Otwarte wrota piekieł w Gazie

Hamas przeprowadza bezpardonowy atak na Izrael, otwierając – jak mówią izraelskie władze – wrota piekieł do Strefy Gazy. Wywiad Izraela poniósł sromotną klęskę, bojownicy Hamasu mordują i porywają cywilów, a Tel Awiw zapowiada odwet, jakiego nie było. W tle przewija się izraelsko-saudyjskie porozumienie i amerykańskie dążenie do odzyskania wpływów na Bliskim Wschodzie.

Na terenie Autonomii Palestyńskiej działa co najmniej kilka ugrupowań bojowników, Hamas jest jednak wśród nich największym i najbardziej wpływowym. Organizacja ta powstała w 1987 roku, czyli po rozpoczęciu pierwszego palestyńskiego powstania przeciwko izraelskiej okupacji Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Powszechnie używana nazwa to akronim od Harakat at Mukawama al-Islamijja – Muzułmański Ruch Oporu, w statucie ugrupowanie ma natomiast wpisane dwa główne cele: walka zbrojna z Izraelem oraz zapewnianie pomocy społeczeństwu dotkniętemu izraelską okupacją. Już w 1989 roku Hamas został oficjalnie zdelegalizowany przez władze Izraela, przez USA, Unię Europejską i Wielką Brytanię uznawany jest za organizację terrorystyczną.

Zwolennicy Hamasu z flagami tej organizacji

Od początku istnienia Hamas stał w opozycji do Organizacji Wyzwolenia Palestyny – po pierwszej intifadzie sprzeciwiał się porozumieniom pokojowym z Oslo podpisanym między Izraelem a Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Jako manifestację sprzeciwu Hamas, a konkretnie jego wojskowe skrzydło, czyli Brygady Izzedine’a al-Kassama, przeprowadził kilka zamachów samobójczych, w których zginęło w sumie kilkudziesięciu Izraelczyków, głównie cywilów. Co mają cywile do walki Palestyńczyków o niezależność? Zdaniem Hamasu w Izraelu cywilów praktycznie nie ma, zgodnie z tamtejszym prawem w wojsku służy bowiem niemal każdy obywatel. Atakowanie Izraelczyków w kawiarniach niczym więc nie różni się od walki na polu bitwy.

Jednocześnie Hamas wywiązywał się z obietnicy pomocy humanitarnej: zakładał szpitale, zapewniał żywność najbardziej poszkodowanym, organizował także szkoły dla dzieci – niestety, placówki te bardzo szybko stały się miejscem prania mózgów najmłodszych Palestyńczyków. Ale nie tylko wśród młodych Hamas zyskiwał poparcie – części arabskiej ludności zamieszkującej okupowane tereny podobała się jego twarda postawa, atakująca nieudolne ich zdaniem, spolegliwe wobec Izraela władze Autonomii Palestyńskiej. Bojownicy Hamasu oskarżali nawet władze o kolaborację z rządem izraelskim – zwłaszcza, gdy po śmierci Jasera Arafata na czele Autonomii Palestyńskiej stanął Mahmud Abbas z partii Al-Fatah. Radykalne, czy też powiedzmy wprost: terrorystyczne, hasła łatwo trafiają – niestety – do ludzi cierpiących z głodu, strachu i ustawicznej niepewności, jaka była udziałem mieszkańców Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu.

Zwolennicy Hamasu na manifestacji w Turcji

To na skutek takich nastrojów Hamas wygrał wybory parlamentarne w 2006 roku. Doprowadziło to do tragicznej w skutkach dwuwładzy w Autonomii Palestyńskiej, rząd Hamasu bardzo szybko skonfliktował się bowiem z prezydentem Mahmudem Abbasem – Hamas nie zamierzał podpisać wspomnianych wcześniej porozumień palestyńskich z Izraelem, nie zamierzał też zrezygnować z walki zbrojnej. Szybko też przeprowadził zamach stanu ustanawiając w Strefie Gazy własny rząd palestyński. Na skutek międzynarodowych sankcji oraz izraelskiej blokady tych terenów jakość życia na tym terenie jeszcze bardziej się pogorszyła. Gospodarka w strefie Gazy całkowicie się załamała, brakuje wody, prądu oraz leków – to błędne koło, im większa bieda i poczucie beznadziei tym większe staje się bowiem przywiązanie do Hamasu. Organizacja zresztą nie próżnowała i na podległych sobie terenach przeprowadzała daleko idącą islamizację: przyjęła muzułmański kodeks karny, wprowadziła segregację płciową w szkołach, przekonywała, że to odejście od wiary przyczyniło się do izraelskiej okupacji.

