Życie niczym film: recenzja filmu „Ludo” Netflixa

Tragikomedia w stylu braci Coen, w której króluje całkiem inteligentny czarny humor, groteska i fabularny chaos. Będąca strzałem w kolano dla indyjskiego kina komercyjnego, które od dłuższego czasu próbuje zrehabilitować się za lata seksistowskiego pokazywania kobiet na ekranie.

Shruti (Sanya Malhotra) ma wkrótce zrealizować swój życiowy cel i stanąć na ślubnym kobiercu z bogatym narzeczonym. Plan ten staje jednak pod znakiem zapytania, gdy w sieci pojawia się sekstaśma z nią w roli głównej. Wraz z byłym chłopakiem, skromnym brzuchomówcą Akashem (Aditya Roy Kapur), dziewczyna próbuje dowiedzieć się, kto stoi za wyciekiem jej intymnego nagrania. Alok (Rajkummar Rao) od dziecka jest zakochany w Pinky (Fatima Sana Sheikh), ta jednak wychodzi za mąż za innego. Nie przeszkadza jej to jednak prosić Aloka o pomoc za każdym razem, gdy wpadnie w tarapaty. Były gangster Bittu (Abhishek Bachchan) po wyjściu z więzienia roztacza opiekę nad dziewczynką, która chcąc zwrócić uwagę rodziców, sfingowała własne porwanie. Niepozorny sprzedawca Rahul (Rohit Suresh Saraf) staje przed szansą całkowitego odmienienia swego życia, gdy wraz z potulną pielęgniarką Sheeją (Pearle Maaney) kradnie walizkę z pieniędzmi.

Nie ma chyba indyjskiego domu, w którym nie grałoby się w ludo – strategiczną grę planszową, w Polsce znaną pod nazwą Chińczyk. Znana od starożytności (wymieniana już w eposie Mahabharata), niedawno przeżywała renesans popularności, a to na skutek koronawirusowych lockdownów. Zasady są proste: gracze mają jak najszybciej przejść pionkami przez rozmieszczone dookoła planszy pola – wygrywa ten, kto jako pierwszy przeprowadzi pionki z bazy do „domku”. Pionki mijają się na planszy, to przecinając sobie drogę, to się od siebie oddalając – tak jak ludzie w realnym życiu. I tak jak bohaterowie filmu Anuraga Basu, których losy łączą się ze sobą w najbardziej zaskakujący i totalnie zwariowany sposób, niczym pionki poruszane ręką jakiejś wyższej istoty. Życie jest niczym gra w ludo – mówi jeden z bohaterów filmu i choć jest to raczej banalna konstatacja, trudno odmówić jej słuszności. Zwłaszcza biorąc pod uwagę miniony rok 2020 – przepełniony absurdem i poczuciem absolutnego braku sprawczości ze strony człowieka. Basu nie kryje zresztą, że w istnienie owej wyższej istoty, doskonale bawiącej się mieszaniem w ludzkich egzystencjach całkowicie wierzy – sam przecież wciela się w postać swego rodzaju demiurga, czuwającego nad przebiegiem „gry”. Wprowadzając symboliczne postacie trójcy bóstw z religijnych misteriów ludowych, pojawiających się od czasu do czasu gdzieś w tle głównej narracji, również daje do zrozumienia, że w przypadki kierujące ludzkimi losami absolutnie nie wierzy. Cesarz Akbar grywał w ludo używając żywych pionków w postaci kobiet ze swojego haremu, Anurag Basu zdaje się natomiast mówić, że ludzie są takimi żywymi pionkami dla bóstw.

