Najpierw poparcie ze strony Ebrahima Raisiego, teraz oskarżenie wobec USA wyrażone przez ajatollaha Chameneiego – Rosja zdaje się mieć w Iranie mocnego sojusznika. A przynajmniej we władzach, irańska ulica mówi bowiem nieco innym głosem. Podzielone są też media i czołowi komentatorzy.
W jednym najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei, zgadza się z krajami zachodnimi, choć rzecz jasna, nie wyraża tego w ten sposób: wojna w Ukrainie powinna zostać zatrzymana. Poza tym jednak mówi zupełnie innym głosem, czemu dał wyraz w swym ostatnim wystąpieniu telewizyjnym. O wywołanie konfliktu w Ukrainie oskarżył wówczas „reżim podobny do mafii”, czyli Stany Zjednoczone Ameryki.
Reżim USA tworzy kryzysy, żyje z kryzysów i żywi się różnymi kryzysami na świecie. Ukraina jest kolejną ofiarą tej polityki – powiedział Ali Chamenei.
Najwyższy przywódca Iranu widzi w obecnej sytuacji w Europie lekcję do wyciągnięcia dla świata. Ową nauką jest zrozumienie przez państwa zależne od USA i mocarstw zachodnich, że krajom tym nie można ufać. W podobnym tonie wypowiedział się minister spraw zagranicznych Hossein Amir-Abdollahian, twierdzący że przyczyna obecnego kryzysu tkwi w prowokacjach NATO.

Polityk podjął narrację Kremla, twierdząc, że chęć przyłączenia się Kijowa do NATO i poparcie Waszyngtonu dla niezależności Ukrainy, nie pozostawiły Rosji innego wyjścia, jak walka. A Ebrahim Raisi? Prezydent Iranu nie wyraża oficjalnego poparcia dla działań Moskwy, ale też ich nie potępia. Choć, rzecz jasna, za ciche poparcie można uznać rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem, w której Raisi wyraził nadzieję, że to, co się obecnie dzieje, przyniesie korzyści narodom i regionowi.
Ekspansja NATO na wschód jest źródłem napięć. Dalsza ekspansja NATO jest poważnym zagrożeniem dla stabilności i bezpieczeństwa niepodległych krajów w różnych regionach świata – powiedział Putinowi Raisi.
Niepokojąca jest wypowiedź gen. Amira Nasirzadeha, zastępcy szefa sztabu sił zbrojnych Iranu, który stwierdził, że kryzys na Ukrainie to lekcja dla Iranu, by nie rezygnował z programu nuklearnego. Ukraina to zrobiła i stała się celem Federacji Rosyjskiej – powiedział wojskowy. To istotny głos w kontekście toczących się w Wiedniu rozmów na temat wznowienia porozumienia nuklearnego z 2015 roku.
2 marca, podczas głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nad rezolucją potępiającą Rosję i wzywającą do wycofania jej wojsk z Ukrainy, Iran był jednym z 35 państw, które wstrzymały się od głosu. Irańskie władze mówią więc jednym głosem, media natomiast są podzielone. Część z nich unika nawet słowa „inwazja” w odniesieniu do wydarzeń w Ukrainie, w zamian stosując określenie „specjalne operacje wojskowe Rosji we wschodniej Ukrainie”. Dominuje w nich antyamerykański i antyzachodni ton oraz narracja Chameneiego obfitująca w oskarżenia wobec NATO. Bardziej liberalne media mówią natomiast o naruszeniu międzynarodowych przepisów i zbrodni przeciwko ludzkości ze strony Rosji. Pojawiają się przeprosiny pod adresem Ukraińców za postawę irańskich władz oraz oskarżenia wobec decydentów o ślepą ideologiczną wrogość w stosunku do Zachodu, która utrudnia właściwe spojrzenie na wydarzenia w Ukrainie.

