Zawsze cieszy nas, kiedy azjatyckie książki trafiają na pierwsze strony gazet, ekrany, wyświetlacze i języki ludzi na Zachodzie. Od kilku dni fani literatury z całego świata mają okazję poznawać laureta tegorocznej Nagrody Bookera – pochodzącego ze Sri Lanki Shehana Karunatilakę i jego powieść Siedem księżyców Maali Almeidy.
Warto zwrócić uwagę, że sukces Karunatilaki ma miejsce w czasie szczególnym dla Sri Lanki. Kraj pogrążony jest w ekonomicznej zapaści i politycznych chaosie, o czym pisaliśmy TUTAJ. Brakuje paliwa, żywności i coraz częściej nadziei. I tu pojawia się międzynarodowo uznana powieść Lankijczyka. Powieść, którą trudno zakwalifikować, jest to bowiem połączenie czarnej komedii, kryminału, political fiction z dużym wysyceniem magicznym realizmem. A w tle – ciągnąca się dekadami wojna domowa na Sri Lance.

Shehan Karunatilaka urodził się na Sri Lance w 1975 roku. Pochodzi z Galle, ale dorastał w stołecznym Kolombo. Chociaż w dorosłym życiu przebywał, studiował i pracował w wielu miejscach: Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii, Holandii i Singapurze, mieszka obecnie w ojczystym kraju. Wyróżniona książka to jego druga powieść – zadebiutował w 2010 powieścią Chinanman. Karunatilaka jest nie tylko prozaikiem – pisze również scenariusze, piosenki, teksty publicystyczne, które publikowane były w magazynach dla szerokiego grona odbiorców (GQ, National Geographic, The Guardian i Rolling Stone). Karunatilaka jest drugim wywodzącym się ze Sri Lanki zdobywcą Bookera – pierwszy był Michael Ondaatje w 1992 (za sławną powieść Angielski pacjent), którego Karunatilaka wskazuje jako swojego idola z młodości.
Bohaterem powieści, której akcja toczy się na początku lat 90. XX wieku – i to w ramach fabularnego post mortem – jest Maali Almeida. Maali jest wojennym fotografem z Colombo, hazardzistą, delikatnie mówiąc niekoniecznie „czarno-białą” postacią, a co więcej jest… martwy. Maali budzi się martwy w rodzaju niebiańskiej urzędowej poczekalni i dowiaduje się, że ma siedem dni – tytułowe siedem księżyców – by dowiedzieć się, kto go zabił. Nie jest to łatwe zadanie. Przeszkodą są groteskowe duchy oraz wojenna rzeczywistość. Jednocześnie jest to siedem dni, w czasie których próbuje nakierować swoją dziewczynę i swojego kochanka (tak, Maali jest gejem, ale dla niepoznaki posiada „dziewczynę”) na trop fotografii ukazujących okrucieństwo wojny.

Powieść Karunatilaki jest w pewien – pozytywny! – sposób tak chaotyczna i niespokojna, jak czasy i problemy, o których mówi. To zasługa mistrzowskiego użycia konwencji realizmu magicznego w połączeniu z kryminałem i thrillerem. A to wszystko okraszone niesamowicie naturalnym, chociaż często czarnym, humorem. Absurdalność świata pośmiertnego (z głodnymi i złośliwymi duchami na czele) wcale nie jest zrównoważona realiami ludzi żyjących – nie wiadomo, która rzeczywistość niesie więcej absurdu i chaosu. Nie na darmo wśród swoich mistrzów i inspiracji autor podaje Rushdiego, Marqueza czy Vonneguta.
I chociaż na krótkiej liście do nagrody znalazło się wiele świetnych książek (co ciekawe w większości bazujących na rzeczywistych – i traumatycznych – wydarzeniach, takich jak: zabójstwo Emmetta Tilla czy też przerażające realia irlandzkich Pralni Sióstr Magdalenek) to szczególnie cieszy nas, że właśnie lankijska książka została wyróżniona. To znaczy bardzo wiele dla autorów z Azji Południowej, szczególnie Sri Lanki, która w swojej pokolonianej najnowszej historii zmagała się z wojną domową i wciąż leczy po niej traumę. Traumę uzupełnianą bieżącą, niezwykle trudną sytuacją ekonomiczną, społeczną i polityczną. Sri Lanka ma światu wiele do powiedzenia. I mamy nadzieję, że nie jest to ostatni raz, kiedy świat jest w stanie jej wysłuchać i docenić jej opowieść.
Krzysztof Gutowski