Praca utopiona w oceanach

Kryzys klimatyczny wpływa na branżę odzieżową. Do 2030 roku z powodu zwiększania się poziomu mórz wiele azjatyckich obszarów nadmorskich, na których funkcjonują zakłady produkujące obuwie takich producentów jak Nike czy Adidas, znajdzie się pod wodą.

Świadomość konsumencka na temat miejsca i warunków w których powstają nabywane produkty jest, jaka jest. Ku uciesze producentów, oczywiście. Co prawda, większość z zachodnich konsumentów zapewne ma jakieś wyobrażenie o, niemal przysłowiowych już, dzieciach w Bangladeszu szyjących ubrania, ale niewiele z tego wynika. Na horyzoncie pojawia się nowy problem. Jak to zwykle bywa z problemami nie pojawia się on wcale nagle i nie przychodzi znikąd, ale zaczyna być obecny w dyskursie w większym niż dotychczas stopniu. Co się stanie, jeśli buty i ubrania zdrożeją nie tylko z powodu polityki rządów, nie tylko z powodu poprawy (łudzimy się jeszcze, prawda?) płac i warunków pracy w Azji, ale dlatego, że szwalnie i fabryki… utoną?

Raport przygotowany przez badaczy z Uniwersytetu Cornella wskazuje, że do 2030 roku z powodu zwiększania się poziomu mórz wiele azjatyckich obszarów nadmorskich (Bangladesz, Sri Lanka, część Chin), na których funkcjonują zakłady produkujące obuwie takich producentów jak Nike czy Adidas, znajdzie się pod wodą.

Większość przemysłu w znacznej części Azji lokowana jest na wybrzeżach lub obszarach nisko położonych, co oczywiście sprawia, że to właśnie te centra przemysłowo-produkcyjne zostaną szczególnie doświadczone konsekwencjami zarówno podwyższania się poziomu mórz, jak i innych ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak tajfuny, tsunami, powodzie itd. Konsekwencje zarówno dla mieszkańców tych regionów, pracowników fabryk i szwalni, a także dla mieszkańców Zachodu są oczywiste.

Czy jest jakiś ratunek? Nie jesteśmy ekspertami, by mówić o pewnych i skutecznych rozwiązaniach. Zwróćmy jednak uwagę na to, co ratowanie sytuacji utrudnia. Trzeba wiedzieć, że w większości przypadków wielkie korporacje i międzynarodowe marki nie są właścicielami zakładów przemysłowych w Azji. Nie mają – nawet, gdyby chciały – wpływu na procesy decyzyjne. A procesy decyzyjne odnośnie tej kwestii…nie zachodzą. Pomimo oczywistego i doświadczanego już w wielu miejscach (w Bangladeszu, Indonezji) zagrożenia właściciele i zarządcy tych zakładów nie podejmują żadnych kroków. Oprócz zmian w kosztach produkcji i samym procesie produkcyjnym, zmian w cenach produktów oraz ich dostępności, konsekwencje dla samych regionów (a nawet krajów) produkujących buty i odzież mogą być ogromne. W przypadku Bangladeszu, będącego drugim na świecie eksporterem odzieży, sytuacja jest chyba najtrudniejsza. Znaczna część pracowników (jeśli to mieszkańcy, to w konsekwencji całych rodzin) zmuszona będzie migrować… do wielkich miast albo poza granice kraju. I tu dochodzimy do niezwykle złożonego tematu migracji wywołanych zmianami klimatycznymi.

Ponad miliard ludzi na świecie (tak! Słownie: ponad jeden miliard) to szeroko rozumiani migranci. Szacuje się, że w około 10 proc. przypadków, migracje te są związane z kwestią dostępu do wody. Gdyby dodać do tego ten swoisty nadmiar wody, który z rosnącego poziomu mórz wynika, liczba byłaby jeszcze większa.

Południowozachodnie wybrzeże Bangladeszu to obszar koncentrujący się na uprawie ryżu. Mieszka tam 10 mln ludzi, których życie zmienia się w coraz szybszym tempie wraz z coraz mniejszą ilością słodkiej wody. I nie chodzi tu wyłącznie o wodę do picia… Pola ryżowe zalewane są regularnie wodą morską. Poziom zasolenia rozlewisk na tym terenie osiągnął taki poziom, że uprawa ryżu staje się stopniowo niemożliwa. Pewną alternatywą jest hodowla krewetek. Taka modyfikacja jednak wywołuje ogromną zmianę na rynku pracy oraz w możliwości znalezienia zatrudnienia w ogóle. W czasie pory suchej – w przypadku tej części Bangladeszu po prostu mniej deszczowej – znaczna część mieszkańców regionu musi albo będzie musiała migrować. Ilość wody słodkiej w czasie pory deszczowej nieco rośnie, ale jest to woda zanieczyszczona, a poza tym nadal niewystarczająca, by utrzymać uprawy na dotychczasowym poziomie. Pozostaje migracja – do slumsów Dhaki, do Indii, do Europy, gdziekolwiek…

Trzymając się przykładu Bangladeszu…Jeśli obecny wzrost poziomu wody w oceanach się utrzyma ( a najpewniej jeszcze wzrośnie) to kraj ten w ciągu najbliższych 30 lat straci 11-12 proc. swojej powierzchni. Ponad 15 mln ludzi żyjących na wybrzeżu będzie musiało migrować albo raczej – nie bójmy się tego słowa – uciekać, by przeżyć. Pamiętajmy dodatkowo, że nawet ucieczka w inne części kraju to tylko prolongowanie wyroku. Ze swoją ponad czteromiesięczną porą deszczową, powodziami, jedną czwartą kraju leżącą w delcie, gdzie ląd znajduje się tylko 2 metry nad poziomem morza, Bangladesz i jego licząca 164 mln osób populacja skazani są na tragiczną przyszłość.

Trudno o podsumowanie… Fakty i liczby mówią same za siebie, a racjonalna refleksja prowadzi tylko do…emocjonalnego wzburzenia. Starając się patrzeć chłodno musimy po prostu mieć świadomość tego, co czeka znaczną część ludzkości w najbliższych dekadach i konsekwencji dla całego świata. I mentalnie się do tych zmian przygotowywać.


Krzysztof Gutowski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s