
Rok temu Xi Jinping zaskoczył świat deklarując, że do 2060 roku jego kraj wyzeruje emisję dwutlenku węgla. To jednak nie koniec niespodzianek. Ostatnio pojawiły się pogłoski, że nie chodzi tylko o CO2, ale też o inne gazy cieplarniane. Co więcej, Chiny sugerują, że zapowiadany na 2030 roku koniec wzrostu emisji, może zostać osiągnięty znacznie wcześniej. O polityce klimatycznej ChRL rozmawiamy z Lidią Wojtal, wcześniej wieloletnią polską negocjatorką klimatyczną, obecnie ekspertką ds. polityki klimatyczno-energetycznej think tanku Agora Energiewende.
Kulturazja: Chiny powszechnie uważane są za jednego z największych trucicieli świata, a tymczasem mocno działają na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych. Jakie inicjatywy podejmują?
Lidia Wojtal: Mówiąc o polityce klimatycznej Chin musimy trochę cofnąć się w czasie. Faktycznie, o Chinach myślimy głównie jako o największym emitencie gazów cieplarnianych na świecie – uważamy, że to ten kraj przede wszystkim powinien zająć się redukcją emisji. Jeżeli Chiny emitują bowiem ponad ¼ światowej ilości gazów cieplarnianych, to jeśli one nie zaczną czegoś robić, prawdopodobnie wszystkie inne wysiłki będą mało skuteczne.
Trzeba jednak zdać sobie sprawę z faktu, że Chiny, które są trzecim co do wielkości państwem na świecie i pierwszym co do zaludnienia zaczęły emitować tak olbrzymie ilości gazów cieplarnianych dopiero po roku 2000. Do tego czasu był to kraj rozwijający się, zresztą zgodnie z klasyfikacją ONZ nadal jest to kraj rozwijający się, i do 2015 roku nie miał żadnych zobowiązań redukcyjnych. Przyczyną był fakt, że skutki zmiany klimatu odczuwane teraz na poziomie globalnym, zostały wywołane w pierwszej kolejności przez te państwa, które się najwcześniej zindustrializowały. Mowa o państwach, które w 1992 roku należały do OECD plus państwa Bloku Wschodniego, czyli tzw. gospodarki w okresie transformacji – wśród nich była też Polska. Państwa, których winą jest rozpoczęcie zmian klimatu, w 1992 roku przyznały się do tego, wzięły na siebie odpowiedzialność i zobowiązały się, że one właśnie będą przewodzić globalnym wysiłkom na rzecz redukcji emisji. W 1997 roku, kiedy przyjmowano Protokół z Kioto, właśnie tylko dla tej grupy ok. 40 państw wyznaczono konkretne cele redukcyjne.

W tym podziale na ok. 40 państw rozwiniętych i resztę świata dojechaliśmy do 2015 roku, kiedy przyjęto Porozumienie Paryskie. Wtedy właśnie, po wielu latach negocjacji i obserwowania tego, co się dzieje z klimatem i gospodarkami poszczególnych państw, uznano, że jeśli wszystkie kraje nie zaczną podejmować działań na rzecz redukcji emisji, to jako świat żadnych szans nie mamy. Chiny się na to zgodziły – po raz pierwszy wzięły na siebie taki obowiązek. Tak więc mówienie, że Chiny w ogóle się nie interesują polityką klimatyczną, nie planują działań redukcyjnych i nie są stroną żadnego globalnego porozumienia klimatycznego, jest nieprawdziwe.
W ramach Porozumienia Paryskiego każde państwo musi przygotować swój plan redukcji (tzw. krajowo uzgodniony wkład – NDC) na kolejne 5 lub 10 lat i co 5 lat te plany muszą stawać się bardziej ambitne – czyli zawierać wyższe cele. Państwa, które jako pierwsze się zindustrializowały, mają obowiązek prowadzenia i dawania przykładu. Jeśli np. Unia Europejska powiedziałaby, że nic nie zrobi, dopóki Chiny nie zdobędą się na większe redukcje emisji, to prawdopodobnie niewiele by się na poziomie międzynarodowym i krajowym zadziało. Pekin uznałby to bowiem za doskonały pretekst, by rozwijać się tak, jak mu pasuje i nie patrzeć na zobowiązania międzynarodowe i konieczność układania się z innymi światowymi mocarstwami pod kątem klimatu. A co zrobiły Chiny? Chiny zrobiły wszystkim niespodziankę – w zeszłym roku ogłosiły nagle, że do 2060 roku wyzerują emisję dwutlenku węgla. Decyzja ta została podjęta na najwyższym poziomie i zaskoczyła nie tylko świat, ale także środowiska polityczne i naukowe w samych Chinach.