Już zeszłotygodniowa rozmowa telefoniczna Raisiego z Putinem wywołała niechęć niektórych dziennikarzy i komentatorów. Głowie państwa zarzucano łamanie konstytucji – niektórzy przedstawiciele mediów podawali nawet konkretne artykuły. Był wśród nich art. 152, mówiący, że polityka zagraniczna Islamskiej Republiki Iranu opiera się na odrzuceniu wszelkich form dominacji, zarówno wywierania jej, jak i poddawania się jej, zachowania niepodległości państwa pod każdym względem i jego integralności terytorialnej, obrona prawa wszystkich muzułmanów, nieangażowanie się w sojusze z hegemonistycznymi supermocarstwami oraz utrzymywanie pokojowych stosunków ze wszystkimi niewojowniczymi państwami.
Wskazywano także art. 154, który stwierdza, że Republika Islamska skrupulatnie powstrzymując się od wszelkich form ingerencji w sprawy wewnętrzne innych narodów, wspiera sprawiedliwe walki mustad’afun przeciwko mustakbirun w każdym zakątku globu. Słowo mustad’afin dosłownie oznacza „słabych” – w terminologii teologicznej odnosi się do tych, których wiara nie jest silna, czyli oparta na wiedzy i przekonaniu, w świetle polityki zagranicznej rozumiane jest jako „uciskani”. Mustakbirun natomiast to „aroganccy”, „dumni”, a więc agresorzy. Zapis ten skutkuje podziałem świata na dwa główne obozy: aroganckich i uciskanych. Aroganckie siły, zgodnie ze światopoglądem irańskiego reżimu, składają się z kilku, głównie zachodnich, narodów, w tym USA, niektórych krajów europejskich, Izraela, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajnu. Tymczasem uciskane narody to m.in. Syria, Liban, oraz Jemen (w niektórych kontekstach nawet sam Iran). Niechętni irańskim władzom komentarzy wskazują, że podział ten prowadzi do wyzyskiwania mniejszości religijnych, atakowania interesów największych mocarstw oraz destabilizacji państw, a wszystko to w imię uzyskania pozycji kraju przewodzącego światu islamu. W kontekście obecnej wojny w Europie jednak, dziennikarze rozumieją te zapisy dosłownie i z dobrą wolą, podkreślając, że poparcie dla potężnego agresora przeciwko uciskanej Ukrainie jest niezgodne z irańską ustawą zasadniczą. Dla krytycznie nastawionych mediów nie ma znaczenia fakt, że Ebrahim Raisi nie wyraził poparcia dla działań wojennych Rosji wprost – zawoalowana aprobata ukryta za słowami o dobrych konsekwencjach była dla nich równie nieakceptowalna.
Po zajęciu Chersonia przez wojska rosyjskie, znany dziennikarz i publicysta Amir Taheri napisał na Tweeterze, że islamskie media nie powinny cieszyć się z tego zdarzenia.
Mułłowie nie zdają sobie sprawy, że agresorzy mogą wyrać wygrać wiele, a nawet większość bitew, ale przegrać wojnę – czytamy w jego poście.
Niezadowolenia nie kryli też eksperci. Mehdi Zakerian, znawca prawa międzynarodowego, przypomniał Raisiemu, że jest prezydentem Iranu, a nie Rosji, ostrzegając, że jego postawa może się w przyszłości odbić niekorzystnie na sytuacji Iranu. Inne kraje mogą powiedzieć: mamy obawy dotyczące Iranu, więc użyjemy siły – stwierdził w jednym z wywiadów. A co z tzw. zwykłymi Irańczykami? Już w weekend przed ambasadą Federacji Rosyjskiej w przeciwko rosyjskiej inwazji na Ukrainę protestowali mieszkańcy Teheranu. Demonstracja nie była może przesadnie liczna, jak stwierdził wspomniany Amir Taheri, pokazała że prezydent Raisi, protegowany Putina, nie reprezentuje poglądów całego narodu. Sporo działo się także w mediach społecznościowych, gdzie pod adresem Alego Chameneiego padały takie określenia jak lokaj Rosji. Wyraźnie widoczny jest też podziw dla odwagi i determinacji Ukraińców i kpina ze słów dziennikarzy gazety Kahyan iż mieszkańcy Ukrainy niczym strach na wróble udawali, że stawiają opór i uciekli przez granice.
W każdej niemal narracji pojawia się jednak nuta goryczy – zarówno media, jak i internauci podkreślają podwójne standardy państw zachodnich. Ci liberalni nie mówią wprawdzie o zdradzie, wskazują jednak, że w stosunku do ukraińskich uchodźców Zachód reaguje zupełnie inaczej niż wobec uchodźców z państw arabsko-muzułmańskich. W komentarzach przewijają się również nawiązania do konfliktu izraelsko-palestyńskiego, również wypadające na niekorzyść państw zachodnich.
Skąd wprawdzie nieoficjalne, ale jednak poparcie irańskich władz dla działań Federacji Rosyjskiej w Ukrainie? Ogromne znaczenie mają tu fatalne relacje Iranu z USA, których korzenie sięgają jeszcze lat 50’ XX wieku. Amerykańskie i brytyjskie agencje wywiadowcze zorganizowały wówczas zamach stanu w celu obalenia demokratycznie wybranego premiera Iranu Mohammada Mossadegha, dążącego do nacjonalizacji irańskiego przemysłu naftowego. Bolesną zadrą jest poparcie, jakiego USA udzieliły Saddamowi Husajnowi podczas wojny iracko-irańskiej w latach 80. XX wieku – Iran oskarża Waszyngton zwłaszcza o blokowanie prób ONZ mających na celu ukrócenie użycia broni chemicznej przez Husajna. W oczach Iranu Stany Zjednoczone Ameryki to kraj, który Ameryki, która niszczy prawa i wolności narodu irańskiego oraz sprowadza na niego śmierć i zniszczenie.

Fatalne relacje jeszcze bardziej się pogorszyły po wprowadzeniu zachodnich sankcji z powodu rozwijania przez Iran programu nuklearnego. Podczas pandemii koronawirusa, Iran oskarżał USA o pozbawienie Irańczyków dostępu do leków i sprzętu medycznego. W efekcie, władze kraju zwróciły się na wschód, a tam napotkał wyciągnięte dłonie – zwłaszcza Rosji i Chin. Władimir Putin z chęcią pogłębił więzi handlowe z Iranem, stając się jednym ze strategicznych partnerów Teheranu. To małżeństwo z rozsądku nie do końca podoba się zwykłym Irańczykom, którzy – niejako w zgodzie ze swoją konstytucją – nie ufają żadnym mocarstwom. Nie po drodze jest im zarówno z Waszyngtonem, jak i Pekinem i Moskwą. Póki co jednak, Iran nie ma innego wyjścia niż stać u boku Rosji – przynajmniej do momentu, w którym nastąpiłby korzystny dla niego zwrot w wiedeńskich rozmowach.
Blanka Katarzyna Dżugaj