Niedawne zatrzymanie obywatelki Indii — Pemy Wangjom Thongdok — na lotnisku w Szanghaju spowodowało, że na nowo wybrzmiał dawny dyplomatyczny spór między Indiami i Chinami. Thongdok – mieszkająca na co dzień w Wielkiej Brytanii – leciała z Londynu do Japonii. Została jednak zatrzymana w Szanghaju przez chińskie służby imigracyjne na około 18 godzin. Powodem było zapisane w paszporcie miejsce urodzenia: stan Arunaćal Pradeś. Obszar ten ma charakter sporny. Chiny uznają go za część swojego terytorium, obszar „Południowego Tybetu”.
Po interwencji indyjskiej ambasady Thongdok została zwolniona, lecz incydent natychmiast zaostrzył napięcia między oboma państwami. New Delhi wystosowało oficjalną skargę, uznając działania chińskich służb za bezpodstawne oraz sprzeczne z międzynarodowymi zasadami dotyczącymi tranzytu lotniczego. Z kolei Pekin utrzymuje, że procedury zostały przeprowadzone zgodnie z prawem, a podróżna nie była faktycznie zatrzymana ani poddana przymusowi — poddano ją jedynie kontroli dokumentów i zapewniono miejsce do odpoczynku. Chińskie władze podkreślają też, że Arunaćal Pradeś traktują jako część swojego terytorium, co — według nich — uzasadniało ich działania.
- Kontekst historyczny konfliktu
Spór o Arunaćal Pradeś między Indiami a Chinami ma swoje korzenie zarówno w epoce kolonialnej, jak i w sprzecznych współczesnych ambicjach politycznych dwóch największych państw Azji. Jego początek sięga 1914 roku, kiedy podczas konferencji w Simli wytyczono tzw. linię McMahona jako granicę między brytyjskimi Indiami a Tybetem. Indie, jako spadkobierca brytyjskiej administracji, uznały ją za prawnie wiążącą. Chiny od samego początku odrzucały tę linię, twierdząc, że Tybet nie posiadał wówczas prawa do zawierania międzynarodowych traktatów, a więc porozumienie jest nieważne. W efekcie obszar współczesnego stanu Arunaćal Pradeś Pekin uważa za część Południowego Tybetu, podczas gdy New Delhi traktuje go jako integralną część swojej federacji.

Po uzyskaniu niepodległości przez Indie oraz utworzeniu Chińskiej Republiki Ludowej spór o granicę szybko przekształcił się w kwestię polityczną. W latach 50. indyjski rząd zaczął faktycznie administrować terenami położonymi na południe od linii McMahona, co Pekin odebrał jako naruszenie własnych praw terytorialnych. Rosnące napięcia stopniowo eskalowały i ostatecznie doprowadziły do konfliktu zbrojnego w 1962 roku, w trakcie którego siły chińskie zajęły znaczną część obszaru dzisiejszego Arunachal Pradesh. Po jednostronnym ogłoszeniu rozejmu Chiny wycofały wojska, jednak utrzymały swoje pretensje do regionu. Od tamtej pory teren ten pozostaje de facto pod kontrolą Indii, choć Pekin nieprzerwanie uznaje go za własną prowincję.

Znaczenie Arunaćal Pradeś wykracza poza kwestie administracyjne. Dla Indii to obszar zamieszkany przez różnorodne grupy etniczne, zakorzenione kulturowo i historycznie w strukturze państwa. Dla Chin ma on wymiar symboliczny i strategiczny — jest powiązany z historią Tybetu, a znajdujący się tam klasztor w Tawang odgrywa istotną rolę w tradycjach buddyzmu tybetańskiego i sporach o sukcesję Dalajlamy. W ostatnich dekadach spór dodatkowo zaostrzyła rosnąca militaryzacja himalajskiej granicy, budowa infrastruktury wojskowej po obu stronach oraz częste incydenty patrolowe. Władze Chin regularnie publikują i rozprowadzają nowe „standardowe mapy”, na których Arunaćal Pradeś przedstawiany jest jako chiński region, co każdorazowo wywołuje stanowczą reakcję Indii. Choć od lat 90. Indie i Chiny podpisały kilka porozumień mających utrzymać spokój na granicy, konflikt pozostaje nierozstrzygnięty. Brak zgody co do przebiegu granicy, strategiczne położenie Himalajów oraz szersza rywalizacja obu państw sprawiają, że Arunaćal Pradeś nadal jest jednym z najbardziej wrażliwych obszarów w Azji, gdzie nawet drobny incydent może wywołać poważne napięcia.
- Reakcje państw i perspektywy rozwoju sytuacji
Reakcje obu państw pokazują, że sprawa raczej nie zostanie szybko wyciszona. Indie niemal natychmiast wystosowały oficjalne protesty, uznając incydent za poważne naruszenie praw obywatelskich oraz próbę podważenia ich suwerenności. Ze względu na charakter zdarzenia — lot międzynarodowy, obywatelkę mieszkającą poza krajem i formalne procedury kontroli — sytuacja może stać się precedensem. W przyszłości inni podróżni o podobnym statusie mogą obawiać się, że napotkają takie same problemy podczas tranzytu przez Chiny. To z kolei może przełożyć się na utrudnienia w swobodnym przemieszczaniu się, a także prowadzić do dalszego ochłodzenia kontaktów handlowych i ruchu turystycznego między obu krajami. Kontaktów, które i tak są już chłodne.

W ostatnich pięciu latach relacje między Indiami a Chinami uległy wyraźnemu pogorszeniu, głównie za sprawą narastających napięć na spornej granicy himalajskiej. Od starć w Dolinie Galwan w 2020 roku — pierwszych śmiertelnych incydentów od dekad — oba państwa prowadzą równoczesną politykę dialogu i militaryzacji. Kolejne rundy rozmów wojskowych i dyplomatycznych nie przyniosły trwałego przełomu, a wzdłuż granicy dochodziło do dalszych konfrontacji, rozbudowy infrastruktury wojskowej i wzajemnych oskarżeń o naruszenia linii rozgraniczenia. Jednocześnie napięcia przeniosły się na płaszczyzny gospodarcze i technologiczne: Indie ograniczyły działalność chińskich firm technologicznych, a Chiny coraz częściej wykorzystują presję polityczną i administracyjną — także wobec indyjskich obywateli przebywających za granicą. Ostatnie lata pokazują, że stosunki obu mocarstw są niezwykle złożone: z jednej strony bardziej podatne na eskalację niż na deeskalację, z drugiej jednak w obliczu niełatwych relacji między New Delhi a Waszyngtonem obie potęgi patrzą na swoją bliskość geopolityczną znacznie racjonalniej.

Sprawa Pemy Wangjom Thongdok pokazuje, że spór o granicę i suwerenność w Himalajach nie jest jedynie odległą kwestią historyczną, lecz nadal kształtuje codzienność i może bezpośrednio wpływać na sytuację zwykłych ludzi. Konflikt terytorialny, który wydaje się abstrakcyjny z perspektywy codziennych podróży, może w każdej chwili przerodzić się w poważne napięcie. Ten incydent przypomina, że w geopolityce — nawet w dobie globalizacji i swobodnego przemieszczania się — dawne spory, symbole i zapisy w dokumentach wciąż mają realne znaczenie.
Krzysztof Gutowski
