Historyczne zwycięstwo Demokratycznej Partii Postępu w wyborach prezydenckich na Tajwanie. To pierwsza partia, której przedstawiciel będzie sprawował funkcję prezydenta trzeci raz z rzędu. Dla Tajwanu sukces Lai Chng-te, którego Pekin określił mianem wichrzyciela, oznacza dalsze zbliżenie z Waszyngtonem i gniew Chin.
Na początku stycznia obecna prezydentka Tsai Ing-wen symbolicznie przekazała schedę Laiowi. Na filmiku zamieszczonym w mediach społecznościowych widać jak prowadzi samochód, a następnie przekazuje kluczyki swemu zastępcy. Na platformie X polityczka napisała:
Dobrzy kierowcy trzymają ręce na kierownicy a wzrok mają utkwiony w drodze. Przez tych kilka lat stawialiśmy czoła wyzwaniom, reformom i pandemii. Dotarliśmy tak daleko na drodze demokracji, niezależnie od tego, jak jest kręta i wyboista, dzięki wsparciu ludzi. Nadszedł czas, aby przekazać klucze Lai Ching-te i Bi-khim Hsiao na następną część podróży. Nie mam wątpliwości, że są zdolnymi i niezawodnymi kierowcami i że dzięki nim pozostaniemy na właściwej ścieżce.
Tyle tylko, że w pierwszych dniach stycznia zwycięstwo Laia wcale nie było pewne. Jego przewaga nad rywalami stopniała w tym czasie do rozmiarów błędu statystycznego – w dużej mierze był to efekt słabej kampanii, zbyt mało miejsca poświęcającej kwestiom bytowym, które interesują zwłaszcza młodych mieszkańców Tajwanu.

Źródło: (X) Bi-khim Hsiao
Lai Chng-te, z wykształcenia lekarz, w latach 1999-2010 roku zasiadał w izbie ustawodawczej (Yuanie Legislacyjnym), by następnie objąć funkcję burmistrza Tainanu. W latach 2017-2019 był premierem Tajwanu. W 2020 roku wystartował jako kandydat na wiceprezydenta u boku rządzącej prezydent Tsai Ing-wen. Podczas sprawowania urzędu premiera opowiadał się za niepodległością Tajwanu. Obecnie wstrzymuje się z takimi deklaracjami i zapowiada, że będzie kontynuował „stabilną i pragmatyczną” politykę prezydent Tsai Ing-wen i „zawsze będzie utrzymywał przyjazne podejście” do dialogu z Chinami. Jednocześnie jednak zdecydowanie sprzeciwia się agresywnemu zachowaniu Chin wobec wyspy. Tyle tylko, że jasno też opowiadał się za dalszym zbliżeniem z Waszyngtonem, a wybór wiceprezydentki też pokazuje, że w polityce zagranicznej obierze kurs zdecydowanie pro zachodni, a zwłaszcza pro amerykański. Bi-khim Hsiao ukończyła nauki polityczne na Uniwersytecie Columbia w USA, w Demokratycznej Partii Postępu odpowiadała za politykę międzynarodową, a w 2020 roku została pierwszą kobietą na stanowisku szefowej tajwańskiej dyplomacji w USA. Sama siebie określa mianem “kociej wojowniczki” – to nawiązanie do chińskiej idei wilczej dyplomacji – tuż po wybuchu wojny w Ukrainie stwierdziła, że i ona sama i Tajwan są jak koty: niezależne, zwinne, i kochane przez ludzi.

Źródło: (X) Lai Chang-te
Ta nominacja Pekinowi się nie spodobała, sam Lai Chng-te oskarżył ponadto Chiny o próbę ingerencji w głosowanie poprzez szerzenie dezinformacji i wywieranie dalszej presji militarnej i gospodarczej na wyspę. Oskarżenia nie były pozbawione podstaw: Pekin wprowadził blokadę importu ryb czy owoców z Tajwanu, zwiększył intensywność ćwiczeń w Cieśninie Tajwańskiej i wokół niej. Niedawno nad Tajwanem pojawiły się też chińskie balony szpiegowskie, a mniej więcej w tym samym czasie Chiny oficjalnie odsłoniły swój najnowszej generacji lotniskowiec. Według wielu analityków oba te wydarzenia nieprzypadkowo zbiegły się w czasie z wyborami na Tajwanie. Przekaz jest jasny: głosujcie roztropnie. A skoro nie na Laia to na kogo?