W 2017 roku Hamas nieco złagodził swoje stanowisko wobec Izraela. W przyjętym wówczas dokumencie ugrupowanie zaakceptowało utworzenie tymczasowego państwa palestyńskiego w Gazie, na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie, stwierdziło też, że walczy nie z Żydami a syjonistycznymi agresorami. Co nie przeszkodziło mu nadal atakować cywilów, od momentu zamachu stanu Hamas stoczył bowiem z Izraelem kilka wojen, przymykał też oko na ostrzały rakietowe przeprowadzane z terytorium Gazy przez inne ugrupowanie islamistyczne.

Co tak naprawdę się wydarzyło do tej pory? Rano 7 października Hamas ogłosił rozpoczęcie specjalnej operacji wymierzonej w Izrael. Z obszaru Strefy Gazy wystrzelono ponad 2200 pocisków. Przynajmniej kilka osób zginęło bezpośrednio w wyniku ataku rakietowego. Jednocześnie około 1000 palestyńskich bojowników przedostało się do Izraela z wykorzystaniem najróżniejszych pojazdów. Miejsc przekroczenia granicy było przynajmniej siedem. Bojownicy uderzyli w cztery osiedla, a także miasto Sderot. Zaatakowane również (także od strony morza) dwie bazy wojskowe. Ofiary to nie tylko kilkaset zabitych osób, ale też dziesiątki porwanych. To ostatnie nie dziwi – wszak przez dekady aktywności Hamasu zawsze niezwykle istotne były dla tej organizacji porwania i wymienianie Izraelczyków na przebywających w więzieniach bojowników. Warto wyraźnie podkreślić, że za obecną ofensywą stoi nie tylko Hamas, ale też takie organizacje jak Islamski Dżihad oraz Demokratyczny Front Wyzwolenia Palestyny, a nawet libański Hezbollah, w którego Izrael już zresztą uderzył.

Atak Hamasu na Izrael z 7 października 2023 roku
Fot. By Fars Media Corporation

Reakcja obronna była opóźniona, niesprawna i chociaż ostatecznie uruchomiono system Żelaznej Kopuły to porażka Izraelskich służb jest i długo będzie tematem analiz. Sam atak – co też nie jest zaskoczeniem patrząc na dzieje izraelsko-palestyńskiego konfliktu – zaplanowano na czas żydowskiego święta Radości Tory (Simchat Tora). Mimo oczywistych problemów logistycznych momentalnie zmobilizowano kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy żołnierzy. W ciągu nocy z soboty na niedzielę Izrael zaatakował wiele celów w Strefie Gazy, w tym zabudowania mieszkalne, meczety i elementy infrastruktury.

