W niedawnym wywiadzie telewizyjnym premier Modi przyznał: „po śmierci mojej matki, po przyswojeniu wszystkich moich doświadczeń, jestem przekonany, że nie jestem biologiczny(sic!)”. Potwierdził też, że jest pewien, że Bóg powołał go do niezwykłych celów i obdarzył szczególną „boską mocą”, by mógł wykonać wielki plan, który niebiosa dla niego przewidziały.
Modi odwołuje się tym samym w dużej mierze do hinduskiego nacjonalizmu (zwanego hindutwa) i wizji państwa hinduskiego (hindu rasztra), które tożsame jest z państwem realizującym boskie prawa i zamierzenia. Jednocześnie Modi legitymizuje swą władzę i prawo do niej, wpisując się w poczet władców, mających boskich przodków. W czasie trwania wyborów granie na karcie religijnej zapewnić może zdecydowane zwycięstwo. Dlatego wiele przykładów „ubóstwienia” (a może cudzysłów ten okazuje się w obecnej sytuacji politycznej zbędny?) premiera Modiego. Przypomnijmy jeszcze o tegorocznym, przytłaczającym skalą poświęceniu świątyni Ramy w Ajodhji. Pisaliśmy już o tym, że rolę premiera Modiego w doprowadzeniu do budowy i poświęcenia świątyni Ramy, nieco zniekształcano. A nawet samego boga Ramę, w postaci świętego dziecka, przedstawiano jako prowadzonego (!) za rękę przez Modiego. W podobnym zapędzie jeden z polityków BJP ze stanu Odisza stwierdził, że rezydujący w mieście Puri – jednym z najważnieszjych punktów pielgrzymkowych – bóg Dźagannath sam jest wyznawcą i czcicielem Modiego! Powyższe przykłady powiązania premiera Indii ze sferą sacrum to jaskrawe, choć nie jedyne przejawy kultu jednostki, który został zbudowany wokół Modiego.

Źródło: (X) @narendramodi
Dzieje polityki i wizji narodowych sukcesów splatają się od wieków – a w szczególnej formie od dekad – z dziejami kultu politycznych przywódców: począwszy od Stalina i Hitlera, przez Fidela Castro, Kim Ir Sena, aż po dzisiejszych autokratów z Władimirem Putinem, Recepem Erdoganem, Viktorem Orbanem i – last but not least – Donaldem Trumpem włącznie. Nie inaczej jest w przypadku Indii, a kult jednostki budowany wokół Narendry Modiego, wpisuje się w dominującą politycznie narrację o hinduskich Indiach doskonale.
Coraz to kolejne elementy indyjskiej demokracji schylają głowę w hołdzie premierowi Modiemu tracąc reszty niezależności, czy wręcz instytucjonalnej godności. Niezależność traci administracja państwowa (niezwykle rozbudowana i zazwyczaj stabilna – na wzór brytyjskiej Civil Service), sądownictwo. W 2020 roku sędzia Sądu Najwyższego ogłosił, że Modi jest geniuszem, o międzynarodowym oddziaływaniu i dziejowej roli do odegrania. Poziom wolności mediów spada z każdym kolejnym publikowanym rankingiem. A mimo to, narrację Modiego należy uznać za dominującą w większości miejsc w kraju. Wszystko, co pozytywnego i istotnego dla rozwoju Indii wydarzyło się od czasu uzyskania niepodległości w 1947 roku to… zasługa Modiego. Dotyczy to dorobku niepodległościowych działaczy, ideologii i postaci Gandhiego, ekonomicznych reformatorów niepodległego już kraju…Prawdziwy rozwój to według bhaktów, zasługa Lidera. Nie powinien zatem dziwić fakt, że 3 lata temu Modi dołączył do „zacnego” grona osób, za których życia nazwano ich imieniem stadion. Zaznaczmy, że grono to składa się ze Stalina, Hitlera, Mao, Kadafiego oraz Hussaina.

W mediach społecznościowych – również tych oficjalnych – Modi otaczany jest nimbem świętości. Traktowany jest jako religijny reformator i nauczyciel ludzkości, idealny hinduski władca, czy też – coraz częściej – istota niemal boska. Widoczne jest to nie tylko w przekazie medialnym, ale też – a może przede wszystkim – w komentarzach, w których pełen wyraz znajduje bezgraniczne oddanie oraz wiara w zbawczą dla Indii polityczną misję Modiego. Nie dziwi zatem, że zwolenników premiera porównuje się często do – a nawet określa jako – bhaktów, czyli wyznawców, których cechuje pobożne i bezgraniczne oddanie bóstwu.

