Naciski są coraz mocniejsze, głównie ze strony Waszyngtonu – Indie mają wejść na właściwą drogę i określić się w kwestii rosyjskiej agresji na Ukrainę. Tyle, że Indie nie bardzo mogą to zrobić, sprzeciwienie się Rosji może mieć dla nich bowiem istotne i długofalowe konsekwencje.
Indie to jedno z tych państw, które do tej pory nie potępiły rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Tuż po wybuchu wojny, podczas spotkania Rady Bezpieczeństwa ONZ, Delhi wyraziło ubolewanie nad sytuacją, przyznało, że może ona budzić zaniepokojenie, wezwało społeczność międzynarodową do dania szansy dyplomacji i…tyle. W zeszłym tygodniu Indie były też jednym z 35 państw, które podczas głosowania nad niewiążącą rezolucją Zgromadzenia Ogólnego ONZ potępiającą inwazję Rosji i domagającą się natychmiastowego wycofania jej wojsk z Ukrainy wstrzymały się od głosu. 3 marca, na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Gubernatorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), Indie wstrzymały się od głosowania nad projektem rezolucji wzywającej Rosję do natychmiastowego zaprzestania wszelkich działań przeciwko czarnobylskiej energetyce jądrowej elektrowni i wszelkich innych obiektów jądrowych na Ukrainie, w celu zachowania lub szybkiego odzyskania przez właściwe władze ukraińskie pełnej kontroli. Dzień później, podczas pilnej debaty w Radzie Praw Człowieka ONZ (UNHCR) Indie ponownie znalazły się wśród państw, które wstrzymały się od głosu – tym razem nad projektem rezolucji w sprawie sytuacji praw człowieka na Ukrainie wynikającej z rosyjskiej agresji. Projekt poparły 32 państwa, sprzeciwiły się dwa: Rosja i Erytrea, 13 zaś wstrzymało się od głosu – m.in. Chiny, Kazachstan, Pakistan i Indie.

Fot. Aris Messinis—AFP
Indie są też jedynym z czwórki krajów zrzeszonych w QUAD (sojuszu USA, Indii, Japonii i Australii, którego celem jest zapewnienie bezpieczeństwa w regionie Oceanu Indyjskiego i zachodniego Pacyfiku), które nie potępiło rosyjskiej agresji. Co więcej, od pierwszych dni wojny mówi się o zmianie w systemie rozliczeń z Rosją, dzięki której państwo Władimira Putina mogłoby uniknąć przynajmniej części negatywnych skutków sankcji międzynarodowych. Wszystko to dzieje się mimo wielokrotnie powtarzanych – fakt, że także przez Moskwę – apeli o określenie się rządu w Delhi i „właściwe postępowanie”. Naciskają zwłaszcza Stany Zjednoczone Ameryki, które coraz głośniej mówią nawet o sankcjach wobec Indii.

O co więc chodzi? Sęk w tym, że nikt nie powinien być zaskoczony, chociażby ze względu na fakt, że Indie znane są ze swego ostrożnego podejścia do tego rodzaju kwestii, nieangażowania się i promowania dialogu w celu rozwiązania problemów. Nawet w ramach QUAD, deklarują chęć rozmowy i współpracy, ale bardzo ostrożnie podchodzą do potencjalnego, sformalizowanego sojuszu. Wynika to najprawdopodobniej z kluczowej w indyjskiej myśli politycznej i państwowej roli autonomii względem potęg międzynarodowych. Indie – inicjując przecież w czasie Zimnej Wojny Ruch Państw Niezaangażowanych – dawały wielokrotnie wyraz swojego dystansu względem wszelkich prób polaryzowania światowej polityki i opierania rzeczywistości geopolitycznej na dwóch dominujących i przeciwstawnych obozach. Nie bez znaczenia dla postawy Indii jest też, zapewne, fakt, że na Ukrainie, w momencie wybuchu wojny, przebywało ok. 20 tys. obywateli Indii, głównie studentów – najwięcej mieszkało w Charkowie, gdzie doszło do jednych z najbardziej intensywnych walk. Ambasador Indii w ONZ, TS Tirumurti, nie ukrywał, że zapewnienie im bezpiecznego przejścia z Ukrainy do państw ościennych jest dla rządu Narendry Modiego priorytetem.

