Oczy świata skupiają się właśnie na Kazachstanie. No dobrze… Oczy tej części świata, która chce patrzeć gdziekolwiek poza własne podwórko. Media na całym świecie pokazują filmy i zdjęcia płonącego ratusza miejskiego w Ałmaty i informują o akcji antyterrorystycznej wymierzonej przez władze w protestujących z powodu wzrostu cen paliwa Kazachów. Kto tu jednak jest terrorystą i czy tylko o ceny paliw chodzi?
Od dwóch dni na terenie centralnoazjatyckiej postsowieckiej republiki trwają zgromadzenia i masowe protesty. Demonstranci przejęli i/lub podpalili część budynków rządowych i samorządowych (m. in. wspomniany ratusz w Ałmaty oraz siedzibę Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego), dochodzi do starć z siłami bezpieczeństwa (są ranni i zabici). Dochodzi również oczywiście do klasycznych w takich sytuacjach aktów wandalizmu czy chociażby rabowania sklepów. Protestujący przejęli też lotnisko w tym mieście zmuszając jego obsługę oraz służby do opuszczenia terenu. Punktem zapalnym protestów są przede wszystkim problemy ekonomiczne, które przejawiły się w podwyżkach paliw (gazu LPG), co przelało czarę goryczy Kazachów. Jak zauważa wielu komentatorów postulaty ekonomiczne szybko zostały podlane politycznym sosem i w znacznej mierze protesty te skupiają się też na krytyce władz.

Oczywiście, rządzący – wraz z Kremlem – wyartykułowali już dość dobitnie, że są przekonani, że protesty te są sterowane, wspierane i finansowane „z zewnątrz”. Winne mają być tutaj Stany Zjednoczone Ameryki, czemu – nie dziwi nas to przecież – administracja Białego Domu wyraźnie zaprzecza. Rosja zdecydowała się dziś w nocy/rano (6.01.2022) udzielić wsparcia wojskowego kazachskim władzom, a liczba ofiar śmiertelnych sięga – wg informacji sił bezpieczeństwa – kilkudziesięciu osób. Tyle, jeśli chodzi o skrótowe informacje, na które można szybko trafić na portalach informacyjnych (bo na więcej w mediach głównego nurtu nie ma przeważnie czasu i miejsca). Nie rościmy sobie prawa do rozbudowanej analizy, a sytuacja jest przecież niezwykle dynamiczna, ale zwróćmy uwagę na to, co jeszcze motywuje Kazachów do protestów. Dlaczego teraz? Dlaczego w ten sposób?
Masowe manifestacje i pojawianie się protestujących tłumów na ulicach to nie jest coś naturalnego dla Kazachstanu. W tym państwie – rządzonym silną ręką posowieckiego namiestnika Nazarbajewa – nie było prawa, przestrzeni, a zatem i zwyczaju dla publicznego i grupowego wyrażania niezadowolenia z sytuacji w kraju. Dlaczego zatem Kazachowie wyszli na ulicę i nie dają się z nich usunąć właśnie teraz?

Wydaje się, że mamy tu sprzężenie dwóch potencjalnie przeciwstawnych kwestii. Z jednej strony jest to kolejny wyraz społecznego niezadowolenia i napięcia, które zmusiło wieloletniego przywódcę narodu Nursułtana Nazarbajewa do rezygnacji z bycia prezydentem (po 28 latach!). Zaczęła w Kazachstanie powoli powstawać przestrzeń, luka w dotychczasowym „ładzie”, która umożliwia wyrażanie złości i negatywnej oceny władz. Z drugiej strony zmiana na stanowisku prezydenta niewiele zmieniła, a następca (namaszczony przez Nazarbajewa) Tokajew nie okazał się zwiastunem demokratycznych zmian dla narodu. Autorytaryzm i łamanie praw człowieka nie ustąpiły. Kazachstan nadal jest krajem policyjnym, w którym demokratyczne prawa są ograniczone, a rozwoju ekonomicznego, który byłby w stanie zamydlić oczy jego mieszkańcom jak na lekarstwo…
Protestujący krzyczą, że “starzy muszą odejść” i mają na myśli nie tylko samego Nazarbajewa, ale cały stworzony przez niego system, a także członków rodziny trzymających rękę na większości kazachskiego majątku „publicznego”, oligarchów i szeregowych, ale oddanych władzy aparatczyków.
Kazachskie władze nie spodziewały się takiej skali protestów. Przeliczyły się. Wydaje się, że autorytarne podejście sprawiło, że rządzący nie do końca byli (do bardzo niedawna) świadomi jak złe są społeczne nastroje. Widać to po nerwowych reakcjach na protesty. Zanim rozpoczęto „akcję antyterrorystyczną” i przywracanie „konstytucyjnego ładu” starano się poradzić sobie z niezadowolonymi obywatelami za pomocą mieszanki gróźb i próśb, obietnic i przemocy.
Gdy czytamy na telewizyjnym “pasku” o protestach spowodowanych wzrostem cen gazu miejmy świadomość, że to tylko wywoławczy impuls, którego każdy wyrażający niezadowolenie społeczne protest potrzebuje. Sama, tak masowa, obecność Kazachów na ulicach oraz poziom ich determinacji – wraz ze wszystkimi, również negatywnymi, konsekwencjami takich wystąpień – są skutkiem wielu dekad autorytaryzmu i łamania podstawowych praw człowieka.
Krzysztof Gutowski