Japoński rząd zacieśni współpracę z Waszyngtonem w ramach cyber ochrony przed atakami chińskich hakerów. O wymierzoną w siebie cyberprzestępczość Tokio oskarża grupę powiązaną z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą.
Pod koniec kwietnia tego roku rząd Yoshihide Sugi po raz pierwszy wskazał Chiny jako sprawców cyber ataków na Japonię. W stan oskarżenia oficjalnie postawiono chińskiego inżyniera – jak się okazało członka Komunistycznej Partii Chin. Posługując się fałszywym dokumentem tożsamości, mężczyzna ten w 2016 i 2017 roku miał dokonać serii cyber ataków, wymierzonych m.in. w Japońską Agencję Eksploracji Aerokosmicznej (JAXA) oraz 200 innych japońskich firm i instytucji badawczych. Oskarżony nie stanął przed sądem, zdążył bowiem uciec z Japonii. Jednocześnie opinia publiczna usłyszała, że za serią tych ataków stała, najprawdopodobniej, także grupa hakerska powiązana z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą. Tajemniczy inżynier miał wykorzystać fałszywą tożsamość do zarejestrowania serwera sieciowego w Japonii, z którego następnie hakerzy skupieni w grupie o nazwie Tick mieli przeprowadzić ataki. Zdaniem ekspertów organizacja ta działa co najmniej od 2009 roku i jest odpowiedzialna na szereg cyber ataków przeciwko azjatyckim firmom z branż: lotniczej, technologicznej, medycznej, bankowej oraz przemysłu ciężkiego. Chiny, rzecz jasna, stanowczo zaprzeczyły tym oskarżeniom.

Wkrótce po tej informacji rzecznik japońskiego rządu przyznał, że cyber ataki stają się coraz bardziej zorganizowane, a władze powinny potraktować kwestię bezpieczeństwa w tym zakresie jako jeden z priorytetów. O tym, jak ważne stało się zwiększenie bezpieczeństwa w relacjach z Chinami świadczy fakt, że temat ten został poruszony na pierwszym spotkaniu japońskiego premiera z nowym prezydentem USA, Joe Bidenem. Waszyngton raczej nie będzie kontynuował polityki Donalda Trumpa wobec Chin, niemniej nadal definiuje Pekin jako swojego głównego przeciwnika. Japonia, obok Indii, jest w tej rywalizacji naturalnym sojusznikiem – zarówno jako silne państwo azjatyckie, jak i członek Czterostronnego Dialogu w dziedzinie Bezpieczeństwa (ang. Quadrilateral Security Dialogue – QSD). Na konferencji prasowej po spotkaniu Joe Biden stwierdził: premier Suga i ja potwierdziliśmy nasze nieugięte poparcie dla sojuszu amerykańsko-japońskiego i dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Zobowiązaliśmy się współpracować, aby stawić czoła wyzwaniom z Chin. Mowa była m.in. o kwestii Tajwanu, sytuacji na Morzu Południowochińskim oraz bezpieczeństwie cybernetycznym. Współpraca w tym ostatnim zakresie nie jest niczym nowym – już w 2013 roku powstała bowiem amerykańsko-japońska grupa robocza ds. polityki cyberobrony (CDPWG) – jej twórcą było japońskie Ministerstwo Obrony oraz Departament Obrony USA.
W lipcu 2021 roku natomiast japoński rząd zapowiedział wdrożenie nowej, trzyletniej strategii cyberbezpieczeństwa, która zastąpi plan wprowadzony awaryjnie w 2018 roku. Jednocześnie Tokio po raz pierwszy wskazało konkretnego cyber agresora, a nawet kilku, wymieniono bowiem Chiny, Rosję i Koreę Północną. Nowa strategia jest zapewne pokłosiem wspomnianych rozmów Suga-Biden, zasadza się bowiem na wzmocnieniu sojuszu japońsko-amerykańskiego i wspólnych ćwiczeniach Japońskich Sił Samoobrony i sił wojskowych USA. Wśród jej założeń znajduje się także wzmacnianie cyberbezpieczeństwa w regionie Indo-Pacyfiku poprzez współpracę z Australią, Indiami i członkami ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej). Gabinet Sugi będzie dążył do zapewnienie bezpieczeństwa kluczowej infrastruktury dla komunikacji zagranicznej, w tym podmorskich kabli komunikacyjnych, wypracowania standardów bezpieczeństwa, lepsze wykorzystanie sztucznej inteligencji, oraz promowanie badań nad problemem deszyfrowania opartego na obliczeniach kwantowych. Projekt nowej strategii został przyjęty na posiedzeniu Kwatery Głównej ds. Strategii Cyberbezpieczeństwa i ma zostać zatwierdzony na jesiennym posiedzeniu gabinetu Yoshihide Sugi. To wszystko bez wątpienia kolejny epizod wielopoziomowego konfliktu między Chinami a Ameryką i jej sojusznikami odczuwającymi bezpośrednie zagrożenie wynikające z bliskości Chin. Wojna nazywana gospodarczą nie jest jednak tylko gospodarcza, choć żadnego zbrojnego starcia nie ma się co spodziewać. Dzisiejsza wojna o panowanie nad światem to wojna informatyczna, wojna technologiczna i właśnie walka na polu wirtualnej rzeczywistości może mieć dla realnego świata zupełnie nie wirtualne konsekwencje.
Blanka Katarzyna Dżugaj