Jak mówią mieszkańcy atakowanych miejscowości i kibuców wokół Strefy Gazy: przywykliśmy do świstu rakiet nad głowami, ale widok bojowników na ulicach był całkowitym szokiem. Dlaczego teraz Hamas przeprowadził tak radykalny atak, nie ograniczający się do ostrzału rakietowego? Na to pytanie nie odpowiemy, możemy jednak prześledzić możliwe przyczyny. Niewątpliwie duże znaczenie ma fakt, że u steru władzy w Izraelu znalazł się najbardziej prawicowy rząd do wielu lat. Koalicję rządzącą utworzyły ugrupowania, znane z ksenofobicznych, nacjonalistycznych poglądów. Najważniejsze z nich to Likud Benjamina Netanjahu oraz Otzma Jehudit – Żydowska Siła, której członkami są dawni działacze partii Kach – zdelegalizowanej w Izraelu, a przez wiele państw uznanej za ugrupowanie terrorystyczne. Jej lider, Itamar Ben Gwir, to jeden z najbardziej radykalnych polityków prawicy, który jako prawnik zasłynął bronieniem żydowskich radykałów w procesach o przestępstwa nienawiści. Poza tym w skład koalicji wchodzi: Religijny Syjonizm, partia Noam Awiego Maoza oraz dwa ugrupowania religijne: Szas Ariego Deri oraz Zjednoczony Judaizm Tory Icchaka Goldknopfa. Liderem Religijnego Syjonizmu jest Becalel Smotricz, znany z poparcia dla ekspansji osadnictwa żydowskiego na Zachodnim Brzegu. Obecne izraelskie władze są więc jednymi z mniej skorych do jakichkolwiek ustępstw na rzecz Palestyńczyków. Co więcej, podejmują wiele działań – symbolicznych i realnych – których celem jest przejęcie ważnych dla muzułmanów miejsc oraz uzyskanie pełni kontroli nad Jerozolimą. Napięcie między Palestyńczykami (czy izraelskimi muzułmanami w ogóle) a społecznością i władzą Izraela narasta od kilku miesięcy – już w kwietniu 2022 roku arabskie media pisały o możliwej trzeciej intifadzie, gdy izraelskie służby wkroczyły do meczetu Al-Aqsa. Druga kwestia to niestabilna sytuacja wewnętrzna. Od stycznia w całym Izraelu odbywają się protesty przeciwko reformie sądownictwa forsowanej przez rząd, o czym pisaliśmy TUTAJ. Tę niestabilną sytuację może chcieć wykorzystać Hamas.

Obecny (czyli 37.) rząd Izraela

Warto jednak spojrzeć szerzej. Rzecznik Hamasu stwierdził, że atak był “wiadomością do krajów arabskich, wzywającą je do zerwania stosunków z Izraelem”. Dlaczego teraz? Cóż, od 2020 roku, czyli od momentu zawarcia tzw. Porozumienia Abrahamowego pomiędzy Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem a Izraelem, kolejne państwa, m.in. Sudan i Maroko, zaczynają normalizować swoje relacje polityczne i dyplomatyczne z Tel-Awiwem. Prowadzi to z jednej strony do zwiększenia bezpieczeństwa (przynajmniej teoretycznie) na mocno niestabilnym Bliskim Wschodzie, z drugiej natomiast do zmniejszenia znaczenia kwestii palestyńskiej na arenie dyplomatycznej. Jeszcze większego zmniejszenia, warto dodać. Obecnie trwają negocjacje między Izraelem a Arabią Saudyjską, w których – co ciekawe – pośredniczy Waszyngton. Korzyści są trójstronne: Izrael zawarłby pokój z jednym z najważniejszych państw arabskich, roszczącego sobie prawo do bycia liderem jeśli nie całego tego świata arabsko-muzułmańskiego, to przynajmniej Półwyspu Arabskiego, Saudyjczycy otrzymaliby amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa i pomoc w cywilnej technologii nuklearnej, USA natomiast miałyby szanse na poprawienie relacji z Rijadem. Dla Palestyny miejsca w tym układzie nie ma, choć Tel Awiw przy okazji negocjacji zobowiązał się do lepszego traktowania Palestyńczyków. Mieszkańców Autonomii to boli, uważają bowiem, że świat arabski odwraca się od Gazy w momencie, gdy okupacja izraelska staje się coraz bardziej dokuczliwa. Waszyngton od kilku miesięcy próbuje odzyskać choćby część dawnych wpływów na Bliskim Wschodzie, czego dowodem była pamiętna, mocno upokarzająca dla Joe Bidena wizyta w Arabii Saudyjskiej, o której pisaliśmy TUTAJ. Odzyskać wpływy oraz…wypchnąć Chiny, które coraz mocniej się w tym regionie świata urządzają.

Joe Biden i saudyjski następca tronu Muhammad bin Salman w lipcu 2022 roku
Fot. Saudi Press Agency

Konflikty we współczesnym świecie, opartym na mniej lub bardziej subtelnych, ale z pewnością niezliczonych zależnościach nigdy nie są przypadkowe – niemal zawsze patrzeć trzeba na nie w szerokim geopolitycznym kontekście. Kogo zatem z ponadregionalnych graczy należy łączyć z obecnymi tragicznymi wydarzeniami w Izraelu? Nie ulega wątpliwości, że taki obrót spraw jest na rękę wrogom USA: Rosji oraz Iranowi.