Fot. Sergey Kozlov—EPA-EFE
Sprawa jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. Indie uwikłane są w niemal pajęczą sieć zależności, której zerwanie jest tyleż trudne, co potencjalnie brzemienne w skutki – w dodatku sięgającą jeszcze czasów sowieckich. W latach 50. XX wieku, a więc po uzyskaniu przez Indie niepodległości, to właśnie radzieckie pieniądze wspierały wysiłki Kongresu Narodowego w odbudowywaniu państwa – USA skłaniały się wówczas raczej ku Pakistanowi, a więc śmiertelnemu wrogowi Indii, co Moskwa skrzętnie wykorzystała. Goszczący w Indiach w 1955 roku Nikita Chruszczow stwierdził, że jego państwo jest bardzo blisko, więc jeśli Delhi wezwie je ze szczytów gór, ZSRR pojawi się u jego boku. I faktycznie, w 1974 roku Moskwa poparła Indie w „pokojowej” próbie nuklearnej, rok później wsparła aneksję Sikkimu, przede wszystkim jednak przez lata wspierał Indie w polityce antypakistańskiej m.in. stojąc po stronie Delhi w kwestii Kaszmiru. Kaszmir jest regionem, do którego prawo roszczą sobie zarówno Indie, jak i Pakistan. Problem z terytorialną przynależnością tego obszaru sięga jeszcze czasów podziału Indii Brytyjskich, w wyniku którego narodziły się niepodległe Indie i Pakistan. Oprócz terenów, które były integralną częścią imperium w Azji Południowej znajdowały się też liczne księstwa, które formalnie częścią imperium nie były, ale były od niego zależne i traktowane były jako państewka wasalne. Tak było w przypadku wielu obszarów, które miały po 1947 r. stać się częścią nowo powstających państw, w tym w przypadku Kaszmiru. Według ustalonych zasad maharadża Kaszmiru powinien zdecydować się na przyłączenie do Pakistanu, ale nie zrobił tego i opóźniał wszelkie deklaracje, co do akcesu do któregokolwiek z tych państw. W wyniku napięć i interwencji zdecydował się – wbrew ustalonym w czasie Podziału zasadom o przynależności wg. ludności dominującego wyznania – na przyłączenie do Indii. Stało się to przyczyną powtarzających się regularnie wojen między Indiami i Pakistanem, oraz niekończącego się napięcia na granicy.

Już w 1957 roku Związek Radziecki, jako jedyny kraj, zawetował rezolucję wzywającą do interwencji ONZ w Kaszmirze. Ponownie miało to miejsce w 1962 i 1971 roku. W sierpniu 2019 roku natomiast, Rosja jako pierwszy kraj P-5 uznała działania Indii w sprawie Kaszmiru jako sprawę czysto wewnętrzną i wezwała do rozwiązania na mocy dawnych porozumień. Chodziło wówczas o odrzucenie artykułu 370. indyjskiej konstytucji, który sankcjonował szczególny status stanu Dźammu i Kaszmir w zakresie autonomii i zdolności do formułowania praw dla stałych jego mieszkańców. Rząd Narendry Modiego uznał ten artykuł za „niefunkcjonujący” i uchylił jego działanie.

Nic za darmo rzecz jasna. W zamian za wsparcie Indie zachowały milczenie na arenie międzynarodowej m.in. podczas radzieckich działań w Afganistanie w latach 70. XX wieku oraz po aneksji Krymu przez Federację Rosyjską w 2014 roku. Odwdzięczają się także gospodarczo – przez lata to właśnie Indie były największym importerem broni z Rosji, odpowiadając za prawie jedną trzecią całego rosyjskiego eksportu broni. I tu przechodzimy do kolejnej kwestii: Rosja od lat pozostaje największym dostawcą broni dla Indii – wprawdzie obecnie jej udział (49 proc.) nie jest tak duży jak w czasach Zimnej Wojny, ponieważ Delhi stara się dywersyfikować dostawców, wciąż jednak jest bardzo wysoki. Rosja dostarcza m.in. myśliwce odrzutowe, helikoptery, okręty podwodne oraz wspomniany wyżej system obrony przeciwrakietowej S-400.

Do czego Indiom ta broń? Chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa – zarówno ze strony Pakistanu, jak i Chin. Narastający spór z Chinami dotyczy obszarów przyhimalajskich. Sporne tereny znajdują się zarówno na zachodnim krańcu subkontynentu – Aksai Chin na obszarze Kaszmiru – jak i wschodnich jego rubieżach – tzw. Północno-Wschodni Obszar Graniczny (NEFA – North–Eastern Frontier Area) obecnie stan Arunaćal Pradeś. Przyczyny tego konfliktu sięgają głęboko w czasy kolonialne, ale obszary te, postrzegane długo przez obie strony jako „półdzikie” nabrały szczególnego znaczenia w drugiej połowie XX w. i wieku XXI. Ta część jest szczególnie ważna dla Chin w kontekście szlaków komunikacyjnych (przeprawianie się przez góry Karakorum, połączenie drogowe Tybetu z chińskim interiorem itd.) W 1962 r. doszło do otwartego konfliktu, w wyniku którego Aksai Chin jest realnie kontrolowany przez Chiny (chociaż sprawa nie została międzynarodowo ostatecznie uregulowana). Od maja 2020 roku napięcia między armiami indyjskimi i chińskimi narastają do tego stopnia, że konflikt zbrojny wydaje się bardzo prawdopodobny.

