Minął tydzień od zabicia Aymana Al-Zawahiriego – lidera Al-Kaidy odpowiedzialnego za ataki z 11 września 2001. Oprócz ogłoszenia wielkiego sukcesu w wojnie z terroryzmem pojawiają się coraz liczniejsze pytania o to, w jaki sposób Amerykanom udało się zabić Al-Zawahiriego i skąd wiedzieli, że właśnie tam należy uderzać.
Lider Al-Kaidy zginął w wyniku ataku dronem w Kabulu. Coraz częściej pojawiają się opinie, ze Talibowie musieli być doskonale świadomi, że atak ten będzie miał miejsce. Co więcej – mówi się, że mieli swój udział w całej akcji. Czy możliwe jest, że przywódcy Talibów z taką życzliwością potraktowali amerykański wywiad i wydali na śmierć znajdującego się pod ich ochroną terrorystę?
Przypomnijmy ustalenia z Dohy z 2020 roku. W ich wyniku de facto Amerykanie zdecydowali się na ostateczne wycofanie z Afganistanu. Talibowie zadeklarowali wtedy wolę budowania stabilnego i bezpiecznego państwa i zobowiązali się, że nie będą wspierać międzynarodowych organizacji terrorystycznych.

Czy coś z tych ustaleń pozostało w umysłach i działaniach przywódców Talibów? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że przywódców Talibów można podzielić na dwa obozy – często jest to podział związany z wiekiem i doświadczeniami osobistymi. Starsi bojownicy są silnie związani z globalną siecią terrorystyczną. Wydaje się natomiast, że młodsi skupieni są bardziej na kontrolowaniu Afganistanu i budowaniu tam właśnie – bez chęci zbytniego angażowania się w globalną wojnę fundamentalistów muzułmańskich z Zachodem – państwa religijnego. I to na tych młodych przywódców liczyli Amerykanie przy okazji ustaleń z Dohy. Talibowie potrzebują pieniędzy, wsparcia i międzynarodowej akceptacji. Chcąc być podmiotem muszą zachowywać się jak podmiot; jak władze niepodległego państwa, a nie jak dżihadystyczni rebelianci. Podział pokoleniowy i odmienne cele tych dwóch frakcji znajdują swój wyraz również w stosunku do Al-Kaidy. Wielu starszych bojowników odczuwa braterską więź z ukrywającymi się terrorystami. Ponadto łączy ich z nimi relacja „gość-gospodarz”, relacja bardzo ważna w obyczajowości afgańskiej, a często zupełnie niezrozumiała przez społeczność międzynarodową. Młodsi Talibowie, obecni w social mediach, anglojęzyczni, często wykształceni w swoich „cywilnych” czasach na Zachodzie, chcą budować państwo i przyciągać fundusze na swoją działalność. Chcą relacji z Chinami, Rosją, Iranem, państwami Azji Centralnej, docelowo też z USA. Nie widzą sensu i potrzeby w tolerowaniu obecności w Afganistanie znienawidzonych przez USA terrorystycznych liderów.

Jak ta sytuacja przekłada się na zabicie Al-Zawahiriego? Oczywiście, nie wiadomo do końca. Chociaż trudno uwierzyć w to, że tego typu operacja w tak – jak na afgańskie realia – gęsto zaludnionym obszarze mogłaby być przygotowywana i przeprowadzona bez wsparcia z wewnątrz. A przypomnijmy, że Al-Zawahiri przebywał w domu, którego właścicielem jest jeden z najważniejszych przywódców Talibów – Sirajuddin Haqqani, „Zdobywca Kabulu”. Haqqani zresztą nigdy nie zaakceptował ustaleń z Dohy i często sprzeciwiał się zdaniu centralnej Rady Talibów. Nie ma wątpliwości, że zabity mózg Al-Kaidy znajdował się w Afganistanie pod jego opieką. Możliwe, że ktoś z otoczenia Haqqaniego albo innych frakcji Talibów współpracował z USA by pozbyć się nie do końca pożądanego gościa. Pamiętajmy też, że USA obiecało 25 milionów dolarów (!) za wskazanie miejsca pobytu terrorysty. Czy w zniszczonym wojną, cierpiącym z powodu biedy, głodu i niestabilności Afganistanie brakuje (nawet wśród Talibów!) osób, które by nie były zainteresowane taką kwotą?

