Pocieszycielki w Tokio – wystawa w cieniu protestów

Pocieszycielki – tak japońska armia określała blisko czterysta tysięcy kobiet, które zmusiła do prostytucji w czasie II wojny światowej. Trzymane w tzw. stacjach pocieszenia kobiety, zarówno Azjatki, jak i Europejki, miały uwalniać japońskich żołnierzy od napięcia seksualnego i zapewniać im niezbędny relaks na froncie. Czterodniowa wystawa w Tokio miała przypomnieć o ich tragicznym losie i niezabliźnionych ranach. Nie obyło się bez protestów.

Na „Wystawę nie-wolności słowa” Tokio, choć bez wątpienia nie całe, czekało blisko rok. Początkowo ekspozycja miała zostać otwarta w lipcu 2021 roku, nie doszło do tego jednak na skutek działań japońskiej prawicy. Wreszcie, w kwietniu 2022 roku w galerii w Kunitachi Community Arts Center, publicznej instytucji sztuki w mieście Kunitachi w prefekturze Tokio, punktualnie o godz. 11 została zaprezentowana widzom. Kolejka chętnych ustawiła się już godzinę wcześniej, a wraz z nią i prawicowi bojówkarze krzyczący o hańbie dla Japonii. Niektórzy aktywiści próbowali nawet wedrzeć się do galerii, co skończyło się bójką z policją. Skąd takie emocje?

Otwarta w Kunitachi wystawa prezentuje prace 16 kolektywów artystycznych, które nie mogły pokazać swoich prac w wielu innych finansowanych przez rząd galeriach. Są to dzieła sztuki związane z katastrofą nuklearną w Fukushimie, przymusową mobilizacją koreańskiej siły roboczej oraz cesarzem, który w sztuce w Japonii jest uważany za temat tabu. Przyczyną kontrowersji są jednak zdjęcia „pocieszycielek” i…ona – Rzeźba Pokoju, przedstawiająca młodą dziewczynę symbolizującą ofiary niewolnictwa seksualnego stosowanego przez japońską armię.

Rzeźba Pokoju

Po japońsku jūgun ianfu, po angielsku comfort women, po polsku – pocieszycielki. Tymi terminami określane były kobiety, które świadczyły usługi seksualne japońskim żołnierzom w latach 1932-1945. Choć znacznie bardziej adekwatnym terminem byłoby określenie niewolnice seksualne, większość tych kobiet została bowiem do usług japońskiej armii zmuszona. Niektóre zwabiono fałszywymi obietnicami dobrze płatnego zatrudnienia lub edukacji, inne uprowadzono, inne jeszcze kupiono od rodziców żyjących w skrajnej nędzy. Wszystkie wysłano do tzw. stacji pocieszenia, istniejących w każdym okupowanym przez Japonię regionie Azji. Zdecydowana większość z nich pochodziła z Korei (wówczas okupowanej przez Japonię), były wśród nich jednak także kobiety z Chin, Tajwanu, Filipin, Malezji, Wietnamu oraz Indonezji. Szacunkowe dane, zawarte m.in. w raporcie ONZ z 1996 roku, mówią o 200 tys. kobiet, ale rzeczywista ich liczba mogła być nawet wyższa. Kobiet gwałconych kilkanaście razy dziennie, bitych, gdy stawiały opór, upokarzanych, pozbawianych dostępu do opieki medycznej, wreszcie mordowanych, gdy Japonia została zmuszona do złożenia broni. Stacje pocieszenia przeznaczone były wyłącznie dla żołnierzy i oficerów. Po co je tworzono? Z dokumentów japońskiej armii wynika, że celem było podniesienie morale armii, kontrolowanie zachowania żołnierzy, zapobieganie chorobom wenerycznym wśród żołnierzy oraz gwałtom przez nich dokonywanym, a tym samym unikanie wzrostu wrogości wśród mieszkańców okupowanych terenów. Pierwsze tego rodzaju stacje powstały w Szanghaju w 1932 roku, a następnie w Japonii, Chinach, Filipinach, Indonezji, Malajach, Tajlandii, Birmie, Nowej Gwinei, Hongkongu, Makau, Francuskich Indochinach. Wszędzie tam, gdzie udały się wojska japońskie, zakładano stacje pocieszenia. Początkowo pracowały w nich prostytutki, które dobrowolnie przybywały tam z Japonii, nie były one jednak w stanie obsłużyć po kilkudziesięciu żołnierzy dziennie. Z czasem więc, wraz z postępem militarnej ekspansji w Azji, japońska armia zaczęła zmuszać do prostytucji lokalne kobiety. Najpierw dostarczaniem kobiet zajmowali się sami żołnierze, z czasem zastąpili ich miejscowi pośrednicy, a nawet policjanci. Szukali oni zwłaszcza młodych dziewcząt, najlepiej dziewic, aby zminimalizować ryzyko zarażenia żołnierzy chorobami wenerycznymi. Według szacunków 90 proc. seksualnych niewolnic nie przeżyło II wojny światowej – umierały na skutek głodu, zbyt wielu przymusowych aborcji, chorób płuc. Niektóre ginęły z własnej ręki, woląc śmierć niż dalsze życie w nędzy i poniżeniu.

