Wśród istot, których rzekome istnienie pobudza ludzką wyobraźnię, szczególne miejsce zajmuje „śnieżny człowiek” – yeti. Himalajskie legendy mówią o tajemniczej istocie zamieszkującej góry. Istoty te udaje się rzekomo nawet spotkać, a z pewnością odnajduje się ewidentne „dowody” na ich istnienie – ślady stóp, które często stanowią dla badaczy prawdziwy i nielekki do zgryzienia orzech. Przybliżyć chcemy Wam źródła legendy o yeti oraz to, co naukowo powiedzieć można o fenomenie „śnieżnej małpy”. Dziś o pierwszych spotkaniach i rozpaleniu zachodnich umysłów tajemniczym mieszkańcem najwyższych gór świata.
Najwcześniejsza zachodnia relacja o niesamowitej istocie napotkanej w Himalajach pochodzi od pierwszego Brytyjczyka, który został dopuszczony do tak intensywnego wędrowania po nepalskich Himalajach – wybitnego pioniera badań zarówno nad kulturą, jak i naturą regionu – Briana H. Hodgsona. W relacji z 1832 roku wspomniał on, że towarzyszący mu nepalscy myśliwi przestraszyli się „dzikiego człowieka”:
Moi strzelcy zostali kiedyś zaniepokojeni w Kachár pojawieniem się „dzikiego człowieka”, prawdopodobnie oranga, ale wątpię w ich dokładność. Wzięli to stworzenie za kakodemona lub rakshę i uciekli przed nim, zamiast do niego strzelać. Poruszał się, jak mówili, wyprostowany, był pokryty długimi ciemnymi włosami i nie miał ogona.
Upowszechnienie „wiary” w yeti to jednak zasługa człowieka-instytucji, chociaż i człowiek i instytucja to była pełna kontrowersji. Mowa o podpułkowniku Charlesie Howard-Burym, który przewodził ekspedycji rozpoznawczej na Mt. Everest w 1921 roku. Była to postać kontrowersyjna, z którą problemy mieli sami brytyjscy zarządcy – chociażby wtedy, gdy bez pozwolenia administracji postanowił eksplorować niedostępny wówczas właściwie Tybet (w wątpliwej jakości kamuflażu – barwił bowiem skórę sokiem z włoskich orzechów). W każdym razie we wspomnianym 1921 roku miał on zobaczyć coś dziwnego – ślady stóp, które Howard-Bury uznał za pozostawione przez szarego wilka. W nocy jednak ślady te wyglądały na tyle dziwnie, że przyznał, że bliżej im było kształtem do śladów ludzkich. A tragarze jego od razu rozpoznać w nich mieli ślady „dzikiego śnieżnego człowieka” i użyli słów: metoh kangmi.

Podane w relacji Brytyjczyka znaczenie tego zwrotu jako „dziki śnieżny człowiek” jest tłumaczeniem błędnym, a raczej błędnym wysłyszeniem tybetańskiej wypowiedzi. Najpewniej tragarze uznali ślady za należące do „meh-teh”. A jest to istotna znana każdemu mieszkańcowi tej części Himalajów, przy czym imię to oznacza raczej: „człowiek-niedźwiedź”.

I tu przechodzimy do istotnej kwestii nazwy tej domniemanej istoty. Badacze nie są do końca zgodni w kwestii etymologii i pochodzenia powszechnego słowa „yeti”. W języku tybetańskim „yeti” oznacza wyprostowanego niedźwiedzia. Tybetańczycy nazywać mają go również „mete”, co oznacza człowiek-niedźwiedź – to właśnie ten termin najprawdopodobniej usłyszał podpułkownik Howard-Bury. Możliwe, że forma yeti pochodzi od „yeh-teb” – „człowiek z wysokich gór”. Ludy Himalajów stosują często wobec tej istoty bardzo pejoratywne określenia np. „brudny bałwan” („metoh-kangini”). Niektórzy ewidentnie uznają słowo za wywodzące się z języka tybetańskiego, inni wątpią w tę etymologię. Z pewnością jednak folklor azjatyckich gór wysokich – od Pamiru po wschodnie Himalaje – zakłada istnienie humanoidalnych, włochatych istot zamieszkujących wysokie góry. Sama tradycja tybetańska mówi o wielu rodzajach yeti, z których najniebezpieczniejszy (bo największy) jest nyalmo. Mieszka najwyżej w górach i jest największy. Kolejne istoty (chuti oraz rang shim bombo) mieszkają niżej i mają inny kolor sierści niż czarny nyalmo. Wszystkie one jednak prowadzą nocny tryb życia i właśnie w nocy schodzą do ludzkich osiedli w poszukiwaniu jedzenia. Ich wygląd charakteryzuje – oprócz, co oczywiste, owłosionego ciała – spłaszczona twarz oraz czasem rogi. Różne legendy krążą też o tym, skąd się yeti wzięły. Dla większości ludów himalajskich nie są one bowiem odrębnym, „naturalnym” gatunkiem. Według legend są to istoty „nieumarłe”, tzn. fizyczne formy, które przybrały niezaznające spokoju dusze. Często powstawać mają z kości nieszczęśliwie zmarłych w górach. Jednak według Szerpów są potomkami legendarnej tybetańskiej dziewczyny i dużej małpy.

Folklor himalajski pełen jest opowieści o człekokształtnych, wielkich istotach, które zagrażają ludziom w górach oraz napadają pod osłoną nocy na wioski w górskich dolinach. Historie te fascynowały osoby z Zachodu już od pierwszych wypraw eksplorujących „Dach Świata”. Historia zachodniego „odkrywania yeti”, jego obecność w popkulturze oraz próby naukowego wyjaśnienia śladów yeti – a wyjaśnienia te wymagają często naprawdę finezji intelektualnej – to temat na kolejny artykuł, który pojawi się już wkrótce.
Krzysztof Gutowski
