Władze Singapuru wprowadziły obowiązkowe cotygodniowe lekcje w szkołach podstawowych i średnich na temat zdrowia psychicznego. Dzieci mają się uczyć, jak radzić sobie ze stresem i lękiem, a także otwierać się na mówienie o swoich uczuciach. W azjatyckim systemie edukacyjnym to prawdziwa rewolucja.
Oceny długofalowych skutków panującej pandemii bywają różne… Prawie wszystkie jednak zawierają się gdzieś w spektrum pomiędzy „umiarkowanie złe” a „bardzo złe”. Jedną z najczęściej wskazywanych sfer, na której pandemia wypala swoje piętno na wiele lat jest edukacja. I to edukacja szeroko rozumiana, bo na uwadze trzeba mieć nie tylko osiągnięcia uczniów i zdobytą przed nich wiedzę i umiejętności, ale też szeroko rozumiany dobrostan psychiczny uczniów. Problemy psychiczne związane ze stresem, izolacją społeczną, strachem przed utratą bliskich lub traumą po ich stracie stały się rzeczywistością dla milionów dzieci w wieku szkolnym. Rządy na całym świecie, w mniejszym lub większym stopniu, rozpoczęły już działania mające na celu łagodzenie skutków pandemii w sferze funkcjonowania uczniów. Ostatnio agencje prasowe donosiły o rozwiązaniach w Singapurze.
Na wstępie przypomnieć należy, że system edukacyjny w tym maleńkim państwie-mieście w południowo-wschodniej Azji należy do najlepszych na świecie, a jednocześnie najbardziej wymagających w którym konkurencja miedzy uczniami i presja związana z egzaminami jest bardzo wysoka. W obliczu szalejącej pandemii instytucje odpowiedzialne za edukację w Singapurze zdecydowały się na coś, czego nikt w samym Singapurze się chyba nie spodziewał. Do szkół wprowadzono elementy warsztatowych zajęć poświęconych odczuciom I emocjom uczniów, a także sposobów w jakie mogą radzić sobie ze stresem i napięciem. Przygotowano w tym celu specjalne materiały audiowizualne, przeszkolono kadrę edukacyjną (i medyczną, bo część z tych zadań przypadło szkolnym pielęgniarkom). Wszystko po to, by zapobiec albo złagodzić negatywne zjawiska, które stały się oczywistą i złowrogą powszechnością wśród singapurskich nastolatków, takie jak: stany depresyjne, myśli samobójcze, zaburzenia lękowe.

Czy jednak tego typu zajęcia w szkołach są aż tak niezwykłe, by mówiono o nich w BBC? W tej części świata to i owszem. Dość nieoczywiste, ale o tym za chwilę. W każdym razie nie powinno dziwić, że singapurską inicjatywę obserwują rządy innych azjatyckich państw. Singapur jest przypadkiem szczególnym i rzeczywiście spektakularnym, ale z pewnością nie jest wyjątkiem na tle innych systemów edukacyjnych Azji.
Systemy edukacji Azji – głównie wschodniej i południowo-wschodniej jej części stanowią zwierciadło systemów społecznych jako takich. W podejściu do edukacji dzieci w regionie widać swoiste napięcie między nowoczesnością (zaskakującą przecież nieraz nawet z perspektywy myślącego europocentrycznie mieszkańca Zachodu), galopującym konsumpcjonizmem wraz z żądzą sukcesu, a tradycyjnymi wartościami. Pamiętać trzeba, że kultury azjatyckie to w znacznej mierze kultury kolektywne, w których rozwój grupy, jej spójność, status i dobrobyt są cenione wyżej niż samorealizacja jednostki. Osiągnięcie sukcesu to nie tylko, a i nie przede wszystkim, realizacja aspiracji młodej osoby, ale przede wszystkim podtrzymanie lub podniesienie statusu rodziny czy grupy społecznej. Przekłada się to na ogromną presję, której podlegają azjatyccy nastolatkowie. Niepowodzenie edukacyjne jest dyshonorem dla rodziny. To z pewnością uproszczenie, ale bez wątpienia ilustrujące pewne tendencje. Przekłada się to na olbrzymią pogoń za osiągnięciami szkolnymi, a systemy egzaminowania są niezwykle męczące, wymagające i po prostu… trudne.

