Nancy Pelosi może odwiedzić Tajwan. Choć oficjalnie wyspy nie ma na liście azjatyckiej podróży spikerki Izby Reprezentantów, już same pogłoski wywołały polityczną awanturę. Chiny grożą, Waszyngton się waha…
Tajwan stał się częścią imperium chińskiego w XVII wieku. W 1895 roku został przekazany Japonii po tym, jak cesarskie Chiny przegrały pierwszą wojnę chińsko-japońską. Wyspa pozostawała kolonią japońską przez pół wieku, aż do końca II wojny światowej – wówczas kontrolę nad Tajwanem przejął nacjonalistyczny rząd chiński kierowany przez Kuomintang. Władze te zostały jednak pobite przez powstańczą Komunistyczną Partię Chin – w efekcie krwawej wojny domowej nacjonaliści z Kuomintangu uciekli z Pekinu na Tajwan. Po drugiej stronie cieśniny KPCh przejęła władzę i ustanowiła Chińską Republikę Ludową w Pekinie. Oba rządy ogłosiły się…jedynym prawowitym rządem całego terytorium Chin. Mao Zedong nigdy nie uznał oddzielności Tajwanu, a kolejni jego następcy podzielali to zdanie uznając Tajwan za zbuntowaną prowincję, którą prędzej czy później należy ponownie przyłączyć do macierzy. W tym czasie wyspa przekształciła się w dobrze prosperującą gospodarczo demokrację, niestety – coraz mocniej izolowaną dyplomatycznie. Większość światowych rządów nie uznaje Tajwanu za niepodległy kraj. USA także, ale… no właśnie: ale.

Waszyngton uznaje Chińską Republikę Ludową za jedyny legalny rząd Chin, utrzymuje jednak bliskie nieoficjalne powiązania z Tajwanem. USA nie mogą wystąpić zbrojnie w obronie wyspy, mogą jednak – i z możliwości tej korzystają – dostarczać Tajwanowi broń defensywną. Gdy wraz z rosyjskim atakiem na Ukrainę wzrosły obawy o militarną agresję Chin na Tajwan, Waszyngton dość szybko dał do zrozumienia, po której stronie konfliktu się opowiada. Wczesną wiosną na Tajwan przyleciała ponadpartyjna delegacja wysokiego szczebla, która miała uspokoić obawy Tajpei i zapewnić, że wojna w Ukrainie nie odciąga uwagi Waszyngtonu od kwestii bezpieczeństwa Tajwanu. Na czele pięcioosobowej delegacji stał Michael Mullen, były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, a towarzyszyli mu m.in.: Michèle Flournoy, była podsekretarz obrony ds. polityki, Evan Medeiros, były doradca Baracka Obamy w Białym Domu ds. Azji, oraz Mike Green, który zajmował to samo stanowisko w administracji George’a W. Busha. W ciągu dwudniowej wizyty Amerykanie spotkali się m.in. z prezydentką Tsai Ing-wen. Niezależnie od tej delegacji, na Tajwan przyjechał były sekretarz stanu USA Mike Pompeo.

W kwietniu wyspę miała odwiedzić także Nancy Pelosi, niestety, zaraziła się koronawirusem i musiała zmienić plany. Teraz mówi się o jej podróży na Tajwan w sierpniu – wizyta nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona, ale już sama jej zapowiedź wywołała furię w Pekinie. Dlaczego? Cóż, z pewnością nie bez znaczenia jest fakt, że spikerka Izby Reprezentantów USA byłaby najważniejszym rangą amerykańskim urzędnikiem, który od odwiedzi Tajwan od blisko ćwierć wieku. Pekin, nie uznający autonomicznych władz Tajwanu, sprzeciwia się każdemu działaniu mogącemu legitymizować ich działanie na arenie międzynarodowej. Wizyta Nancy Pelosi natomiast, która de facto zajmuje trzecią po prezydencie Joe Bidenie i wiceprezydent Kamali Harris pozycję w urzędniczej hierarchii Białego Domu, jest takim właśnie działaniem.

Równie istotny jest jednak – dyplomatycznie mówiąc – niechętny stosunek Nancy Pelosi do władz ChRL. Najsłynniejszym jej wystąpieniem przeciwko Pekinowi było rozwinięcie transparentu na placu Tiananmen – Pelosi odwiedziła Pekin w 1991 roku, a więc dwa lata po krwawym stłumieniu protestów przez chińskie wojsko. Polityczka wymknęła się wówczas eskorcie i wraz z dwoma innymi członkami Kongresu, bez pozwolenia władz udała się na plac Tiananmen, gdzie rozwinęła czarny sztandar z odręcznie namalowanym napisem: Tym, którzy zginęli za demokrację w Chinach. Później, Nancy Pelosi wielokrotnie potępiała łamanie praw człowieka w Chinach, spotykała się z dysydentami politycznymi oraz Dalajlamą – przebywającym na wygnaniu w Indiach duchowym przywódcą Tybetańczyków. Na kwestie praw człowieka zwracała uwagę osobiście m.in. podczas spotkań z Hu Jintao – najpierw, gdy był on wiceprezydentem, a później, gdy sprawował funkcję przywódcy ChRL. Za pierwszym razem amerykańska polityczka próbowała przekazać mu cztery listy wyrażające zaniepokojenie aresztowaniem i więzieniem działaczy prodemokratycznych w Chinach i Tybecie oraz wzywające do ich uwolnienia. Siedem lat później Nancy Pelosi podobno osobiście dostarczyła Hu Jintao list wzywający do uwolnienia więźniów politycznych.
Wielokrotnie wzywała też do bojkotu Chin na arenie międzynarodowej – sprzeciwiała się dążeniom Pekinu do organizacji igrzysk olimpijskich już w 1993 roku, a w 2008 roku namawiała ówczesnego prezydenta USA George’a W. Busha do bojkotu ceremonii otwarcia Letnich Igrzysk Olimpijskich w Chinach. Nie milczała także w tym roku nawołując do dyplomatycznego bojkotu zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Jej działania były krytykowane nie tylko w Chinach, ale i w USA – przeciwnicy polityczni i niektórzy dziennikarze zarzucali jej egzaltację, skłonność do teatralnych zachowań oraz niemyślenie o konsekwencjach.