Właśnie miałam o to zapytać: przemówienie Xi Jinpinga w ramach 77. sesji Zgromadzenia ONZ wywołało niemałe zaskoczenie…
Ostatnio pojawiły się pogłoski, mniej lub bardziej oficjalne, że nie chodzi tylko o CO2, ale też o inne gazy cieplarniane. To jest ogromna różnica. Dochodzi bowiem chociażby metan, który pochodzi z gazu, ale też np. gazy powstające w wyniku produkcji i używania nawozów. Niezależnie od tego, oświadczenie Chin było ogromnym zaskoczeniem, bo do tej pory jedyne co Chiny zadeklarowały na poziomie globalnym to, to że emisje przestaną im rosnąć po 2030 roku. Mamy więc do czynienia z dwoma formalnymi zobowiązaniami Chin na poziomie globalnym, które powinny zostać sfinalizowane w momencie przedłożenia przez Chiny planów w ramach Porozumienia paryskiego. To powinno się wydarzyć jeszcze do końca tego roku, czyli przed lub w czasie listopadowego szczytu klimatycznego COP26. Niewykluczone też, że emisje przestaną rosnąć nie w 2030 roku, tylko wcześniej, jak wstępnie już zapowiedziały Chiny. Wiele osób powątpiewa, czy to się faktycznie wydarzy, natomiast z mojego doświadczenia wynika, że Chiny z reguły niedoszacowują swojego wkładu. O ile Unia Europejska zazwyczaj ustawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko, mając nadzieję, że jakoś dociągnie do tego celu, o tyle Chiny kładą poprzeczkę dość nisko, ale mają wówczas realną szansę, że ten cel po prostu przeskoczą.

Gdy Chiny w ramach 100 lat odbudowy kraju ustanawiały kolejne plany, każdy ich etap osiągali wcześniej niż zakładano. Ekonomiści twierdzą, że to efekt determinacji i mądrej polityki ekonomicznej, ale może faktycznie jest to kwestia niedoszacowania.
Tak, i to jest robione z pełną premedytacją, żeby nie musieć się tłumaczyć na poziomie międzynarodowym, że coś się Chinom nie udało. Oni wolą się pochwalić: patrzcie, narzuciliśmy sobie ambitne plany, a zrobiliśmy nawet więcej. Tacy jesteśmy świetni.
Niestety, Chiny nadal inwestują w węgiel i są to koszmarnie duże inwestycje spowodowane rosnącym zapotrzebowaniem na energię. Co więcej, wciąż finansują powstawanie mocy węglowych w innych krajach np. na Bałkanach i w Afryce. Polska też zastanawiała się, czy nie pozyskać funduszy z Chin, gdy jasne stało się, że nikt z Europy takiej pożyczki już nie udzieli. Jednocześnie Chiny mają obecnie jedne z najnowocześniejszych technologii spalania węgla – najbardziej efektywne, wyposażone także w najlepsze filtry. Dzieje się tak m.in. ze względu na fakt, że kwestia zanieczyszczenia powietrza zaczęła wzbudzać opór społeczny. Klasa średnia bardzo szybko się bogaci i ma jasno wyrobiony pogląd, jak ma wyglądać świat, w którym żyje. W gospodarce planowanej centralnie, z jaką mamy do czynienia w Chinach, wszystko musi być uregulowane i ujęte w ramy, a mechanizmem tej regulacji są plany 5-letnie. W marcu tego roku władze zaakceptowały czternastą taką pięciolatkę (2021-2025) i ona już pokazuje, że odejście od węgla może się zacząć mniej więcej w okolicach końca tego okresu. Węgiel nie zniknie, ale jego zużycie zacznie spadać.
Czyli jest szansa, że ten plan, tak niespodziewanie zapowiedziany przez Xi Jinpinga zostanie zrealizowany?
