Światła rozbłyskające z okazji hinduskiego święta Diwali w siedzibie premiera, wegetarianizm, abstynencja, hinduska religia, indyjska żona i hinduskie nazwisko. Te elementy spośród wielu, wielu innych składających się na sylwetkę i wizerunek nowego premiera Wielkiej Brytanii stały się – poza samym faktem jego wyboru – powodem szaleńczej radości w Indiach.
Indyjskie media i zwykli Indusi ucieszyli się na wieść, że nowym premierem będzie jeden „ze swoich”. Czy jednak ten entuzjazm jest uzasadniony i co wybór Rishiego Sunaka na nowego premiera oznacza dla Indii? I czy w ogóle coś to dla Indii zmienia?
Rishi Sunak został kandydatem na stanowisko premiera Wielkiej Brytanii, gdy jego partyjna rywalka Penny Mordaunt ogłosiła wycofanie się z wyścigu na kilka minut przed zamknięciem nominacji. Wkrótce potem Sunak został ogłoszony liderem Partii Konserwatywnej (tak… konserwatywnej, rzecz nie do pomyślenia w realiach polskiego przesiąkniętego w większości rasizmem konserwatyzmu). Sunak jest pierwszym brytyjskim premierem mającym azjatyckich przodków. 42-letni polityk jest też najmłodszym brytyjskim premierem w historii.

Fot. Simon Walker
Przed wyborem na premiera miał opinię kompetentnego zarządcy, efektywnie na swoich poprzednich stanowiskach walczącego ze skutkami pandemii i globalnych kryzysów. I bez wątpienia to właśnie sfera gospodarki jest wskazywana jako ta, w której czeka Sunaka najwięcej wyzwań. Informacje na temat politycznej przeszłości i pomysłów na brytyjską przyszłość nowego premiera nietrudno znaleźć. Przyjrzyjmy się jednak czemuś bliższemu naszej tematyce – indyjskim reakcjom na ten polityczny sukces Sunaka.
Zaraz po jego nominacji – oprócz gratulacji z różnych stron świata i wyrazów wsparcia i poparcia ze strony byłych brytyjskich premierów – wybrzmiały też oczywiście gratulacje ze strony indyjskiego premiera. Narendra Modi pogratulował Sunakowi i wyraził nadzieję na przekształcenie „historycznych związków” między dwoma państwami w nowoczesne i realne partnerstwo. Sunak w stosownym momencie podziękował Modiemu, za „miłe słowa” i w odpowiedzi podkreślił, że Wielką Brytanię i Indie „łączy wiele”. Zapewnił też o woli pogłębienia współpracy w zakresie bezpieczeństwa, obrony i gospodarki.

Fot. Rory Arnold
Od wieczora kiedy pojawiła się informacja o nowej roli czekającej Sunaka indyjskie grupy na WhatsAppie i indyjskie media oszalały. Sukces Sunaka zaczął być świętowany jako sukces narodowy niemalże. Niezliczone memy, komentarze, happeningi i reakcje medialne ukazują zwycięstwo Sunaka jako zwycięstwo Indii. Zadajmy sobie jednak pytanie o zasadność takiego twierdzenia. I to na bardzo wielu płaszczyznach… Bo w gruncie rzeczy, jeśli sukces Sunaka jest dowodem na wielkość jakiegoś narodu to raczej brytyjskiego. I dowodzi ogromnego postępu, jakie to państwo wykonało od czasów swojej kolonialnej przeszłości, a nawet w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Dziś syn migranta, osoba, której dziadkowie wywodzili się z brytyjskich Indii, wywalczył stanowisko premiera. 50 lat temu mieszkający w Wielkiej Brytanii Azjaci i potomkowie Azjatów walczyli – jak słusznie zauważył jeden z komentatorów w indyjskiej centrowej prasie – o prawo do siedzenia w pubach obok „białych” Brytyjczyków. Sukces Sunaka to sukces brytyjskiego systemu. Nie indyjskiego.
Co więcej, kolonialne pochodzenie przodków Sunaka jest w kontekście jego sukcesu wtórne wobec nakładów, które zostały wyłożone na jego edukację. Sunak jest „produktem” prywatnej edukacji bogatych Brytyjczyków – tak, jak ogromna część jego klasy politycznej. Rodzice zainwestowali w jego edukację kształcąc go na Oksfordzie, potem w na Uniwersytecie Stanforda. To pieniądze zainwestowane w edukację i zaistnienie w politycznej klasie miały realny wpływ na jego sukces. Nie kolor skóry, czy też miejsce urodzenia dziadków.