W ostatnich latach Narendra Modi świadomie operuje swoim wizerunkiem, stylizowanym na hinduskiego mędrca, wieszcza. O takim statusie świadczą tradycyjne stroje, głównie białe i szafranowe, bo te barwy kojarzone są z duchowością hinduską, a także pielęgnowana i znamionująca prawo do duchowego przewodnictwa broda. Nie tylko zewnętrzny wygląd premiera Indii stawiają go w ramach promowanej przez jego linię polityczną narracji w jednej linii ze starożytnymi wieszczami i duchowymi liderami. Mówi się o tym wprost. Wiele lat temu już Modi porównywany był w prawicowych mediach i niezliczonych komentarzach do Swiamiego Wiwekanandy – najważniejszego chyba reformatora i myśliciela hinduskiego XIX wieku. Przydawane Narendrze Modiemu cechy mentalne i fizyczne oraz duchowe atrybuty sprawiają też, że często myśli się o nim w sposób podobny do wielkich historycznych i mitycznych postaci Azji Południowej. Zdarzało się porównywani go do Buddy, ale też odwoływanie się do narracji o idealnym władcy, władcy uniwersalnym (s. Ćakrawartin). W tym wypadku sposób prezentowania przymiotów i charakterystycznych – odróżniających od zwykłych śmiertelników – cech plasuje narrację o Modim blisko motywu tzw. oznak wielkiego człowieka (s. mahapurusza-lakszana), które cechować miały chociażby wspomnianego Buddę. Modi ma być też władcą wyczekiwanym, prawdziwym Zbawcą, który jest – sam jeden, pomijając już jego partię i środowisko – jedynym ratunkiem dla Indii i upragnionym wyzwolicielem po kilku wiekach okupacji i kolonializmu (muzułmańskiego i europejskiego). O nim w końcu coraz częściej mówią, a nawet – jak wiemy – nie boi się mówić on sam, jako o istocie niemal czy wręcz realnie boskiej.

Przyczyn sukcesu Narendry Modiego i tak porażającej jego popularności jest niezwykle wiele i opisanie ich wykraczałoby poza niniejszy temat. Warto jednak wspomnieć, że oprócz komponentu ideologicznego sprowadzającego się w dużej mierze do hinduskiego nacjonalizmu, Modi jako człowiek jest postacią o ogromnej charyzmie i historii, której naród chce słuchać. Modi wywodzi się z kasty tradycyjnie uznawanej za dość nisko sytuowaną w indyjskim systemie warnowo-kastowym. W młodości pracował fizycznie prowadząc stoisko z herbatą na dworcu. Jest w olbrzymiej mierze samoukiem i bez najmniejszego wątpienia tytanem pracy. Dodatkowym atutem obecnego premiera Indii jest jego charyzma i umiejętności oratorskie. Modi jest świetnym mówcą, który potrafi w sposób zapadający w pamięć komunikować to, co chce swoim zwolennikom, a jednocześnie doskonale wie, jak ukąsić w wypowiedziach przeciwników, tak by bolało mocno i długo. Warto odnotować, że jego komunikacja (co wcale nie jest oczywiste) z wyborcami prowadzona jest przede wszystkim w języku hindi, a nie, realnie wykorzystywanym przez nie więcej niż 10 proc. populacji, angielskim, na którym bazuje opozycja. Jednocześnie za premierem stoi astronomicznych rozmiarów i budżetów machina propagandowa. Budżety i możliwości to efekt potężnych zasobów finansowych, zarówno rządu, jak i partii BJP. Za czasów Modiego również upowszechniło się korzystanie przez polityków z mediów społecznościowych. Dość dodać, że powstała specjalna, związana z premierem i jego „misją”, specjalna aplikacja: Narendra Modi Ap. Ważna jest jego wizerunkowa hegemonia. Twarz Modiego, i zazwyczaj żadna inna, widnieje na niemal wszystkich materiałach publikowanych przez rząd.

Niemal na pewno BJP wygra wybory. I to głównie, dzięki postaci premiera Modiego. Co w tej sytuacji robi premier, oprócz podkreślenia, że w jego czynach realizuje się boska wola? Spójnie konstruuje i wyraża przekaz. Wizytując stan Uttar Pradeś ogłosił, że głosowanie na niego tożsame jest ze zdobyciem religijnych zasług i pozytywnego ładunku karmicznego. Co więcej, zapowiedział, że udaje się na…medytacyjne odosobnienie. Premier Modi odwiedzi Kanjakumari – najdalej wysunięte na południe miejsce w Indiach, a tam skałę upamiętniającą postać Wiwekanandy (o którym już mówiliśmy). Tam właśnie Modi ma poświęcić się religijnym praktykom i medytacji. Nie pierwszy raz jednym z działań wieńczących kampanię wyborczą jest pielgrzymka Modiego. W 2019 roku udał się do ważnego położonego w Himalajach ośrodka pielgrzymkowego Kedarnath – poświęconego Śiwie.

Modi jest w Indiach uwielbiany przez większość. Nie sposób tego nie przyznać. Hinduski nacjonalizm reprezentowany przez premiera i jego ugrupowanie, zdążył już położyć kres, a przynajmniej znacząco naruszyć, struktury demokracji w tym kraju. Mimo ogromnego zagrożenia, jakim jest ideologia hindutwy nie sposób odmówić Modiemu demagogicznych zdolności, dzięki którym (i olbrzymiej propagandowej machinie) zdołał przekonać setki milionów ludzi, że jest jedynym i na dodatek boskim zbawcą, którego Indie potrzebują.
Krzysztof Gutowski