Oprócz bezpośredniego zaangażowania niektórych Talibów w przeprowadzenie tej amerykańskiej operacji, możliwe są inne scenariusze i pośredni wypływ informacji ze strony niezadowolonych z obecności Al-Zawahiriego Afgańczyków. Jeden z nich to udział pakistańskiego wywiadu. Pakistańskie ISI – jedna z najprężniej działających organizacji wywiadowczych na świecie – znajduje się obecnie pod naciskami, by wzmacniać współpracę z USA. Zmiany władzy w Pakistanie i chęć zdywersyfikowania sojuszników (czyt. odsunięcie się nieco od Chin i poprawienie relacji z USA) dodatkowo jest czynnikiem, który sprawia, że ISI mogło wspierać Amerykanów w poszukiwaniach i atakach na terrorystę. Pakistański wywiad od lat jest obecny w Afganistanie, co więcej – ma bardzo silne związki z Talibami. Możliwe, że agentom pakistańskim udało się zdobyć informacje o miejscy pobytu Al-Zawahiriego. Pakistan udostępnił ponadto swoją przestrzeń powietrzną, by przeprowadzić atak.
Wszystko to, o czym mowa, to oczywiście do pewnego stopnia gdybanie. Ale gdybanie potrzebne, bo pokazujące możliwe scenariusze będące wyrazem dynamiki w relacjach między niezliczonymi podmiotami działającymi w regionie Afganistanu. A dynamika ta ma przełożenie na sytuację międzynarodową.

Możliwe, że sukces operacji antyterrorystycznej przeprowadzonej przez USA to w pewnym stopniu efekt konfliktu wewnętrznego między frakcjami Talibów. Możliwe, że to pomoc Pakistanu i dowód na zmianę polityki tego kraju i orientowania się na USA, a odwracania się od Chin. Opcji jest wiele. Wszystkie wskazują na zmieniający się układ sił w Azji. Sama Al-Kaida zapewne sobie poradzi. Kandydatów do kontynuowania dzieła Al-Zawahiriego niestety nie brakuje. Ciekawe są jednak możliwe konsekwencje tej sytuacji dla afgańskich Talibów. Z jednej strony pojawiają się wewnątrz nich podejrzenia i oskarżenia o współpracę z USA. To pogłębi podziały w tym środowisku. Z drugiej strony sam fakt, że kolejny międzynarodowy terrorysta znajdował schronienie pod okiem ważnego talibańskiego przywódcy nie pomaga w budowaniu nowego wizerunku grupy rządzącej Afganistanem. Z pewnością jego zniknięcie to dla części z Talibów ulga.

Oprócz konsekwencji zabicia Al-Zawahiriego, o których mówi się powszechnie, sam fakt, że stało się to właśnie w tym miejscu i w tym czasie powinien zwrócić naszą uwagę na to, jak niejednoznaczne są takie wydarzenia. Trzeba pamiętać, że praktycznie nigdy nie są to precyzyjne i genialne ciosy opracowane przez amerykańskie służby. A już na pewno nie byłyby one precyzyjne, gdyby nie pomoc innych podmiotów. Podmiotów najróżniejszych: międzynarodowych i lokalnych. Jak widać, często pomocnicy ci są sami uwikłani w niejasne relacje z USA. Oczywiście, nie można zupełnie wykluczyć w tym przypadku samodzielności USA, ale naszym zdaniem zakończenie się sukcesem tej akcji jest dowodem na nie do końca jasne dla nas jeszcze tarcia wewnątrz samego środowiska Talibów.
Krzysztof Gutowski