Źródło: (X) Lai Chang-te
Wyścig o prezydenturę ograniczył się de facto do trzech kandydatów. Najważniejszym rywalem obecnego wiceprezydenta był Hou Yu-ih z Partii Nacjonalistycznej (Kuomintangu) – największej tajwańskiej partii opozycyjnej. Obecny burmistrz Nowego Tajpej i były funkcjonariusz policji opowiadał się w kampanii za przywróceniem powiązań handlowych i biznesowych z Chinami, przekonując że jest to jedyna droga do zapewnienia spokoju na Tajwanie. Mieszkańców wyspy starał się przekonać, że 13 stycznia wybierać będą nie tyle między kandydatami, co między wojną a pokojem. Wojnę oznaczać miał wybór Laia, pokój – jego samego. Kuomintang opowiada się za bliskimi więzami z Chinami, twierdzi, że Tajwan i Chiny należą do „jednych Chin”, ale zdecydowanie zaprzecza, że jest propekińska. Hou, wykluczył prowadzenie rozmów z Pekinem na temat zjednoczenia” Tajwanu i Chin. Oprócz wzmocnienia zdolności Tajwanu do obrony przed potencjalnym atakiem ze strony Chin, Hou zobowiązał się do wznowienia dialogu z Pekinem – poprzez wymianę kulturalną i dotyczącą społeczeństwa obywatelskiego – w ramach swojej strategii „3d”, która oznacza odstraszanie, dialog i deeskalację.

Źródło: (X) Hou Yu-ih
Czarnym koniec tegorocznych wyborów okazał się Ko Wen-je z relatywnie małej Tajwańskiej Partii Ludowej. 64-letni chirurg i były burmistrz poszedł on w ślady Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza lansując się jako tajwańska wersja polskiej trzeciej drogi. Próbował ustawić się pośrodku i stanowić alternatywę dla niezadowolonych wyborców Demokratycznej Partii Postępu i Kuomintangu. Co ciekawe, posłuch zyskał głównie wśród młodych mieszkańców Tajwanu – niewykluczone, że stało się tak dzięki skupieniu na kwestiach wewnętrznych, takich jak inflacja, stagnacja płac i rosnące koszty mieszkań. Ko Wen-je proponował mieszkania komunalne, dopłaty do czynszów, a nawet podwyżki podatku od nieruchomości.
A co z polityką zagraniczną? Ko Wen-je stał na stanowisku, że Tajwan powinien promować dialog z Chinami, zapewniając jednocześnie demokratyczny i wolny system polityczny oraz styl życia. Podobnie jak jego rywal z Kuomintangu akcentował potrzebę minimalizowania ryzyka wojny z Chinami przy jednoczesnym utrzymaniu dotychczasowej autonomii Tajwanu – postulował m.in. zwiększenie wydatków na obronę.
Ostatecznie Lai Chng-te zdobył 40 proc. głosów, Hou Yu-ih – 33 proc., a Ko Wen-je – 26 proc. Zaskakuje zwłaszcza wynik tego ostatniego, zważywszy na fakt, że Tajwańska Partia Ludowa powstała w 2019 roku i wciąż jest znacznie mniejsza niż DPP i Kuomintang. Oznacza to przede wszystkim zmęczenie mieszkańców Tajwanu partyjnym duopolem, z którym mieli do czynienia przez ostatnich kilka dekad. Trzeba też przyznać, że Ko Wen-je zręcznie wykorzystał wszystko to, z czym duże partie nie potrafiły sobie poradzić: problemami młodych ludzi związanymi z codziennym życiem. DPP już 6 lat obiecywała zająć się rynkiem mieszkaniowym i pogłębiającymi się nierównościami społecznymi – niestety dla niej, bezskutecznie. Do tego doszły oskarżenia o nadużywanie władzy i przepis na sukces wyborczego czarnego konia gotowy. Co więc się stało, że mieszkańcy Tajwanu ostatecznie wybrali DPP? Cóż, sprawdziło się stare polskie porzekadło: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Aby zmniejszyć szanse DPP w wyścigu wyborczym Kuomintang i TPL postanowiły zawiązać koalicję. Na postanowieniach się skończyło, liderzy pokłócili się na antenie telewizyjnej i zaczęli się zwalczać w dalszej części kampanii wyborczej.

