Niech światło zwycięży mrok: święto Diwali w Indiach

Indie rozbłysły blaskiem. Z okazji święta Diwali w całym kraju zapala się oliwne lampki, zapraszając boginię Lakszmi na ziemię.

Kolorowe proszki z okazji wiosennego święta Holi stały się nową świecką tradycją w różnych częściach świata. Również w Polsce. I chociaż o Holi wie się w Polsce zazwyczaj niewiele (a i to eufemizm) to w przypadku drugiego kluczowego dla Indii święta odpowiedź jest jeszcze bardziej oczywista. O Diwali nie wiemy prawie nic, chociaż czasami w mediach można wzmianki o tym, co dzieje się przy tej okazji w Indiach zobaczyć (jeśli nie dzieję się akurat nic spektakularnego w polskiej polityce) i dowiedzieć się, że Indie się rozświetlają miliardami świateł… Chyba nigdy jednak nie dowiadujemy się dlaczego i czym naprawdę jest święto Diwali, którego nazwa oznacza „rząd/szereg lampek”. W związku z tym, że obchody Diwali właśnie się rozpoczęły przychodzimy Wam z pomocą i postaramy się chociaż odrobinę przybliżyć Wam to hinduskie święto.

Tradycja palenia oliwnych lampek jest najpewniej dużo starsza niż konkretne obecne w tradycji historie wyjaśniające sens i znaczenie tego święta. Świadczy o tym wielkie zróżnicowanie regionalne mitów, legend i konkretnych bóstw, z którymi łączone jest Diwali. Najczęściej chyba wspomina się ścisły związek tego święta z boginią Lakszmi, o której wczoraj pisaliśmy. To bogini pomyślności, bogactwa, powodzenia w różnych aspektach życia. Diwali ma upamiętniać dzień, w którym w czasie pradawnego, mitologicznego ubijania Mlecznego Oceanu przez bogów i antybogów (Asurów) by zyskać nektar nieśmiertelności Lakszmi wyłoniła się z tego oceanu wraz z innymi nadprzyrodzonymi istotami i obiektami. Możecie usłyszeć też, że Diwali upamiętnia inne niezwykle istotne wydarzenie znane z hinduskiej historii świętej. Ma być to dzień, w którym król Rama (jedno z wcieleń boga Wisznu) powrócił ze swoją małżonką Sitą i bratem Lakszmaną z wieloletniego wygnania do Ajodhji – stolicy królestwa, którego był prawowitym dziedzicem. To kolejna historia, która opowiada o zwycięstwie dobra nad złem, o pomyślności i szczęściu, które tak bardzo przydaje się w sytuacjach trudnych i kryzysowych.

Wspomniane wyżej historie, a także wiele innych, wspominane są w czasie obchodów tego jesiennego święta. Ale jak obchody te wyglądają w praktyce? Tym, co jest symbolem i najbardziej widocznym elementem tego święta są oczywiście światła: lampki elektryczne, lampiony oraz – oczywiście – maleńkie lampki oliwne zwane „di”, „dija” lub „dipa”. Od nich, tak jak wspomnieliśmy, pochodzi nazwa tego święta i zapalane są one w niewyobrażalnych wręcz ilościach. Rzucającym się w oczy elementem są też diagramy usypywane na ziemi z kolorowego piasku, zdobiące między innymi wejścia do domów. Nazywają się one „rangoli” i chociaż nie są przypisane wyłącznie do tego święta to rzeczywiście najwięcej tych mini dzieł sztuki, których wzory i sposoby wykonania są przekazywane w rodzinach z pokolenia na pokolenie, możemy podziwiać właśnie przy okazji Diwali.

Oczywiście poza uniwersalnymi elementami świątecznych przygotowań, czyli sprzątaniem, ozdabianiem domów, zakładaniem najlepszych ubrań i ogólną świąteczną histerią mamy też elementy bardziej kulturowo uwarunkowane. Bez wątpienia ważne są rodzinne wizyty w świątyni oraz oddawanie czci Lakszmi w ramach rytuału nazywanego Lakszmi pudźa. W niektórych częściach Indii poszczególne momenty lub całe dni tego świątecznego okresu są przypisane z innymi bóstwami, np. boginią Kali w Bengalu. Diwali to czas spędzania czasu z rodziną, odwiedzania znajomych (koniecznie z prezentem w postaci przesłodkich indyjskich słodyczy) oraz wytchnienia od codziennych problemów.

Światło zwycięża ciemność… cóż za piękna idea, nieprawdaż? Nie sposób temu zaprzeczyć, ale w ramach uczciwości nie zapominajmy o tych mniej uszczęśliwiających konsekwencjach obchodów Diwali. Przede wszystkim miliony (a może i więcej…) oliwnych lampek, fajerwerków, petard, kadzideł, światełek elektrycznych… to gigantyczne obciążenie i szkody dla środowiska. Od wielu lat trwa w Indiach debata nad tym, jak ograniczyć te mające zgubny wpływ na środowisko praktyki… Nie jest to łatwe, bo zwyczaj i wielowiekowa tradycja nie ulega zmianom łatwo, a tym bardziej niełatwo jest zupełnie ją wygasić. Gdy zachwycamy się rzędami oliwnych lampek i rozświetlonymi indyjskimi ulicami pamiętajmy też o tym, że światło zwyciężające ciemność nie zawsze musi przynieść nam świetlaną przyszłość…

Niezależnie od tej drobnej przestrogi życzymy Wam i sobie, żeby światło zawsze zwyciężało mrok – najlepiej mniej dosłownie, a znacznie bardziej symbolicznie.

Krzysztof Gutowski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s