Dla jednych szerzenie wiary to nauczanie słowem i przykładem, dla innych ogniem i mieczem. Buddyjski miecz ma w Mjanmie oblicze Ashina Wirathu, który właśnie został zwolniony z więzienia.
Zdjęcie przedstawiające twarz Dalajalamy. Laureata Nagrody Nobla. Buddyjskiego mnicha, inkarnacji Awalokiteśwary – bodhisatwy współczucia i propagatora ahinsy, czyli zasady niekrzywdzenia. Dalajlama jest twarzą buddyzmu, podobnie jak z tym systemem etyczno-religijnym kojarzy nam się każde zdjęcie buddyjskiego mnicha – niezależnie czy będzie to mnich z Tybetu, Sri Lanki, Mjanmy, Tajlandii czy Chin. Obok zdjęcia Dalajlamy postawmy zdjęcie uśmiechniętego Ashina Wirathu, buddyjskiego duchownego z Birmy-Mjanmy, który na początku tego właśnie tygodnia (6.09.2021) został zwolniony z więzienia przez przedstawicieli rządzącej ponownie w tym kraju junty. Widzimy podobieństwa? Jeśli tak, to nic bardziej złudnego.

Ashin Wirathu jest jednym z liderów Ruchu 969, którego celem jest „obrona buddyjskich wartości, buddyjskiej wspólnoty i buddystów”. Obrona przed czym? Cóż… zapytać trzeba nie o to, „przed czym?”, ale… „przed kim?”. Chodzi o muzułmanów, stanowiących mniejszość w Mjanmie, lecz dla birmańsko-buddyjskich nacjonalistów będących zagrożeniem dla buddyjskiej większości. Ostrzegają oni przed islamizacją Mjanmy, której „przejęcie” miałoby być szczególnym pragnieniem muzułmanów. Oprócz wzmagania niepokojów oraz antagonizmów społecznych i kreowania poczucia zagrożenia poprzez różnego rodzaju spiskowe teorie, przedstawiciele i liderzy tego ruchu są odpowiedzialni nie tylko za permanentną mowę nienawiści, ale też za nawoływanie do agresji oraz same akty przemocy wobec muzułmanów. Jest to również silna grupa wpływów oraz lobby, które wśród swoich zamierzeń ma chociażby wprowadzenie zakazu małżeństw między kobietami z rodzin buddyjskich a muzułmanami. Kontrola nad „swoimi” kobietami i walka o „nieoddanie” ich obcym… Znamy to z wielu części świata, prawda? Ruch 969 to tylko jedna z organizacji i tylko jeden z przejawów buddyjskiego nacjonalizmu w Mjanmie. Nacjonalizm ten opiera się na przekonaniu o prymacie politycznym i społecznym buddystów nad przedstawicielami innych mniejszości religijnych (a zatem często i etnicznych) w kraju. Muzułmanie stają się w ramach tej ideologii podludźmi, zagrożeniem dla najlepszej formy cywilizacji – utożsamianej z buddyzmem. W kontekście nienawiści do muzułmanów oraz promowania działań wręcz terrorystycznych określanie – powszechne w mediach i społeczności międzynarodowej – Wirathu mianem „buddyjskiego Bin Ladena” zdaje się dodatkową okrutną ironią losu.

By DFID – UK Department for International Development – Emergency food, drinking water and shelter to help people displaced in Rakhine State, western Burma., CC BY-SA 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=30786796
Najbardziej widocznym – dla społeczności międzynarodowej oczywiście – skutkiem buddyjskiego nacjonalizmu w Mjanmie są prześladowania przedstawicieli ludu Rohingja. Rohingja zamieszkują północną część kraju i są muzułmanami. Od wielu lat są obiektem prześladowań zakrawających wręcz o miano ludobójstwa. Miliony Rohingjów musiało uciekać z Birmy kończąc – nierzadko w tragicznych warunkach – w obozach i osiedlach dla uchodźców na terenie przede wszystkim Bangladeszu i Indonezji. O Rohingjach i o tym, jak kluczowa jest ich sprawa dla polityki regionu z pewnością jeszcze napiszemy.

By Foreign and Commonwealth Office – Flickr, OGL v1.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=61832081
Wracając do buddyjskiego nacjonalizmu… czy coś jest nie tak z Birmą? Dlaczego tak wypaczono – a przynajmniej niektórzy wypaczają – buddyjskie ideały? Otóż nie z Birmą jest coś nie tak. Również z buddyzmem jako takim. Mjanma to nie jedyne miejsce, gdzie istnieje ideologia oparta na nienawiści, która wykorzystuje ramy pojęciowe buddyzmu. Z pewnością kojarzycie konflikt na Sri Lance. Konflikt tamilsko-syngaleski. Tamilowie to ludność hinduska, a Syngalezi… no właśnie!… to buddyści. I w przypadku Sri Lanki, podobnie jak Mjanmy, nienawiść dominującej grupy językowej czy etnicznej silnie ugruntowana jest i obudowana symboliką, narracją, terminologią buddyzmu. Syngaleski nacjonalizm jest silnie propagowany przez część społeczności mniszej na Sri Lance, a buddyzm i ideologia władzy są od wieków ze sobą łączone. Najstarsze lankijskie kroniki – pisane z perspektywy buddyjskiej – zawierają dzieje pierwszych konfliktów z napływającą z Indii ludnością tamilską. I już w tych tekstach mowa o tym, że skoro to nie buddyści to nie są to też… ludzie, a zabijanie Tamilów nie jest niczym gorszym niż tępienie robactwa. To tak w ramach buddyjskiej doktryny o niekrzywdzeniu.

Oczywiście mogą pojawić się w tym momencie pytania o sam buddyzm i o to, dlaczego możliwe jest wykorzystywanie szczytnych ideałów i postaw, o których nauczał Budda Gotama, na rzecz szerzenia nienawiści. Cóż… bądźmy realistami. Wszelkie ideologie – również religijne – mogą, i są, wykorzystywane do legitymizowania władzy. Systemy religijne tak, jak każde systemy światopoglądowe są w znacznym stopniu wewnętrznie sprzeczne, a zatem wykorzystywanie ich do promowania różnych postaw – często zupełnie sobie przeciwstawnych – jest dość łatwe. Postawmy obok siebie Franciszka z Asyżu oraz tych co gorliwszych przedstawicieli Hiszpańskiej Inkwizycji lub – bliskich wyobraźni każdego Polaka – Krzyżaków. Dla jednych szerzenie wiary to nauczanie słowem i przykładem, dla innych ogniem i mieczem. Buddyjski miecz ma w Mjanmie oblicze Ashina Wirathu i jego zwolenników.
Krzysztof Gutowski