Koreańskie niewolnice seksualne.
Fot. United States Marine Corps

Po kapitulacji życie tych pocieszycielek, którym udało się przetrwać, stało się wolne od fizycznej przemocy, wciąż jednak wypełnione było strachem, wstydem, ostracyzmem społecznym i psychiczną traumą. Nigdy nie doczekały się szczerych przeprosin, japoński rząd nie poczuwa się bowiem do odpowiedzialności za funkcjonowanie stacji pocieszenia na podbitych przez Kraj Kwitnącej Wiśni terenach Korei, Japonii, Tajlandii, Birmy i Indonezji. Przez pewien czas Japonia w ogóle negowała istnienie takich miejsc, z czasem zaczęła twierdzić, że dobrowolnie pracowały w niej prostytutki. Odrzucane przez bliskich i lokalne społeczności funkcjonowały na obrzeżach koreańskiego społeczeństwa. Wiele z nich, nie mogąc znaleźć pracy, musiało wrócić do prostytucji, wiele dożyło swych dni w skrajnej nędzy.

Pomnik pamięci niewolnic seksualnych w Hongkongu

Dopiero w 1990 roku ponad trzy tuziny organizacji kobiecych w Korei Południowej połączyły się, aby ustanowić Koreańską Radę Kobiet powołaną do wsparcia byłych „pocieszycielek”. Rada wezwała Japonię do przyznania się do winy, złożenia przeprosin, postawienia pomnika ku czci ofiar tego niewolnictwa, wypłacenia rekompensat finansowych oraz wprowadzenia zmian w podręcznikach szkolnych, aby pokazywały prawdę na temat wykorzystywania koreańskich kobiet przez japońską armię. Rząd Japonii odrzucił te żądania, twierdząc, że traktat z 1965 roku, zawarty między Japonią a Koreą Południową, rozwiązał wszystkie nierozstrzygnięte kwestie. W ramach traktatu oba kraje uzgodniły, że problemy dotyczące własności, praw i interesów każdego z nich zostały całkowicie i ostatecznie uregulowane oraz że żadne roszczenia w odniesieniu do nich nie będą już zgłaszane. Nie wymieniono w nim jednak kwestii pocieszycielek, te natomiast bynajmniej nie uznały, że ich roszczenia zostały uregulowane. Smutna prawda jest taka, że koreańskie władze również nie paliły się do wyjaśnienia tej kwestii uznając ją za temat tabu. Społeczeństwo również nie podejmowało dyskusji w tym zakresie, stygmatyzowało natomiast ofiary japońskiego niewolnictwa – wielu Koreańczyków wierzyło w japońską propagandę mówiącą, że pocieszycielki były dobrowolnymi prostytutkami.

Ceremonia odsłonięcia pomnika pamięci seksualnych niewolnic w Seulu

Trudno się dziwić, że kobiety nie chciały mówić o swoich doświadczeniach w stacjach pocieszenia. Pierwszą, która się na to odważyła była Kim Hak-sun, która 14 sierpnia 1991 roku złożyła publiczne oświadczenie. Wiele lat później, by upamiętnić ten dzień, koreański rząd ogłosił 14 sierpnia Międzynarodowym Dniem Pamięci Kobiet Pocieszenia. W tym samym 1991 roku grupa kobiet, które niegdyś zmuszone zostały do niewolnictwa w stacjach pocieszenia, złożyła pozew zbiorowy przeciwko rządowi japońskiemu. Mniej więcej w tym samym czasie Yoshimi Yoshiaki, historyk z Uniwersytetu Chuo w Tokio, opublikował raport, który sporządził na podstawie archiwalnych dokumentów jasno wskazujących na fakt utrzymywania stacji pocieszenia przez japońskie wojsko. Być może to dzięki jego działalności, w 1991 roku rząd japoński po raz pierwszy przyznał publicznie, że stacje te faktycznie istniały. Dwa lata później, w słynnym oświadczeniu wydanym przez ówczesnego premiera, Kono Yoheia, władze Japonii przeprosiły koreańskie „pocieszycielki” za obrazę ich honoru. Szef rządu przyznał, że japońskie wojsko było zaangażowane w tworzenie stacji pocieszenia i sprowadzania do nich kobiet wbrew ich woli. Japonia przeprosiła i obiecała „zmierzyć się wprost z faktami historycznymi”. Niejako idąc za ciosem, w 1995 roku władze Japonii utworzyły Fundusz Kobiet Azjatyckich, utrzymywany jednak z datków od osób prywatnych, a nie z pieniędzy rządowych, nie akceptowały go więc ani pocieszycielki ani wspomagający je koreańscy aktywiści.