Rosja od lat wykorzystuje ataki Hamasu w Izraelu do swoich celów. Przede wszystkim chodzi o osłabienie wpływów amerykańskich na Bliskim Wschodzie oraz prowadzenie wojny informacyjnej. Trudno spodziewać się, że nagle Rosja zmieniła swój modus operandi. Tym bardziej, że rosyjskie władze bezustannie podkreślają, że w regionie powinno się wrócić do statusu sprzed 1967 roku, a niepodległa Palestyna jest warunkiem trwałego pokoju w regionie. Intensywne kontakty, dostarczanie broni oraz inne formy wsparcia ze strony Rosjan dla bojowników islamskich na Bliskim Wschodzie sięgają jeszcze czasów sowieckich. Destabilizacja wywołana atakami na Izrael to świetna okazja, by odciągnąć amerykańską uwagę od rosyjskich działań w Ukrainie. Możliwe, że Moskwa ma też nadzieję na relokację części amerykańskich sił.

Działania wojenne w Izraelu
Fot. Majdi Fathi

Rosja to jednak nie jedyny element międzynarodowej układanki możliwej do powiązania z działaniami Hamasu. Iran od lat jest jednym z największych patronów działań Hamasu i innych organizacji palestyńskich. Irańczycy nie tylko finansują, ale też dostarczają zaplecza logistycznego i szkoleniowego Hamasowi oraz bojownikom na Zachodnim Brzegu Jordanu. Irańscy rządzący wprost wyrażający nienawiść dla USA i Izraela są bez wątpienia w kręgu podejrzanych o pośrednią, ale jednak odpowiedzialność za wydarzenia ostatnich dni.

Działania wojenne w Izraelu
Fot. Fars Media Corporation

Czy obecna sytuacja przerodzi się w wojnę regionalną? Bardzo wątpliwe. Państwa regionu nigdy nie traktowały sprawy palestyńskiej jako priorytet i Porozumienia Abrahamowe de facto niewiele w ich podejściu zmieniły. Owszem, gdy było to wygodne, wykorzystywały kartę palestyńską w dyplomacji, bez większego zaangażowania jednak. Jeśli Hamas chciał w ten sposób zatrzymać sojusz amerykańsko-saudyjsko-izraelski to grubo się przeliczył. Obecnie ugrupowanie to może liczyć na poparcie Libii, Tunezji, Algierii i Egiptu – nie poparcie militarne jednak, każde z tych państw znajduje się bowiem z poważnym kryzysie wewnętrznym i nie pozwoli sobie na otwartą wojnę z Izraelem. Wojna izraelsko-palestyńska może natomiast stać się faktem – zapowiadajac bezpardonową odpowiedź na obecny atak Tel-Awiw zamierza najprawdopodobniej ostatecznie rozprawić się z Hamasem. Tym bardziej, że sam Hamas właśnie dostarczył mu do tego moralnej legitymacji. Gaza stanie się więc miejscem krwawej rozgrywki, zwłaszcza, gdy do Hamasu dołączy libański Hezbollah, co jest bardzo prawdopodobne. Biorąc pod uwagę, że liderzy obu stron udowodnili w ostatnim czasie, że nie boją się konfrontacji sytuacja nie będzie łatwa do opanowania. Rząd Netanjahu prezentuje bardzo jasne stanowisko, jeśli chodzi o Palestynę i nie jest to stanowisko oparte na negocjacjach. Obecni przywódcy Hamasu również pokazują przede wszystkim zbrodnicze oblicze tej organizacji. Taki zestaw podejmujących decyzję po obu stronach jest przede wszystkim wyrokiem dla cywilów – zarówno na terenie Izraela, jak i Strefy Gazy. W przypadku tych ostatnich zapewne znacznie bardziej długofalowo. Żeby nastąpiły trwałe zmiany potrzebna jest przede wszystkim zmiana u władzy, w dodatku po obu stronach, na co raczej się nie zapowiada.

Blanka Katarzyna Dżugaj

Krzysztof Gutowski

Dodaj komentarz