Działania Rosji wobec Ukrainy mogą mieć istotne konsekwencje dla bezpieczeństwa narodowego Indii. Już w pierwszych dniach wojny pojawiły się obawy, że USA skoncentrują się na wojnie w Europie i Azja zejdzie na drugi plan, co otworzy Chinom pole manewru – chociażby w kwestii aneksji Tajwanu. Waszyngton zaprzecza, podkreślając, że niejeden raz był zaangażowany w kilka „teatrów wojennych” jednocześnie i nie zamierza stracić czujności także w regionie Indo-Pacyfiku. Mimo wszystko, Chiny mogą chcieć wykorzystać niestabilną sytuację w Europie, by mocniej porozpychać się w Azji – łącznie z interwencjami zbrojnymi, czy to na Tajwanie, czy też na spornej granicy chińsko-indyjskiej. Indie potrzebują więc wsparcia Moskwy, a to ze względu na bliskie relacje łączące ją (przynajmniej na ten moment) z Pekinem. Tym bardziej, że rosyjska retoryka o wyzwalaniu separatystycznych regionów w Ukrainie może sprawić, że Chiny i Pakistan postanowią wykorzystać tę argumentację w konflikcie z Indiami. Moskwa jest w stanie wesprzeć Delhi zarówno militarnie, jak dyplomatycznie poprzez powstrzymanie chińskich ambicji terytorialnych.
Jakie chwiejna postawa Indii w kwestii Ukrainy może mieć dla Delhi konsekwencje? Jedną z ważniejszych jest, bez wątpienia, osłabienie relacji z USA. Jeszcze do niedawna Delhi było dla Waszyngtonu najważniejszym azjatyckim sojusznikiem – jedynym, który był w stanie gospodarczo i militarnie przeciwstawić się Chinom. Po pandemii koronawirusa ten pierwszy aspekt nie jest, niestety, aktualny – przynajmniej chwilowo, drugi pozostaje jednak w mocy, Indie dysponują bowiem największą armią na świecie. Najnowsze dostępne dane z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych pokazują, że Indie posiadają 3 mln personelu sił zbrojnych, a następne w „rankingu” Chiny – 2,5 mln. Zwłaszcza Joe Biden, który rywalizację z Pekinem uczynił jednym z ważniejszych (jeśli nie najważniejszych) celów swojej polityki zagranicznej, stawiał na współpracę z Indiami – m.in. w ramach konkurencję z wspomnianego już sojuszu między USA, Japonią, Australią i Indiami, czyli QUAD.

Na skutek niejasnej postawy Indii w kwestii ukraińskiej wzajemne relacje ulegają jednak pogorszeniu. Jak wspomniałam wcześniej, USA nie wyklucza wprowadzenia sankcji wobec Indii – chodzi o kwestię zakupu przez Delhi rosyjskiego systemu obrony powietrznej S-400. W Waszyngtonie mówi się ponoć skorzystaniu z CAATSA (Counting America’s Adversaries Through Sanctions Act), czyli prawa, w ramach którego rząd amerykański może nałożyć sankcje na każdy kraj, który ma znaczące transakcje z Iranem, Koreą Północną lub Rosją. Waszyngton nie skorzystał z niego, gdy w 2018 roku Indie podpisały z Rosją umowę o wartości 5,43 mld dolarów na zakup systemu obrony przeciwrakietowej S-400, teraz jednak wydają się bardziej zdeterminowane. Albo też blefują, próbując wymóc na Delhi zmianę stanowiska wobec Rosji.
Co więcej, w zeszłym tygodniu amerykański Departament Stanu wysłał do Delhi depeszę dyplomatyczną o niepokojącej treści:
Dalsze wzywanie do dialogu, tak jak to miało miejsce w Radzie Bezpieczeństwa, nie jest przejawem neutralności. Umieszcza Delhi w obozie Rosji, agresora w tym konflikcie.
Depesza została wycofana (ponoć wysłano ją omyłkowo), co może świadczyć o tym, że USA nie chce stawiać relacji z Indiami na ostrzu noża. Jednocześnie zastępca sekretarza stanu Departamentu Stanu USA w Biurze do spraw Azji Południowej i Środkowej, Donald Lu, stwierdził, że dla Indii nadszedł czas, by jeszcze bardziej zdystansować się od Rosji. Czy Delhi to zrobi? W obliczu rosnącego znaczenia gospodarczego i militarnego Chin, sojusz QUAD ma dla Indii istotne znaczenie – zarówno z punktu widzenia rywalizacji Delhi i Pekinu o pozycję w Azji, jak i potencjalnego źródła konfliktu zbrojnego, jakim jest sporna granica w Himalajach. Utrata poparcia Waszyngtonu byłaby więc dla Indii bolesna.
Biorąc pod uwagę rosnące znaczenie i ambicje Chin w rejonie Indo-Pacyfiku, Delhi i Waszyngton potrzebują się nawzajem. Niewykluczone więc, że USA przymkną oko na chwiejną postawę Indii, a i Delhi nieco (choć nie za bardzo) jaśniej się określi. Ostatni apel do Moskwy – nawet jeśli nie wyrażony wprost – o przestrzeganie prawa międzynarodowego, może być tego dowodem.
Blanka Katarzyna Dżugaj