Pieszo przez kraj, by kraj zjednoczyć. Indyjska pielgrzymka opozycji i stary-nowy Rahul Gandhi

Przed wyborami trzeba spotkać się z ludem. Zrobić objazd po Polsce, albo odwiedzić najważniejsze (czyt. niezdecydowane) stany w USA. Chodzi zawsze o to samo – zbliżyć się do ludu. Nadstawić ucha na jego potrzeby – przynajmniej dopóki włączone są kamery. W Indiach nie jest inaczej. Opozycja – czyli Kongres – kilka tygodni temu ogłosiła wielki marsz – pieszo przez całe Indie. Marsz przeciwko nacjonalistycznej partii rządzącej; marsz pod wodzą mającego wizerunkowe problemy Rahula Gandhiego.

Marsz „Zjednoczyć Indie” (Bharat Jodo Yatra) trwa. To wielka inicjatywa indyjskiej partii opozycyjnej – Kongresu. Jej celem jest zmobilizowanie nie tylko działaczy partii, ale też ogółu indyjskiego społeczeństwa do marszu ze skrajnego południa na skrajną północ kraju. Od świętego dla hindusów przylądka Kanjakumari, aż do zdominowanego przez wyznawców islamu i targanego niepokojami Kaszmiru. Jest to ponad 3,5 tys. kilometrów i ponad 150 dni marszu.

Rahul Gandhi podczas Bharat Jodo Yatra
Fot. Twitter/Rahul Gandhi

Ta specyficzna „pielgrzymka” zaczęła się 7 października pod wielkim hasłem zjednoczenia Indii – jako odpowiedzi na politykę „dzielenia Indusów” praktykowaną przez rządzącą Bharatiya Janata Party. Mamy zatem 11. tydzień marszu. W starcie jatry uczestniczyli też przedstawiciele innych partii, np. wrogiej wobec centralnie rządzącego BJP władzy stanu Tamil Nadu, gdzie marsz się zaczął. W marszu idą oczywiście politycy Kongresu, ale dołączają do niego też lokalni działacze polityczni, osoby związane z innymi partiami opozycyjnymi, intelektualiści, ludzie kultury i sztuki. Zaledwie na dniach, bo 18.11., do marszu na terenie Maharasztry dołączył Tushar Gandhi – pisarz i prawnuk Mahatmy Gandhiego.

Mieszkańcy różnych stanów, wyznający różne religie i mówiący kilkunastoma językami mają iść razem. Udział w jatrze nie jest łatwy.. Bez względu na pogodę w czasie marszu codziennie pokonuje się co najmniej 22 km. Uczestnicy idą codziennie od 6:00 do 10:00 i od 16:00 do 19:00. Dla wielu jest to nie tylko (a w każdym razie nie przede wszystkim) okazja do wyrażenia politycznych sympatii, ale również możliwość spotkania innych podobnie myślących ludzi, którzy podzielają te same wartości i mają wizję Indii liberalnych, inkluzywnych i zróżnicowanych. Jatra jest bliska sercom tych, którzy dorastali w idei świeckiego i zróżnicowanego narodu, w którym Indie równają się wielokulturowości.. Pochodzą z różnych środowisk – są to nie tylko politycy, samorządowcy, intelektualiści i działacze społeczni, ale też rolnicy, pracownicy fizyczny, uczniowie, przebywające na co dzień w domach kobiety.

Rahul Gandhi podczas Bharat Jodo Yatra
Fot. Twitter/Rahul Gandhi

Ale na co przekłada się ten marsz? Trudno jeszcze ocenić realne jego oddziaływanie. Jest on z pewnością związany z kolejnymi wyborami, ale ma służyć – oczywiście także w wyborczym kontekście – wielkiemu zwrotowi wizerunkowemu. Zwrotowi, którego największa partia opozycyjna tak bardzo potrzebuje. W związku z „przekładaniem potrzeb narodu” i „obowiązkiem marszu” Rahul Gandhi i wielu prominentnych polityków Kongresu zapowiedziało, że nie będą uczestniczyć w zimowej sesji parlamentu!

