Święto Onam w Kerali: parady uliczne w Koczinie

Modlitwy i procesje w świątyniach to jedno, Onam jest jednak również świętem tańca i teatru. Tradycyjne południowo indyjskie sztuki taneczne można wówczas oglądać podczas uroczystości w świątyniach, domach kultury, lokalnych parkach oraz na ulicy.

Barwne i głośne parady przechodzą m.in. ulicami starego Koczinu. I to właśnie z tego względu wybrałam mieszkanie w tej części miasta. Do świątyni Thrikkakara dojeżdżałam codziennie przez ok. półtorej godziny, żeby zobaczyć powitanie Vamany musiałam więc wstać o 5 rano. Po powrocie do Koczinu jedyne o czym marzyłam to łóżko i sen. Cudnie mi się spało przy szumie jednego z ostatnich monsunowych deszczy, mimo że upał nie zelżał nawet na moment. Dla odmiany obudził mnie nie głos muezzina z pobliskiego meczetu, lecz dźwięki bębnów. Dupatta na głowę, aparat w rękę i wypadłam prosto w roztańczony korowód przechodzący główną ulicą dzielnicy Fort Koczin.

Na czele korowodu szli muzycy, tuż za nimi natomiast tancerze w tradycyjnych strojach. Tancerze Kathakali, wyróżniający się imponującymi przybraniami głów i twarzami umalowanymi na zielono, odgrywali sceny z mitu o królu Mahabalim i Vamanie. Artyści uprawiający Kummattikali ubrani byli w kostiumy wykonane z trawy i drewniane maski, tancerze Theyyam natomiast mieli na sobie fantastyczne kostiumy w kolorze czerwonym. Wśród tancerzy znalazło się także kilku mężczyzn-tygrysów, najwyraźniej gotowych już na odbywające się cztery dni później Pulikali.

To, czego w paradzie z okazji Onam nie może zabraknąć to bóstwa. W korowodzie szli więc: władca bogów Śiwa (niebieski mężczyzna z trójzębem w ręku i wężem wijącym się wokół szyi), Kali (czarna postać z językiem wysuniętym z ust), oraz Durga (niebieska kobieta, również z wysuniętym językiem).

Następny dzień miał być dniem odpoczynku. Tylko odsypianie poprzednich nocy, jedzenie, spacery po plaży lub starej części Koczinu. Wierzcie lub nie, ale nawet ja mam ograniczone zasoby energii, a upał i schodząca adrenalina zrobiły swoje – wiedziałam już, że mam wystarczająco dużo materiału, żeby rozliczyć projekt badawczy, mogłam więc odetchnąć i wreszcie się wyspać. Nic z tego, moją ulicą przechodziła bowiem kolejna parada. Mniej barwna niż ta ze środy, dla mnie fascynująca jednak z zupełnie innego powodu. To był ostatni dzień Onam, zgodnie z hinduską tradycją, miało więc nastąpić zatopienie bóstwa – z braku Gangesu w wodach Morza Arabskiego. Bóstwem tym był Ganeśa, bóg o głowie słonia, uwielbiany w całych Indiach jako niebianin usuwający przeszkody i zapewniający powodzenie. Posąg Ganeśi, ulokowany na bogato przystrojonej platformie, przejechał całe miasto, aż do plaży w Fort Koczin. Tam została odprawiona pudźa, z której byłam pewna, że zostanę grzecznie relegowana jako osoba mogąca skalać hinduskich wiernych. Ku mojemu zaskoczeniu, sami kapłani podprowadzili mnie do samego posągu Ganeśi, żebym miała lepszy widok. Tacy są Keralczycy – otwarci i serdeczni, chętni do pomocy i uczynni. Domyślacie się jak się skończyła uroczystość na plaży? Oczywiście, wlazłam do morza po pas, żeby zrobić zdjęcia. Do domu wracałam mokrusieńka, ale szczęśliwa.

W kolejnym, ostatnim już, tekście opowiem Wam o formach tanecznych spotykanych podczas uroczystości związanych ze świętem Onam.

Blanka Katarzyna Dżugaj

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s