Zapowiedź kwietniowej wizyty Nancy Pelosi na Tajwanie wywołała natychmiastową odpowiedź Pekinu, który zapewnił, że w razie zrealizowania planów amerykańskiej polityczki podejmie “zdecydowane kroki”. Teraz powtórzył groźby – ministerstwo obrony ostrzegło w tym tygodniu, że jeśli Stany Zjednoczone Ameryki będą nalegać na “obranie własnego kursu”, chińska armia nie będzie siedziała bezczynnie. Resort spraw zagranicznych natomiast zapewnił, że w konfrontacji z “siłami zewnętrznymi” zachęcającymi Tajwan do niepodległości, chińska armia “zdecydowanie broniłaby suwerenności narodowej”. Nic więc dziwnego, że kwestia wizyty Nancy Pelosi na Tajwanie stała się jednym z tematów piątkowej, trwającej dwie godziny rozmowy telefonicznej Joe Bidena i Xi Jinpinga. Według informacji przekazanej mediom przez rzecznika ministerstwa spraw zagranicznych Zhao Lijiana, chiński przywódca ostrzegł USA, aby nie igrały ogniem w sprawie Tajwanu, Biden natomiast powtórzył zapewnienie, że polityka Waszyngtonu wobec Tajwanu nie uległa zmianie. Co istotne, administracja Joe Bidena nie wydaje się zachwycona pomysłem wizyty Nancy Pelosi na Tajwanie – jak powiedział sam prezydent wojsko amerykańskie uważa, że wizyta ta “nie jest obecnie dobrym pomysłem”. Pojawiły się nawet głosy o możliwym ataku na polityczkę, co jest jednak ewidentną przesadą.
Czy groźba militarnej ekspansji na Tajwan jest realna? W ostatnim czasie Chiny prowadzą coraz bardziej intensywną politykę zastraszania – przeprowadzają więcej lotów, niejednokrotnie naruszając przestrzeń powietrzną Tajwanu, oraz ćwiczeń morskich w okolicach wyspy. Pod koniec lutego 7 chińskich samolotów wojskowych wleciało do tajwańskiej strefy identyfikacji obrony powietrznej. Teraz także, już po informacji o możliwej wizycie Nancy Pelosi, tajwańskie radary namierzyły obecność chińskich okrętów u wschodniego wybrzeża wyspy. Tajwan jest kwestią dla Chin nierozwiązaną i z punktu widzenia Pekinu kiedyś wyspa będzie musiała wrócić do “macierzy”. Na doprowadzenie do „integralności” całych Chin rządzący w Pekinie dają sobie jeszcze kilka lat, czekając na odpowiednią okazję. Jeśli ta się nadarzy, bez wątpienia nie cofną się przed próbą aneksji terytorium wyspy. Okazja taka pojawiła się w lutym tego roku, wraz z atakiem Rosji Władimira Putina na Ukrainę, tak szybko jak się pojawiła jednak…minęła. Zarówno problemy rosyjskiej armii w Ukrainie, jak i relatywnie stanowcza odpowiedź świata oraz łączące się z nią wzmacnianie antychińskich sojuszy w regionie Indo-Pacyfiku, pokazują Xi Jinpingowi, że aneksja Tajwanu w tej chwili nie jest dobrym pomysłem. To racjonalnie myślący polityk, który nie zaryzykuje ewentualnej porażki przed jesiennym 20. plenum Komunistycznej Partii Chin. Wprawdzie pogłoski o upadku Xi Jinpinga, tak chętnie szerzone przez zachodnie media, są mocno przesadzone i KPCh wciąż ma jego twarz a reelekcja jest raczej pewna, międzynarodowe awantury nie są jednak teraz chińskiemu przywódcy na rękę.

Najprawdopodobniej więc, wizyta Nancy Pelosi skończyłaby się tak samo, jak wizyta poprzedniego przewodniczącego Izby Reprezentantów, Newta Gingricha, który odwiedził Tajwan w 1997 roku. Wówczas Chiny głośno wyrażały sprzeciw, dziś mogłyby dorzucić do tego naruszenie przestrzeni powietrznej, wątpliwe jednak, by z tego powodu zdecydowały się na atak. Niemniej, wiele wskazuje na to, że podczas rozpoczętej w niedzielę podróży po Azji Nancy Pelosi ominie Tajwan – w komunikacie prasowym podano, że spikerka Izby Reprezentantów przewodzi delegacji Kongresu do regionu Indo-Pacyfiku, włączając w to wizyty w Singapurze, Malezji, Korei Południowej i Japonii. Jeśli Tajwan również znajdował się na tej liście, lecz został wykreślony na skutek sprzeciwu tak Chin, jak i politycznego otoczenia Pelosi, oznacza to zwycięstwo Chin i pokazanie słabości ze strony Waszyngtonu. Xi Jinpingowi, na chwilę obecną, takie zwycięstwo nad USA – nieistotne na arenie międzynarodowej, ale ważne z punktu widzenia propagandy wewnętrznej – w zupełności wystarczy.
Blanka Katarzyna Dżugaj