Patrząc na mapę i dzisiejszy przebieg granic państwowych w Azji Południowej łatwo dać się zwieść i uznać Indie i Afganistan za byty państwowe geograficznie i kulturowo odległe – może nie bardzo odległe, ale jednak. Historycznie i geopolitycznie patrząc nic bardziej mylnego. Zanim przejdziemy do niedalekiej przeszłości spójrzmy w tę przeszłość dużo głębiej…
Afganistan i Półwysep Indyjski oddzielają pasma górskie, które zawsze stanowiły wyzwanie dla podróżujących. Wyzwanie, ale nie przeszkodę niemożliwą do pokonania. Tereny dzisiejszego Afganistanu stanowią część tzw. Wielkich Indii (Greater India) i znajdowały się zawsze w obszarze cywilizacyjnych wpływów z wnętrza Subkontynentu Indyjskiego, a niejednokrotnie też właśnie z tego miejsca wychodziły impulsy polityczne i kulturowe, które wpływały na dzieje całej niemal Azji Południowej. Pogranicza Afganistanu i Pakistanu w starożytności znane były jako Gandhara i było to jedno z najważniejszych centrów cywilizacyjnych tej części świata, miejsce o ogromnym znaczeniu dla szlaków handlowych (Jedwabny Szlak) i rozprzestrzeniania się buddyzmu – był to bowiem region, gdzie buddyzm był tradycją dominującą. Znanym i stosunkowo rozpoznawalnym dowodem na to są wyryte w skałach olbrzymie wizerunki buddów w Bamijanie – wysadzone swego czasu przez Talibów. Na terenie Afganistanu odkryto edykty cesarza Aśoki – jednego z najważniejszych władców w dziejach Indii. Przez wieki mieszkali tam hindusi i sikhowie, w afgańskich miastach stoją (puste już często) hinduskie i sikhijskie świątynie. Mając z tyłu głowy fakt, że przecież Pakistan był częścią Indii Brytyjskich, a jeszcze wcześniej Imperium Mogolskiego i innych państw znanych z dziejów Subkontynentu łatwiej już uświadomić sobie, że granica między Indiami a Afganistanem była zawsze dość płynna.

Zarówno Afganistan jak i obszary Indii zmagały się wielokrotnie z obecnością wielkich mocarstw. Indie oczywiście doświadczyły kolonializmu, Afganistan natomiast był w XIX w. areną czegoś, co określa się mianem „Wielkiej Gry”, czyli walki międzynarodowych mocarstw i wielkich imperiów (przede wszystkim Imperium Brytyjskiego i Carskiej Rosji) o wpływy w Azji. „Wielka Gra” nie skończyła się jednak wraz z upadkiem imperiów. Zmienili się gracze (lub przybrali nowe nazwy i nieco inne oblicza), ale Afganistan nadal nie znikał z oczu obcych sił. Koniec lat 70. aż do początku lat 90. to czas rosyjskiej interwencji i ostatecznie inwazji na Afganistan. Jak w tym czasie zachowywały się Indie? Cóż… pamiętajmy o tym, że Indie były w czasie „Zimnej Wojny” liderem państw niezaangażowanych (chociaż lepszy może byłby termin „pozornie niezaangażowanych”). Sympatyzowały jednak z sowiecką Rosją. Do obecności Rosjan w Afganistanie odnosiły się dość pozytywnie i postrzegały to jako przejaw rozsądnej równowagi międzynarodowej. Największy wróg Indii – rodzony ich brat Pakistan – był sojusznikiem USA. Związki USA i Pakistanu w tym czasie są powszechnie znane, a o roli jaką odegrali Amerykanie w rozwoju ruchu Talibów też mówiono już niejednokrotnie. Indie kierując się odwieczną zasadą, że wróg naszego wroga to nasz przyjaciel wielką nadzieję pokładały zarówno w ZSRR, jak i graniczącym z Pakistanem, a niekoniecznie utrzymującym pozytywne z nim relacje, Afganistanem. Gdy Talibowie przejęli władzę w Afganistanie (po raz pierwszy) Indie wspierały – mniej lub bardziej jawnie – wszelkie przejawy oporu wobec islamskich fundamentalistów w tym działające na północy siły pod dowództwem Ahmada Szaha Masuda, „Lwa Pandźsziru”.

By http://www.warmfoundation.org/project/visual-memory-center-of-ahmad-shah-massoud, CC BY 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=109663129
Po „wyzwoleniu” Afganistanu od Talibów Indie zaangażowały się w odbudowę państwa w niezwykłym stopniu – znowu mając na uwadze trudne sąsiedztwo Pakistanu i potrzebę budowania sojuszy w regionie. Indie fundowały w Afganistanie szkoły, szpitale, budowały infrastrukturę (łącznie z nowym budynkiem parlamentu). Również wymiana handlowa była, pomimo utrudnień i nieudostępniania przestrzeni lądowej przez Pakistan, bardzo owocna i dobrze rokująca na przyszłość.