Tak. Chiny już są największym producentem paneli fotowoltaicznych na świecie, elektromobilność stoi na ponadeuropejskim poziomie, podobnie jak energetyka wiatrowa – praktycznie wszystkie technologie uznawane za nisko lub zero emisyjne są w Chinach obecne i skalą przewyższają to, co mamy w Unii Europejskiej.

Dlaczego Chinom tak zależy na rozwoju w tej dziedzinie? I dlaczego właśnie teraz?
Jeśli chodzi o wyścig technologiczny to tylko w kierunku jak najniższej emisji gazów cieplarnianych – na to będzie zbyt, na to nastawione są decyzje przywódców świata i zgodnie zresztą z Porozumieniem paryskim – na to nastawiają się instytucje finansowe. A dlaczego teraz? Przede wszystkim dlatego, że wiadomo już, że wszystko, co powoduje wysoką emisję nie będzie mile widziane przez instytucje finansujące i przez władze państw. Przyszłość jest gdzie indziej. Po drugie, jest to tzw. polityczne momentum. To, że USA triumfalnie powróciły do Porozumienia Paryskiego, i że wyznaczyły sobie cel osiągnięcia neutralności klimatycznej i redukcji emisji o połowę do 2030 roku, jest wyznacznikiem konkurencji między dwoma mocarstwami, a jednocześnie wpisuje się w globalny kalendarz zwiększania celów w ramach Porozumienia paryskiego. To właśnie w tym roku państwa mają ogłosić swoje wyższe cele na 2030 r.
Jak Chiny wypadają pod tym względem w porównaniu z innym ważnym państwem regionu, czyli Indiami?
Istotne są tu różnice w rozwoju gospodarczym między Chinami a Indiami. Wiele osób stawia je na tym samym poziomie, tymczasem przy praktycznie równej liczbie mieszkańców chińska emisja per capita jest już na poziomie europejskim, podczas gdy Indie pozostają daleko w tyle. Władze w Delhi mówią: nasze społeczeństwo nadal zmaga się ze skrajną biedą i brakiem dostępu do energii elektrycznej – wraz z rozwojem będą rosły emisje, ale nie ma możliwości, żebyśmy zabronili naszym obywatelem dążenia do lepszego życia. W Chinach natomiast bardzo szybko poprawił się status materialny znacznej części mieszkańców. W efekcie emisje indyjskie per capita są nawet czterokrotnie niższe od chińskich. Ponadto, Chiny mówią o konkretnych celach redukcyjnych obejmujących dużą część gospodarki, Indie natomiast nie mają jasno sprecyzowanych zamysłów – na forum międzynarodowym zgłaszają szereg pojedynczych różnych działań, które ciężko ocenić pod kątem ostatecznego efektu redukcyjnego.
Mamy obecnie do czynienia z polaryzacją: Chiny kontra Zachód. Chiny nie kryją, że do 2045 roku chcą osiągnąć pozycję supermocarstwa rzucając wyzwanie USA. Czy polityka klimatyczna jest elementem tej walki o dominację?
Jest, absolutnie. Polityka klimatyczna dotyczy właściwie każdego aspektu gospodarki i to, czy w jaki sposób się ją wykorzysta może wpłynąć na spowolnienie lub przyspieszenie rozwoju państwa i jego wpływy na świecie. To jest też wyścig o to, kto będzie w stanie przejąć rynki zbytu na technologie produkowane w obu tych państwach.
Czyli, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze?
Tak. Jak najbardziej. Choć w sumie może to i dobrze, że polityka klimatyczna i jej rozwój nie wywodzi się wyłącznie z troski o klimat, ale też z potrzeby zapewnienia swoim gospodarkom odpowiedniego statusu na poziomie światowym. W przypadku Chin i USA oczywiste jest, że kraje te będą rywalizować na każdym możliwym poziomie, w tym polityki klimatycznej i związanych z nią technologii.
Czy istnieje choćby minimalna szansa, że przy tej rywalizacji, przy problemach na linii Unia Europejska – Pekin, nawiąże się współpraca w zakresie polityki klimatycznej?