Ceremonia odsłonięcia pomnika pamięci seksualnych niewolnic w Seulu

Mimo to, wielu japońskich polityków do dziś zaprzecza istnieniu stacji pocieszenia – taką narrację stosował m.in. niedawny premier Abe Shinzo. Kilka lat temu stwierdził on, że stacje pocieszenia to bzdura, wezwał nawet ONZ do zmiany raportu z 1996 roku. Co gorsza, zdanie prawicowych polityków podziela znaczna część opinii publicznej. Gdy w 2014 roku postawę japońskich władz wobec „pocieszycielek” negatywnie oceniła Miss 2012 Ikumi Yoshimatsu błyskawicznie spadła na nią fala krytyki, a królowa piękności musiała tłumaczyć się w mediach społecznościowych ze swojej wypowiedzi. W 2015 roku Japonia i Korea osiągnęły nowe porozumienie – Abe Shinzo przeprosił pocieszycielki, Japonia przekazała 8,3 mln dolarów w ramach rekompensat, oba rządy obiecały natomiast powstrzymać się od wzajemnego oskarżania się w tym zakresie na arenie międzynarodowej. W ten sposób Korea i Japonia uznała sprawę za załatwioną ostatecznie. Tyle, że – jak twierdzą same ofiary niewolnictwa seksualnego – nikt nie zapytał ich o zdanie, a porozumienie zawarte zostało w zbyt dużym pośpiechu. Mówiło się, że w obliczu zagrożenia ze strony Chin i Korei Północnej, Seul chciał nieco naprawić stosunki z Tokio zapewniając sobie jako takiego sojusznika. Pocieszycielek do stołu negocjacyjnego ówczesna prezydentka Park Geun-hye nie zaprosiła.

Środowy protest pod ambasadą Japonii

Co ciekawe, kolejny prezydent, Moon Jae-in, powiedział, że umowa zawarta przez jego poprzedniczkę bynajmniej nie rozwiązuje kwestii pocieszycielek. Wkrótce sąd w Seulu wydał ponadto wyrok w sprawie wniesionej przez dwanaście pocieszycielek w 2013 roku i nakazał wypłatę odszkodowania w wysokości ponad 90 tys. dolarów każdej z powódek. Japoński rząd zareagował wściekłością, określając wyrok mianem godnego pożałowania i nieakceptowalnego. Sądowe batalie trwają do dziś, a kwestia koreańskich niewolnic seksualnych jest jedną z licznych kości niezgody między Koreą a Japonią. Trudno stwierdzić, czy nowy prezydent Korei Południowej, który obejmie urząd w maju, będzie zdeterminowany do rozwiązania tej kwestii – fakt, że jego kampania wyborcza przesycona była mizoginistycznymi hasłami, pogłębiającymi wojnę płci w kraju, raczej nie wróży dobrze żadnej kwestii związanej z kobietami. Same pocieszycielki oraz wspierające je osoby od trzydziestu lat w każdą środę zbierają się pod ambasadą Japonii w Seulu, by stale przypominać o ich tragicznym losie.

Obchody Międzynarodowego Dnia Pamięci Kobiet Pocieszenia w Seulu

Koreanki walczące o swoje dobre imię, pomoc czerpią jednak nie tylko od polityków, ale przede wszystkim od organizacji międzynarodowych i coraz częściej od artystów: filmowców, pisarzy, muzyków i rzeźbiarzy. Takich, jak ci, którzy swoje prace pokazali w Kunitachi. Zgodnie z oczekiwaniami organizatorów wystawę odwiedziło ponad półtora tysiąca tokijczyków. Jak piszą japońskie media, reakcje były pozytywne – nie tylko ze strony kobiet. To kropla w morzu, ale jak wiadomo – kropla drąży skałę. Skałę uprzedzeń, wyparcia i odrzucenia. Organizatorzy wystawy już mówią, że rozpoczęli przygotowania do otwarcia odwołanej w zeszłym roku wystawy w Nagoi.

Blanka Katarzyna Dżugaj

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s