W 2020 roku UNICEF stwierdził, że japońskie dzieci znajdują się na drugim miejscu pod względem najgorzej ocenianych stanów psychicznych wśród 38 najbogatszych krajów. Raport analizował trzy kluczowe kategorie: samopoczucie psychiczne, zdrowie fizyczne oraz umiejętności akademickie i społeczne, biorąc pod uwagę dane zebrane przed pandemią koronawirusa. Japonia znalazła się na szczycie rankingu pod względem zdrowia fizycznego, ale zajęła jedynie 27. miejsce pod względem umiejętności akademickich i społecznych oraz 37. (lub też drugie licząc od najgorszego) pod względem samopoczucia psychicznego – w tym ostatnim przypadku gorzej jest tylko w Nowej Zelandii. Autorzy raportu stwierdzili, że dzieci z Kraju Kwitnącej Wiśni mają niskie poczucie satysfakcji z codziennego życia, a winę za to, w przeważającej mierze, ponosi japoński system edukacji. Chodzi przede wszystkim o ocenianie uczniów wyłącznie na podstawie wyników egzaminów i rywalizację o dostanie się do najlepszych szkół. Młodzi ludzie coraz częściej nie dają sobie rady z tą presją – w latach 2013-2015 w Japonii średnio 7,5 na 100 tys. nastolatków w wieku od 15 do 19 lat popełniło samobójstwo, które w znacznej części przypadków wynikało właśnie z nadmiernego obciążenia nauką.
Dodatkowo oddziałują tu zdaje się wielowiekowe tradycje kulturowe, w tym myślenie konfucjańskie lub postkonfucjańskie, które podkreśla rolę edukacji i wykształcenia w uzyskiwaniu odpowiedniego statusu społecznego. W większości tych państw w teorii ceniona była (bo z praktyką, jak to z praktyką…) merytokracja, czyli rządy specjalistów, odpowiednio wykształconych i przygotowanych urzędników. W efekcie od najwcześniejszych lat szkolnych uczniowie znajdują się pod ogromną presją – w Japonii, gdy dziecko opuszcza zajęcia z powodu choroby zastępuje go…matka. Po urodzeniu dziecka większość kobiet rezygnuje z pracy zawodowej, całkowicie poświęcając się opiece nad domem i wykształceniu potomstwa. To ostatnie jest tak ważne, że matki uczestniczą w lekcjach, w których nie mogą wziąć udziału ich dzieci, by robić notatki. W ten sposób uczeń nie musi nadrabiać materiału po wyzdrowieniu.

Azjatyckie dzieci na nauce spędzają niemal całe dnie. Nie tylko w szkole i w domu – nacisk na edukację sprawił, że w wielu państwach azjatyckich prężnie rozwinął się system korepetycji. W Japonii uczniowie kończąc zajęcia w szkole idą…praktycznie do drugiej szkoły. Chodzi o tzw. gakushū juku, czyli prywatne szkoły korepetycji, których celem jest pomaganie uczniom szkół podstawowych i średnich w osiąganiu lepszych wyników w nauce na co dzień oraz przygotowanie do egzaminów wstępnych na uniwersytety. Ich słuchacze powtarzają materiał ze szkoły, przede wszystkim jednak uczą się rozwiązywać testy – ta umiejętność jest im niezbędna do zdania egzaminów, ale w przyszłości przyda się też w zdobyciu pracy, większość japońskich firm wciąż bazuje bowiem na testach jako formie rekrutacji. Juku obejmuje zarówno indywidualne zajęcia domowe, jak i ogólnokrajowe sieci szkół, a ich kadra składa się głównie z emerytowanych nauczycieli i studentów. Podobny system korepetycji grupowych istnieje także w Chinach i Korei. W jego efekcie uczniowie są przemęczeni – zajęcia kończą się bowiem niekiedy nawet o 21 lub 22 w nocy.