Myślę, że polityka klimatyczna to jeden z tych obszarów, gdzie antagonizmy można do pewnego stopnia pominąć. Oczywiście, nie jest to łatwa współpraca, ponieważ Unia Europejska będzie chciała chronić swój rynek przed napływem takich produktów jak energia elektryczna, żelazo i stal, cement, nawozy i aluminium produkowanych w krajach, które nie mają równie ostrej polityki klimatycznej i gdzie produkcja jest zarówno tańsza, jak i bardziej emisyjna. Dlatego w nowym pakiecie Fit for 55, czyli planie wdrożenia wyższego celu redukcyjnego na 2030 rok, zaproponowano, że UE wprowadzi swego rodzaju podatek emisyjny na granicy. Ten mechanizm ma piękną nazwę CBAM, czyli Carbon Border Adjustment Mechanism, a jego celem jest wyrównanie szans producentów unijnych, którzy muszą mierzyć się z tańszą i znacznie bardziej emisyjną konkurencją z zewnątrz. Tu w szczególności może iskrzyć pomiędzy Unią Europejską a Chinami, z drugiej jednak strony tam, gdzie jest wola redukcji emisji, są podejmowane wspólne projekty, rozpoczyna się współpraca i przekazywanie know-how. Chiny są bardzo ciekawe tego, jak wygląda transformacja, chociażby regionów węglowych – chcą się uczyć, chcą zdobywać wiedzę, jakiego rodzaju działania są podejmowane, żeby przetransformować region opierający się niemal w całości na węglu w coś, co nadal będzie spełniało funkcję gospodarczą i przynosiło zyski, ale nie będzie oparte na tym jednym, wysokoemisyjnym źródle dochodu. Chiny to ogromny kraj, więc jeśli moglibyśmy dostarczyć im odpowiednich przykładów i służyć doświadczeniem, to jest to świetny pomysł na współpracę.

Z kolei USA z Chinami, cóż…tu wielkiej przyjaźni nigdy nie będzie, ale jeżeli administracja Bidena wyznacza sobie politykę klimatyczną jako jeden z głównych celów na kolejne dekady, to doskonale zdaje sobie sprawę, że osiągnięcie jakichkolwiek globalnych efektów nie będzie możliwe bez Chin. To jest sytuacja bez wyjścia: trzeba się nauczyć współpracować, bo nie ma innej drogi żeby osiągnąć globalne cele. Nawet jeśli ta współpraca będzie oznaczała bardzo mocną konkurencję gospodarczą. Co dla nas nie jest wcale takie złe, ponieważ im więcej pieniędzy państwowych pójdzie w innowacje, tym szybciej postęp technologiczny się dokona i tym łatwiej będzie nam faktycznie redukować emisje.
Słowo „technologia” padło już tutaj kilkakrotnie, teraz chciałabym się przy nim zatrzymać. Jeszcze do niedawna niekwestionowanym liderem azjatyckim w tej dziedzinie była Japonia. Od dłuższego czasu na prowadzenie wysuwają się jednak takie kraje jak Korea i Chiny. Czy Chiny mogą stać się liderem także w zakresie technologii związanej z polityką klimatyczną?
One już są liderem. Chociażby większość paneli fotowoltaicznych i komponentów do nich płynie do nas z Chin i w momencie, gdy występują zaburzenia w łańcuchach dostaw, pojawia się problem z dostępem do tych produktów. Także w Polsce.
Niedawno grupa Unimot postanowiła uniezależnić się od chińskich dostawców i rozpocząć własną produkcję paneli fotowoltaicznych. Powodem były właśnie zakłócenia w łańcuchach dostaw.
Był też taki moment, gdy Unia Europejska uznała, że znacznie tańsze niż europejskie panele z Chin nie powinny być dopuszczane na unijny rynek. Tylko że im bardziej polityka klimatyczna przyspieszała, a cele stawały się wyśrubowane, tym bardziej były nam one potrzebne. W Unii zwiększyło się zapotrzebowanie i przestaliśmy nadążać z ich produkcją, w efekcie czego obostrzenia te zostały zdjęte.
Chiny stawiają też na elektromobilność, patrzą też coraz bardziej na rozwijanie magazynów energii, łakomie spoglądają na technologie wodorowe, które my nazywamy szampanem transformacji energetycznej. Chiny chcą w to inwestować, uczyć się od zachodu, ale jednocześnie rozwijać własne technologie. Jak bowiem mówiłam, globalny wyścig technologiczny Chiny chcą po prostu wygrać.
Rozmawiała Blanka Katarzyna Dżugaj