Każdy, kto miał w ręku przewodnik po Indiach musiał natknąć się na ostrzeżenia przed kradzieżami i przestępczością w tym kraju. Do pewnego stopnia to z pewnością stereotyp. Jest w nim jednak ziarnko prawdy, bo przecież turystyczne miejsca mają to do siebie, że nie trudno o osoby o złych zamiarach, które pragną wykorzystać to, że jesteśmy w miejscu dla nas „obcym”. Wbrew tym ostrzeżeniom i turystycznym legendom o kradzieżach w Indiach jest w tym kraju miejsce, w którym… drzwi się nie zamyka, bo ich… nie ma!
W miejscowości Shani Shingnapur w stanie Maharasztra od setek lat nie montuje się drzwi i zamków. Wiąże się to z przekonaniem, ze miasto jest pod opieką boga Śani, czyli planetarnego Saturna. Śani bywa dość złowrogim bóstwem. A na pewno ma moc zsyłania nieszczęścia. I siedem lat nieszczęścia ma spotkać każdego, kto dopuści się kradzieży w mieście, które szczególnie sobie Śani umiłował.

A skąd Śani w tym niewielkim miasteczku? Ponoć 400 lat temu pewien pasterz znalazł na brzegu przepływającej tam rzeki kamień. Gdy uderzył w niego kijem z głazu trysnęła krew. Przerażonemu i nie mogącemu dojść do siebie pasterzowi przyśnił się Śani i powiedział mu, że ten kamień był jego podobizną (murti, a zatem de facto Śani jest w nim obecny). Pasterz obiecał bogu, że zbuduje świątynię, gdzie podobizna ta mogłaby zamieszkać i być odpowiednio czczona. Bóg jednak odmówił. Powiedział, że chce by mieszkańcy wioski nosili go w swoich sercach i dzięki temu mieli świadomość jego obecności i stałą z nim więź. On zaś chronił będzie swoich wyznawców przed wszelkimi niebezpieczeństwami i wszelkim złem.


I właśnie od tego czasu mieszkańcy tego miejsca mieli związać swój los z Saturnem. W związku z niewzruszoną ich wiarą w obronną moc ich patrona zrezygnowali z drzwi i wszelkich zamknięć. Nie boją się kradzieży. Domy są otwarte. Nikt nie ośmieli się kraść bojąc się kary ze strony boga – nieszczęść, niepowodzenia, choroby czy zesłanego szaleństwa. Dotyczy to nie tylko prywatnych domów, ale tez budynków administracji i użyteczności publicznej. Indyjskie banki mające filię w mieście nie są jednak tak „wierzące”. Mają zamknięcia, ale… bardzo subtelne, niewidoczne, szklane. Tak, by nie drażnić mieszkańców i… bóstwa.

Shani Shingnapur jak na miejsce szczególnie związane z manifestacją sacrum przystało jest celem pielgrzymek. Lokalną świątynię Śaniego (czyżby wybudowaną wbrew bożej woli?) odwiedza dziennie nawet kilkadziesiąt tysięcy osób.
Czasy jednak się zmieniają i warto nadmienić, że coraz więcej osób, które mieszkają w maharasztriańskim „mieście bez drzwi” (często osób napływowych) uważa, że należałoby zerwać z tą tradycją i nieco zracjonalizować podejście do bezpieczeństwa w Shani Shingnapurze. Kradzieże w mieście zaczęły się zdarzać, a rozpoczęły się spektakularnie – w 2010 r. skradziono wartą fortunę biżuterię członkowi komitetu świątynnego!


Miejsc o tak niesamowitych historiach w Indiach jest wiele. Szczególnie ciekawe, że ta związana jest nie z którymś z wielkich bóstw hinduskiego panteonu (Wisznu czy Śiwą), ale bóstwem planetarnym. A astrologia jest niezwykle ważnym elementem hinduskiego światopoglądu. O planetach i ich patronach opowiemy Wam w kolejnym tekście, ale już teraz warto sobie zapisać Shani Shingnapur na liście miejsc wartych odwiedzenia w Indiach.
Krzysztof Gutowski