Pomysł nie jest więc przesadnie oryginalny, zrealizowany został jednak z pewnym wdziękiem. Życie jest śmiechu warte, więc się śmieję – mawiał Petroniusz z powieści Henryka Sienkiewicza, a w jego ślady idzie Anurag Basu. Jego Ludo to tragikomedia, w której króluje inteligentnie podany czarny humor, ironia i totalny absurd – reżyser nawiązuje do poetyki kina noir z wyraźnym posmakiem groteski w stylu braci Coen. Inspirację twórczością amerykańskich filmowców widać w Ludo na każdym kroku – od kreacji postaci począwszy na sposobie prowadzenia narracji kończąc. Więcej w tym, niestety, dosłownego kopiowania niż twórczego przetwarzania, co zagorzałych kinomanów może mocno razić. Sporo w Ludo brutalnej przemocy, łagodzonej jednak dowcipnymi dialogami i efektownym montażem.

Co więcej, pierwsze kilkadziesiąt minut może powodować u widza konfuzję – dzieje się tak dużo i tak szybko, że dość trudno za akcją nadążyć. Anurag Basu co chwilę wprowadza nowego bohatera – nie daje przy tym widzowi czasu na poznanie go i zrozumienie, bo już przechodzi do następnej postaci. Montaż jest dynamiczny, momentami jednak zbyt nerwowy, sprawiający wrażenie przykrywki dla niezbyt przekonujących rozwiązań scenariuszowych. Tych jest w Ludo całkiem sporo, trzeba jednak przyznać, że nie kłują w oczy, zwłaszcza że mniej udane sceny zazwyczaj sąsiadują z prawdziwymi filmowymi perełkami. Gorzej, że poszczególne historie nie składają się w spójną całość, w efekcie czego Ludo przypomina patchwork nieźle napisanych, ale słabo pasujących do siebie scen, poskładanych w dodatku dość chaotycznie. Gdyby w fabułę wprowadzić nieco porządku, wyszedłby film znacznie bardziej udany – w obecnym kształcie więzadło spajające wszystkie poruszone wątki zdaje się mocno naciągane.

Większy problem jednak niż z dziurami w fabule mam z kreacją bohaterów. Postacie z filmu Anuraga Basu to w większości osoby totalnie nieporadne, przerysowane pod względem psychologicznym, i trudne do jednoznacznej oceny moralnej, a jednocześnie raczej sympatyczne, dające się lubić i którym w ostatecznym rozrachunku łatwo współczuć. Niestety, zasada ta dotyczy wyłącznie męskich bohaterów. Tak, to dobrze, że kobiety w komercyjnym kinie indyjskim wreszcie przedstawiane są jako prawdziwe badasski, trzeba jednak sporego wyczucia ze strony scenarzystów, by wyszło to nie dość, że przekonująco, to jeszcze inteligentnie. Udała się ta sztuka autorom fabuły do (poza tym średnio udanego) filmu Mardaani i (znacznie lepszego) Kahaani, Anurag Basu poległ jednak w tej kwestii na całej linii. Kobiety w Ludo to bez wyjątku manipulantki i zdrajczynie – jedna stale wykorzystuje zakochanego w niej chłopaka, druga nie ukrywa, że liczy się dla niej wyłącznie facet z pieniędzmi, trzecia nie ma oporów przed zabiciem człowieka, by zdobyć jego majątek, jeszcze inna zostawia męża, gdy ten nie do końca słusznie trafia za kratki, po czym żąda by pomagał on jej nowemu partnerowi. Indyjskie kino komercyjne od dłuższego czasu próbuje zrehabilitować się za lata seksistowskiego pokazywania kobiet na ekranie, tymczasem Anurag Basu właśnie strzelił mu w kolano.

Ludo to film dobrze zagrany, przy czym, jakby na złość scenarzyście i reżyserowi, błyszczą zwłaszcza aktorki. Na plus działa też bardzo dobra ścieżka dźwiękowa. Anurag Basu twierdził, że chciał stworzyć lekki film, który wzbudzi śmiech u widza i to mu się udało – jako chwilowa, totalnie niezobowiązująca odskocznia od rzeczywistości Ludo sprawdza się całkiem nieźle. Sęk w tym, że mógł być czymś znacznie więcej.

Blanka Katarzyna Dżugaj

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s