Mają za to być blisko narodu. Rahul Gandhi spotyka się (co skrzętnie prezentowane jest w całej medialnej otoczce marszu) ze „wszystkimi”. Są to przedstawiciele różnych wyznań, kast i pokoleń. Spotyka się i rozmawia z młodzieżą (a nawet rywalizuje na ilość wykonanych pompek!) i ze starszymi (np. oddaje cześć jednej z najstarszych działaczek niepodległościowych – dziewięćdziesiesięcioparolatce, która jeszcze będąc dzieckiem uczestniczyła w działaniach antybrytyjskich). Przy okazji marszu powstają nowe slogany i pieśni. Odbywają się debaty w NGOsach, ośrodkach akademickich, a nawet przy wiejskich studniach i w cieniu drzew w centrum wioski. Zaangażowane są instytucje pozarządowe, świat nauki, media.

Rahul Gandhi z matką, Sonią Gandhi, podczas Bharat Jodo Yatra
Fot. Twitter/Rahul Gandhi

Jatra ma być marszem narodu, marszem Kongresu, ale jest też osobistym marszem lidera partii – Rahula Gandhiego. Politycy prawicowego BJP określają go pogardliwie mianem „pappu” – prostaczka. Przeciwko takiemu wizerunkowi – mało kompetentnego i niepewnego siebie, niepotrafiącego rozmawiać z mediami i ludem polityka – występuje teraz Rahul. Energicznie przemierzając Indie i będąc… jakby przebojowym. Gandhi ma nadzieję, że zmieni swój wizerunek przed wyborami w 2024 roku.

Wielka narodowa „pielgrzymka” Kongresu z Rahulem Gandhim na czele nie jest niczym nowym w indyjskich realiach. To element tradycji zwanej: padajatra (padayatra), czyli pieszej pielgrzymki. Padajatra to podróż, której podejmują się politycy, działacze społeczni, liderzy by być „bliżej ludu” i na poziomie zwykłych obywateli dążyć do promowania swoich idei i generowania zmian w kraju. Tego typu spektakularne, piesze podróże liderów są elementem życia społecznego Indii od wielu dekad. Począwszy od sławnego Marszu Solnego Mahatmy Gandhiego przez kolejne społecznie i politycznie motywowane padajatry z lat 50. i 80. i kilku już w XXI w. aż po mające burzyć religijne podziały pielgrzymki organizowane przez duchownych dżinijskich. Mając na uwadze sukces – a w ostatecznym rozrachunku jak na razie chyba jest to sukces – pielgrzymki Rahula Gandhiego, inne ugrupowania polityczne już zapowiedziały swoje jatry.

Rahul Gandhi podczas Bharat Jodo Yatra
Fot. Twitter/Rahul Gandhi

Jak oceniać ten marsz? Tak, jest on motywowany politycznie. Tak, służy on interesom Kongresu. Tak, jest częścią machiny wyborczej. Tak jest w przypadku wszystkich tego typu wystąpień przeciwko władzy, gdzie polityki nie da się uniknąć (wystarczy porównać to do polskiego KOD-u, Marszu Kobiet itd. gdzie widoczne jest silne napięcie między oddolnością i społecznym charakterem tych ruchów, a ich upolitycznieniem i symbolicznym zawłaszczaniem przez konkretne polityczne środowiska). Pielgrzymka, której celem jest „zjednoczenie Indii” jest jednak w olbrzymim stopniu przestrzenią dla wszystkich liberalnie myślących mieszkańców kraju do wyrażenia swojej wizji Indii – Indii otwartych, Indii inkluzywnych, różnorodnych, celebrujących swoją wielokulturowość i wieloreligijność, świeckich, nowoczesnych, wolnych…Konsekwencje wizerunkowe dla Kongresu w kontekście wyborów są oczywiście jeszcze wielką tajemnicą, ale za stworzenie takiej przestrzeni, za możliwość pokazania, że nie całe Indie popierają władzę Narendry Modiego bez wątpienia dziesiątki milionów Indusów są Gandhiemu wdzięczne.

Krzysztof Gutowski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s