Indie… Kraj odwiecznej wieloreligijności, religijnej tolerancji, umiejętności funkcjonowania ponad etnicznymi i wyznaniowymi podziałami…zaraz, zaraz…Czy na pewno?
Obserwując wydarzenia w Indiach w ostatnich latach, które wiążą się z prawem wyznaniowym i polityką religijną oczywiste jest, że rządząca hindusko-nacjonalistyczna partia BJP aktywnie działa na rzecz osłabienia politycznej, społecznej i kulturowej pozycji mniejszości religijnych. Dzieje się tak za pośrednictwem mniej lub bardziej subtelnych metod. Ostatnim zabiegiem, który zagościł nawet częściowo w mediach zachodnich, było nowe prawo dotyczące konwersji wprowadzane w południowoindyjskim stanie Karnataka.
Ustawa o Prawie do Wolności Religijnej z 2021 r. zakazuje konwersji w wyniku „oszustwa, przymusu, omamienia i małżeństwa”. Ten – kolejny już w Indiach – akt prawny dotyczący przeciwdziałaniu konwersji religijnej został przyjęty przez zgromadzenie ustawodawcze stanu Karnataka 23.12.2021. Obecnie czeka na zaakceptowanie przez Radę Legislacyjną tego stanu. Celem tej ustawy jest – jak już zaznaczyliśmy – przeciwdziałanie zmianie wyznania. Liderzy opozycji podkreślają jednak, że ustawa ta w sposób jawny i oczywisty kłóci się z zagwarantowanym w indyjskiej konstytucji prawem do swobody praktyk religijnych.

Przyjrzyjmy się, co w praktyce ma oznaczać nowe prawo. Przede wszystkim niezwykle utrudnia ono proces zmiany wyznania oraz wszelkie działania dotyczące tak naprawdę świętowania, edukacji religijnej, jakiejkolwiek działalności kulturalnej w ośrodkach religijnych (co jest w Indiach standardem). Bo czy muzułmańskie nawoływanie do modlitwy albo chrześcijańska procesja wokół kościoła to już nawracanie? Gwarantujemy, że znajdą się tacy, którzy tak będą uważać i podejmą w związku z tym określone prawne kroki. Każda zmiana wyznania będzie musiała ponadto być zweryfikowana i udowodnić trzeba będzie, że nie ma ona miejsca w wyniki przymusu czy działalności misjonarskiej.
Co więcej… według nowego prawa członkowie rodziny osoby zmieniającej wyznanie mogą taką decyzję zaskarżyć i próbować prawnie podważyć.

Nawracanie, czy też spowodowanie konwersji jednostki może skutkować karą nawet 3 lat więzienia i grzywnami. Przy recydywie…sąd będzie mógł podwoić tę karę. W przypadku spowodowania konwersji nieletnich, kobiet lub przedstawicieli społeczności plemiennych i niskokastowych kara to nawet do 10 lat więzienia i grzywna do 1 lakha indyjskich rupii (ponad 5 tys. złotych).
Co jednak, jeśli chcielibyśmy – rzeczywiście z własnej woli – zmienić wyznanie. Taki fakt musi zostać zgłoszony władzom z minimum dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Co więcej policja będzie miała obowiązek przeprowadzić śledztwo na temat prawdziwych przyczyn konwersji. Jeśli ktoś nie powiadomi władz o zmianach, które zaszły w jego światopoglądzie może spodziewać się od 6 miesięcy do 3 lat więzienia.

W stanie Karnataka wprowadzenie nowych rozwiązań prawnych tłumaczy się zagrożeniem ze strony masowych konwersji na chrześcijaństwo. Problem w tym, że brak jakichkolwiek dowodów, by faktycznie miały one miejsce. Co więcej, rządzący związani z partią BJP i środowiskami nacjonalistycznymi manipulują danymi przytaczając wskaźniki konwersji sprzed 10 lat. I odnosząc się do liczby chrześcijan wg spisu powszechnego z 2011 r. Z tym, że już wtedy – w porównaniu do spisu z początku XXI w. – liczba chrześcijan w Karnatace…spadła! Stan ten jest przykładem przestrzeni szczególnej walki ideologicznej. Działania BJP na terenie Indii północnych są być może jeszcze bardziej uderzające w wolność religijną i prawa człowieka, ale to właśnie w Karnatace walkę o ten rząd dusz widać bardzo wyraźnie. W 2021 odnotowano prawie 50 ataków na kościoły i szkoły chrześcijańskie w tym stanie. Walka toczy się nie tylko z chrześcijanami oraz – jak w całych Indiach – z muzułmanami. Ostatnie lata to bardzo smutny czas dla racjonalistów i działaczy laickich w Indiach. Kilku z nich zostało zamordowanych, w tym w 2015 r. zastrzelono uczonego, pisarza oraz publicystę MM Kalburgiego, który intensywnie działał na rzecz promowania sceptycyzmu oraz racjonalnego i ścisłego myślenia przeciwstawiając się wielu lokalnym przekonaniom i zwyczajom.


W całych Indiach środowiska nacjonalistyczne szukają wrogów zewnętrznych (szukać długo nie trzeba, bo Pakistan zawsze doskonale tę rolę może odgrywać), ale też wewnętrznych. I tu ujawnia się obsesyjny wręcz strach przed innymi wyznaniami i utratą dominacji przez hindusów. Rozprzestrzeniane są nieprawdziwe wyliczenia dotyczące przewyższenia liczebnością hindusów przez muzułmanów w najbliższych dekadach, pojawił się mit „love jihaadu”, czyli zorganizowanego i sukcesywnie przeprowadzanego przez muzułmanów planu pozyskiwania hinduskich kobiet poprzez udawanie miłości, uwodzenie i małżeństwa.

Konsekwencje takich napięć są olbrzymie. Poza niezliczoną ilością epizodów konfliktów między hindusami i muzułmanami wzrasta też agresja w stosunku do chrześcijan. W okresie świątecznym media doniosły o minimum 7 dużych przypadkach ataków, protestów, aktów wandalizmu przeprowadzanych przez hinduskie bojówki w stosunku do świętujących Boże Narodzenie chrześcijan. Charakter tych działań był różny: od zniszczenia podobizn świętego Mikołaja aż po akty wandalizmu i zniszczenie wizerunków Jezusa w kościołach. Hindutwa (nacjonalistyczna ideologia hinduskości) obawia się chrześcijańskich misjonarzy jednocześnie prowadząc olbrzymią działalność misjonarską na obszarach plemiennych i wśród niskokastowych. Promuje się i naucza się hinduizmu, ale jest to hinduizm widziany oczami bramińskiej ortodoksji.

Czy opozycji uda się powstrzymać ustawę przeciwko konwersji? Nie ma się co łudzić. Rządząca BJP sukcesywnie, skutecznie i konsekwentnie stara się budować (chociaż ostatnimi czasy również nerwowo bronić) swoją pozycję wykorzystując międzyreligijne napięcia, pseudonaukowe ideologie i narodowe mity. Indie, które wręcz podręcznikowo kojarzy się z wieloreligijnością i wieloetnicznością i które ze swojej różnorodności czyniły główny element swojego międzynarodowego wizerunku stają się powoli miejscem w wielu sferach życia niezwykle nieprzyjaznym dla tych, którzy nie należą do akceptowanej przez władze większości.
Krzysztof Gutowski