Jak zauważają niektórzy – poza nazwiskiem, etnicznym pochodzeniem (i to kwestia pokolenia dziadków, a nie rodziców nawet) i indyjską żoną, Sunak nie może być identyfikowany z indyjskością – rozumianą w sposób narodowy. Nie ma nawet indyjskiego paszportu. Mimo to Indie eksplodowały radością i narodową dumą z faktu, że premierem Wielkiej Brytanii został ktoś urodzony i wykształcony w Wielkiej Brytanii. Dlaczego etniczność przodków Sunaka jest tak kluczowa we współczesnej indyjskiej narracji medialnej, politycznej i reakcjach społecznych?
Rzecz w tym, że współcześnie każda nie-biała osoba, której przodkowie pochodzili z Azji Południowej, która odnosi jakikolwiek sukces na zachodzie uznawana jest za osobą „pochodzenia indyjskiego”. I przymiotnik „indyjski” w tym układzie ma jasno łączyć się ze współczesnym krajem – Republiką Indii. To elity tego kraju roszczą sobie prawo do całości spuścizny cywilizacji „indyjskiej”, której wpływy rozciągały się przecież od Azji Centralnej po dzisiejsze kraje Azji Południowo-wschodniej i od Himalajów po Sri Lankę. Intelektualiści (przynajmniej ci prawicowi) współczesnych Indii nie są w stanie oddzielić Indii dzisiejszych od tych sprzed podziału brytyjskich Indii w 1947 roku. Bronią się jak mogą przed określeniem „Azja Południowa”, a jedyna spuścizna do jakiej chcą dać prawo mieszkańcom Pakistanu czy Bangladeszu to ta „popodziałowa”. Dziadek Sunaka pochodził z terenów dzisiejszego Pakistanu. I nie przeszkadza to Indusom by uznawać go za… Indusa. Oczywiście, pomaga w tym fakt, że Rishi Sunak wyznaje hinduizm i jest wegetarianinem. Nadaje się idealnie zatem na symbol „indyjskiego” sukcesu na Zachodzie. Hindus – jak podkreślamy gdzie się da i kiedy się da – nie oznacza z automatu Indusa.
A co sam Sunak mówi o swoim pochodzeniu? W wywiadzie dla Business Standard jeszcze w sierpniu 2015 roku powiedział:
Brytyjski Indus (British Indian) jest tym, co zaznaczam w spisie, mamy taką kategorię. Jestem na wskroś Brytyjczykiem, to jest mój dom i mój kraj, ale moje dziedzictwo religijne i kulturowe jest indyjskie, moja żona jest Induską. Nie ukrywam też, że jestem hindusem.
Stanowisko Sunaka jest tu dość jasne i zrozumiałe. Ale – jak widać – nie dla wszystkich. Indyjskie media, środowiska nacjonalistyczne i ogromne rzesze samych mieszkańców Indii będą widzieć w nim kogoś, kto identyfikuje się z Indiami. Wbrew podkreślanej często przez samego zainteresowanego jego „brytyjskości”. Te reakcje raczej pozostaną, a przodkowie i religia Sunaka będą wykorzystywane nadal. Zimny prysznic może jednak czekać entuzjastów „indyjskości” premiera Wielkiej Brytanii, gdy dojdzie do realnej polityki. Sunak jest premierem Wielkiej Brytanii, jej obywatelem i – załóżmy że w przypadku polityków to zazwyczaj semantyczne nadużycie – brytyjskim, a nie indyjskim mężem stanu. W swoich decyzjach będzie kierował się interesem królestwa, a nie współczesnego politycznego bytu roszczącego sobie prawa do reprezentowania dziś miejsca, gdzie urodził się jego dziadek. Sunak w swojej polityce nie będzie raczej mniej brytyjski od innych Brytyjczyków i z pewnością nie będzie jednocześnie bardziej (pro-)indyjski.

Fot. Andrew Parsons
Oprócz fenomenu celebrowania „kolejnego sukcesu Indusa” warto odnotować nagły przypływ sympatii do Wielkiej Brytanii. Podkreślanie związków między Indiami a koroną i nadziei na współpracę. Jest to kuriozalne i nie sposób wyzbyć się ironii patrząc na to zaledwie dwa miesiące po śmierci królowej Elżbiety, która to śmierć wywołała falę nienawiści do Wielkiej Brytanii i antybrytyjskich resentymentów. Dwa miesiące po tym, jak indyjscy politycy i internauci domagali się zwrotu klejnotów koronnych, reparacji finansowych i innych dowodów skruchy i żalu z powodu kolonialnej przeszłości, nagle Wielka Brytania wybija się na najważniejszego partnera i wielkiego przyjaciela Indii. Cóż… na pstrym koniu jeździ łaska opinii publicznej. Polityczny sukces Sunaka jest – tak jak śmierć królowej – zapewne chwilowym jedynie obiektem zainteresowania i rozbudzaczem emocji, które nie potrwają długo. Otwarte pozostaje pytanie o przyszłość indyjsko-brytyjskich stosunków. Nie można wykluczyć, że Sunak jakiś sentyment do Indii ma. Albo, że łatwiej będzie Indiom lobbować u takiego, a nie innego premiera. Ale jak wiadomo w polityce sentymenty nie są najważniejsze, a jeśli chodzi o ewentualną proindyjskość nowego premiera Wielkiej Brytanii jesteśmy bardzo sceptyczni.
Krzysztof Gutowski