Jednocześnie z wyborami prezydenckimi na Tajwanie odbywały się wybory do jednoizbowego, 113-osobowego parlamentu. Yuan Legislacyjny jest głównym organem ustawodawczym: zatwierdza budżet, uchwala prawo i zatwierdza nominacje prezydenckie do innych organów konstytucyjnych. 73 parlamentarzystów jest wybieranych w okręgach jednomandatowych, a 6 miejsc jest zarezerwowanych dla kandydatów rdzennych mieszkańców: 3 dla aborygenów obszarów nizinnych i 3 dla górskich. Pozostałe 34 osoby wybierane są w wyborach proporcjonalnych z list partyjnych. Aby zdobyć miejsce w parlamencie partia musi uzyskać co najmniej 5 proc. wszystkich głosów, przy czym liczba kobiet reprezentowanych przez każdą partię musi przekraczać połowę liczby zdobytych mandatów. Nowi posłowie obejmą urząd 1 lutego. I tu pojawia się problem dla DPP, która straciła dotychczasową większość w Yunanie Ustawodawczym. Oznacza to, że nowy prezydent może mieć problemy z przeforsowaniem swoich pomysłów ustawodawczych. Kłopoty jego samego i DPP będą większe, jeśli Kuomintang i Tajwańska Partia Ludowa zakopią wyborczy topór wojenny i wrócą do pomysłu koalicji parlamentarnej.
Jak na wybory na Tajwanie zareagowała Chińska Republika Ludowa? Póki co reakcje są dosyć umiarkowane i ograniczyły się do przypomnienia światu, iż Tajwan jest częścią Chin. Pekinowi zdecydowanie zależało na zwycięstwie najbardziej pojednawczej opcji, czyli Kuomintangu, który nie wyklucza zjednoczenia z Chinami w przyszłości, jeśli tego będzie chciało tajwańskie społeczeństwo, oraz opowiada się za zacieśnieniem gospodarczej więzi z kontynentalnymi Chinami. W komentarzu na temat wyborów rzecznik rządu chińskiego do spraw Tajwanu Chen Binhua nie wymienił z nazwiska zwycięzcy, lecz stwierdził, iż wyniki „nie reprezentują głównego nurtu opinii publicznej” na Tajwanie, gdyż partia DPP nie zdobyła większości głosów. Chiny potępiły też oficjalne gratulacje złożone zwycięzcy wyborów przez Stany Zjednoczone.
Lai Cheng-te jest widziany przez Pekin jako niebezpieczny separatysta. Jak zapewniał w powyborczych wypowiedziach, jest zdecydowany bronić tajwańskiej demokracji przed ciągłym zagrożeniem ze strony Chin. Zamierza też zmniejszyć zależność od Chin i zacieśnić współpracę ze Stanami Zjednoczonymi, choć wyrażał się w bardzo umiarkowany sposób o relacjach z Chinami, zaznaczając konieczność utrzymania pokoju i uniknięcia konfrontacji w Cieśninie Tajwańskiej.

Główna różnica między DPP a partiami opozycji polega na obraniu odmiennej strategii wobec zagrożenia ze strony Chin: DPP wiąże przyszłość Tajwanu ze Stanami Zjednoczonymi, natomiast pozostałe dwie partie uważają, że to bliskie relacje gospodarcze i dyplomatyczne z Chinami mogą oddalić widmo inwazji. Z drugiej strony wszystkie trzy partie opowiadają się za zwiększeniem wydatków na obronę, jednocześnie dążąc do utrzymania status quo dzięki balansowaniu na cienkiej linie między obietnicą zjednoczenia z Chinami oraz ogłoszeniem niepodległości. Społeczeństwo tajwańskie pokazało, iż nie przejęło się groźbami ze strony Chin i jest zdeterminowane, aby utrzymać swoją niezależność i demokrację. Z drugiej strony najważniejsze tajwańskie partie unikają agresywnej retoryki, która mogłaby zaognić już wystarczająco napiętą sytuację.
Mimo niekorzystnego dla Pekinu wyniku wyborów na wyspie, którą uważa za swoją zbuntowaną prowincję, wątpliwe jest, aby doprowadził on do znaczącej eskalacji konfliktu. Zarówno Chiny jak i tajwańska opozycja w postaci Partii Nacjonalistycznej i Tajwańskiej Partii Ludowej straszyły elektorat twierdząc, iż wybiera między wojną a pokojem. Wydaje się jednak, iż Pekin ma w tym momencie inne priorytety i skupia się na utrzymaniu polepszających się relacji ze Stanami Zjednoczonymi oraz rozwiązywaniu własnych problemów gospodarczych. Widmo wojny, mimo iż realne, pozostaje wciąż tylko widmem.
Blanka Katarzyna Dżugaj, Filip Ramesh Mitra