Talibowie jednak wrócili i nasuwa się kluczowe pytanie: co to oznacza dla Indii? Powrót Talibów to wielki cios dla Indii i ich wizji równowagi sił w regionie. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Indie nie utrzymywały praktycznie relacji dyplomatycznych z Talibami w czasie ich poprzednich rządów. Pierwsze rozmowy między przedstawicielami Talibów i indyjskiej dyplomacji – w Katarze, jeszcze na początku września – dotyczyły przede wszystkim ewakuacji obywateli Indii z terenu Afganistanu. A biorąc pod uwagę poziom wsparcia i zaangażowania Indii w tym kraju była to naprawdę pokaźna ilość. Kontakty indyjsko-afgańskie ograniczają się na tym etapie do roboczych, praktycznych ustaleń i chyba na ten moment takimi pozostaną, chociaż Talibowie bezustannie podkreślają, że pragną dobrych relacji z całym światem – również z Indiami.
Premier Narendra Modi w czasie wirtualnego szczytu G20 poświęconego głównie kwestii Afganistanu zaznaczył, że terytorium tego kraju nie może być źródłem, z którego wyłaniać i rozprzestrzeniać się będzie terroryzm i fundamentalizm. Wezwał też Talibów – zgodnie z nowym trendem w indyjskiej polityce, o którym bez wątpienia jeszcze napiszemy – do organizacji „administracji inkluzywnej” i zwiększenia w niej udziału kobiet oraz mniejszości religijnych.
Indie podobnie jak reszta świata mają ogromny problem z oficjalnym uznaniem rządu Talibów. Jedynie (albo aż!) dwójka z członków stałych Rady Bezpieczeństwa ONZ – Chiny i Rosja – wyraziły gotowość do uznania Talibów jako rzeczywistych i oficjalnie rządzących w Afganistanie. Większość państw przyjęła postawę „czekaj i obserwuj”. Pozostaje pytanie – ile można czekać i czy z tego oczekiwania wynika coś konstruktywnego. Oczywiście trudno o odpowiedź twierdzącą. Brak uznania dla rządu Talibów ze strony międzynarodowej to problem dla samych Afgańczyków. Utrudnia to lub wręcz uniemożliwia przekazywanie pomocy humanitarnej, kontynuowanie relacji handlowych ze światem, czy nawet oficjalny wyjazd z Afganistanu. Również dla drugiej strony – w tym Indii – jest to sprawa kluczowa. Wydaje się, że największe dwa zagrożenia łączone w Indiach z powrotem Talibów czyli rozwój terroryzmu i fundamentalizmu muzułmańskiego w regionie oraz przepływ narkotyków mogą być zwalczane jedynie w sytuacji, gdy z przedstawicielami reżimu Talibów będzie można usiąść do trudnych, ale jednak niezbędnych rozmów. Kolejna konsekwencja wstrzymywania się Indii z określeniem swojego oficjalnego/dyplomatycznego stosunku do rządu Talibów to rosnące niebezpieczeństwo wzrostu wpływów Chin, które – tak, jak już pisaliśmy – chcą odgrywać w Afganistanie kluczową rolę, tak jak czynią to w przypadku Pakistanu. Im mniej Indii w Afganistanie tym więcej tam Chin. A to już dla Indii bardzo poważna sprawa.

Podsumowując – związki mieszkańców dzisiejszych Indii i dzisiejszego Afganistanu nigdy nie były okazjonalne, wręcz przeciwnie. Tereny te łączy wielowiekowa wspólnota i przenikanie się wpływów kulturowych. Rządzący na terenach Indii często z Afganistanu pochodzili (lub pochodzili ich przodkowie). Żywo też byli zainteresowani Azją Środkową i rozwijaniem swoich więzi z regionem. Niejednokrotnie stała za tym geopolityczna kalkulacja. I to się nie zmienia. Powrót Talibów do władzy w Afganistanie to dla Indii wyzwanie ogromne i wielka niewiadoma. Mówi się, że Indie po raz kolejny źle oceniły sytuację i zaangażowały się w coś, co nie miało szansy powodzenia. Stanęły znowu po złej stronie, po stronie zbudowanego przez zachodnią koalicję rządu. Tak, jak wcześniej stały po stronie ZSRR. Indie jednak o swoich relacjach z Afganistanem myślą głównie przez pryzmat swoich „problemów” – Pakistanu i Chin. To, jak zachowa się rząd w New Delhi i jaką postawę ostatecznie przyjmie w kontaktach z Talibami zależeć będzie w dużej mierze od obecności Chin w Afganistanie oraz tego, jaki plan rządzący Indiami przygotowują w kontekście walki z Chinami o dominację w Azji.
Krzysztof Gutowski