Stany Zjednoczone Ameryki, Europa, Polska (a jakże!) – to miejsca, które nie znikają z pierwszych stron gazet i ekranów TV, gdy mowa o pandemii i jej konsekwencjach. Czasem pojawić się mogą informacje o tragicznej sytuacji w Indiach czy też o kryzysie humanitarnym w Afryce związanym z pandemią. Ale czy wiemy, że de facto najdłużej trwający lockdown miał miejsce na… Filipinach?
Niemal całkowite zatrzymanie gospodarki i normalnego funkcjonowania w tym kraju trwało ponad rok, do wiosny 2021. Godziny policyjne, ograniczenia w przemieszczaniu się i dostępie do produktów trwały kilkanaście miesięcy. Obecnie sytuacja jest dynamiczna, bo COVID kolejnymi falami wracał i wraca na Filipiny, ale pewne jest, że konsekwencje tak długiego zamknięcia są olbrzymie.

Oczywiste są konsekwencje ekonomiczne. W listopadzie szef filipińskiego Banku Centralnego oświadczył, że największym zagrożeniem na 2022 rok dla Filipin jest inflacja. Szalejące ceny żywności szczególnie przekładają się na codzienne życie mieszkańców archipelagu. Jesienne problemy pogodowe związane z monsunem również nie pomagają. Szef banku jest dobrej myśli… Zapewnie, że w pierwszym kwartale 2022 problemy związane z pandemią się zakończą (dzięki szczepieniom), a gospodarka ustabilizuje się na poziomie sprzed pandemii. Ma się tak zdarzyć mimo inflacji i olbrzymiego bezrobocia. To drugie jest kolejnym problemem przed jakim stoją w obliczu nadchodzącego roku władze Filipin. Bezrobocie jest największe wśród najmłodszych segmentów wiekowych, a Filipiny są bardzo młodym społeczeństwem, więc jest to problem bez wątpienia palący.

Konsekwencją społeczno-demograficzną jest wzrost ciąż i narodzin. Również przypisuje się to lockdownowi i długotrwałemu zamknięciu w domach. I nie chodzi tylko o to, że przebywanie w domach ma zbliżać do siebie (również fizycznie) małżonków. Zatrzymane zostały różnego rodzaju programy uświadamiające i informujące o planowaniu rodziny, a także sam dostęp do środków antykoncepcyjnych z powodu utrudnień w przemieszczaniu, godzin policyjnych itd. był utrudniony. Wzrost ilości ciąż, a także narodzin – bardzo zauważalny – to wyzwanie dla filipińskiego systemu opieki zdrowotnej. Może po prostu nie być lekarzy prowadzących i miejsc na porodówkach.

Na koniec zasygnalizujmy wyzwania psychiczne i dotyczące stylu życiu Filipińczyków. Przy okazji swoistych „obchodów” rocznicy wprowadzenia lockdownu okazało się, że bardzo wielu Filipińczyków tęskni nawet za… zabójczym tłokiem w komunikacji (i to dosłownie, bo przypadki zgonów w środkach transportu się zdarzały) oraz korkami. W związku z zamknięciem wielu sfer życia takich jak usługi, siłownie, szkoły jogi, zajęcia sportowe itp. osoby związane z tymi branżami musiały się – częściowo przynajmniej – przekwalifikować. I rzeczywiście widoczny jest trend zakładania małych biznesów dotyczących sprzedaży internetowej, kursów online, ale też importu/eksportu produktów żywnościowych itd. Wiele osób szuka dla siebie nowej przestrzeni i nowej aktywności. Odnotowano rozpad wielu związków i wzrost liczby singli. Ludzie wracają z dużych miast do rodzinnych miejscowości albo… przeprowadzają się do nadmorskich, obfitujących w plaże i mniejsze zaludnienie kurortów.

Filipińczycy szukają nowej normalności, co przy tak długim zamknięciu kraju i kolejnych obostrzeniach nie jest czymś łatwym. Nie jest łatwe jako proces mentalny, a ekonomiczne, społeczne i polityczne okoliczności dodatkowo nie są ułatwieniem. Obserwując Filipiny warto zastanowić się nad – bardzo podobnymi przecież – zjawiskami i trendami, które obserwujemy w Polsce czy Europie i zacząć się przygotowywać na konsekwencje pandemii, które przepracowywać będziemy w najbliższych latach.
Krzysztof Gutowski