Jak na razie problemem tym zajęły się tylko Chiny, niestety – w nie do końca właściwy sposób. Zmiany wejdą w życie dosłownie na dniach, bo już w przyszłym miesiącu. Na czym będą polegać? Partia próbnie zakaże udzielania korepetycji w weekendy oraz w czasie letnich i zimowych wakacji – na razie zmiany te będą dotyczyć dużych miast (m.in. Pekinu i Szanghaju). Okres testowy ma potrwać 12 miesięcy – po tym czasie regulacje te zostaną wprowadzone w całym kraju. Zakaz dotyczy korepetycji grupowych, które niekiedy kończą się późno w nocy. Nowe prawo uderzy w prężnie działającą branżę korepetycyjną, której wartość szacuje się na 120 mld USD – uderzenie to porównywalne jest do nokautu, sektor straci bowiem od 70 do 80 proc. przychodów. Cel wydaje się jednak uświęcać środki, a jest nim przede wszystkim złagodzenie presji wywieranej na dzieci w wieku szkolnym oraz zwiększenie wskaźnika urodzeń w kraju poprzez obniżenie kosztów utrzymania rodziny. Walka z oboma problemami niewątpliwie jest konieczna, chińskie społeczeństwo starzeje się bowiem w ogromnym tempie, młodzi ludzie coraz rzadziej decydują się natomiast na posiadanie więcej niż jednego dziecka. Z drugiej strony uczniowie są przeciążani – jak pokazują dane Chińskiego Towarzystwa Edukacji z 2016 roku, ponad 75 proc. uczniów szkół podstawowych i średnich uczęszczało na zajęcia pozaszkolne. Ponieważ dobre wyniki w nauce stanowią warunek dostania się na studia, biedniejsze rodziny są w stanie zapożyczyć się na całe życie, byle zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki do nauki – przede wszystkim korepetycje. Decyzja KPCh to jednak wylewanie dziecka z kąpielą, dotknie bowiem przede wszystkim najbiedniejszych – bogatsi będą w stanie opłacić lekcje indywidualne.

Specyfika systemów edukacji to jednak tylko jeden z elementów układanki składającej się na niezwykłość singapurskich rozwiązań. Porażka edukacyjna to dyshonor dla rodziny, ale dyshonorem dla niej, a także dla jednostki jest również piętno zaburzeń psychicznych. Choroby i zaburzenia psychiczne to nadal temat tabu w większości krajów Azji. Zaburzenia psychiczne przez wieki łączono (czy na pewno powinno się tu użyć czasu przeszłego?) z opętaniami przez istoty demoniczne albo z negatywnymi skutkami karmicznymi czynów z poprzednich wcieleń. W każdym razie osoby, której zachowanie nie wpisywało się w społeczne normy, o ile nie nosiło znamion świętości i boskiej obecności, było powodem do społecznej stygmatyzacji. W związku z tym o chorobach psychicznych w Azji Wschodniej praktycznie się nie mówi, nie leczy… Społecznie przemilcza. Strach przed psychiczną dysfunkcjonalnością jest tak wielki i głęboko zakorzeniony, że w Chinach na przykład zaburzenia depresyjne leczone są przez internistów i traktowane jako choroba somatyczna, ponieważ wizyta u psychiatry byłaby nie do zaakceptowania nie tylko dla środowiska społecznego, ale też często dla samej cierpiącej osoby.
Od kilku dekad dokłada się wielu starań, żeby zmienić społeczne postrzeganie zaburzeń psychicznych w różnych krajach Azji. Być może powszechność psychicznych trudności, która jest skutkiem pandemii, a także fakt, że dotykają one również najmłodszych będzie właśnie impulsem do – niestety bardzo przyspieszonej i intensywnej – mentalnej reformy w tym zakresie w Azji Wschodniej i Południowo-wschodniej. Singapur nie jest bowiem jedynym państwem w Azji, które próbuje pomóc młodszym pokoleniom uporać się z emocjonalnymi problemami. W japońskich szkołach, niestety dopiero od wiosny 2022 roku, wprowadzone zostaną nowe podręczniki wychowania fizycznego i zdrowia, które zawierać będą opisy metod profilaktyki i radzenia sobie z problemami psychicznymi. Jest to efekt rekordowej liczby samobójstw wśród młodzieży związanych ze stresującymi skutkami pandemii. Oczywiście, co światlejsi nauczyciele już dziś próbują wspierać swoich uczniów i podczas tradycyjnych lekcji przemycają informacje na temat emocjonalnych skutków pandemii koronawirusa i sposobów radzenia sobie z nimi.
Czy pandemia koronawirusa może mieć pozytywne skutki? Najwyraźniej tak – jeszcze przed rokiem kwestie zdrowia psychicznego uczniów i studentów nie były podejmowane na zajęciach w singapurskich szkołach i uczelniach. W Japonii jakiekolwiek próby uczenia na ten temat zostały porzucone cztery dekady temu. Skoro oba te kraje, a w ślad za nimi także kolejne, nie tylko zwróciły uwagę na problem, ale też próbują się z nim zmierzyć, wnioski z pandemii zostały wyciągnięte.
Krzysztof Gutowski
Blanka Katarzyna Dżugaj