rozpowszechnianie i promowanie „pedofilskiej” interpretacji odpowiedzialne są w dużej mierze bardzo konkretni gracze na międzynarodowej arenie. Wszak w Internecie również niewiele jest przypadków. Możemy tylko zachęcić do zatrzymania się, zawieszenia na chwilę swoich sądów i własnej perspektywy oraz zapoznania się z kontekstem takich wydarzeń. Mniej emocji. Więcej krytycznego myślenia i oparcia w faktach. Tego wszystkim życzymy.

Krzysztof Gutowski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s