W kontekście trwającego konfliktu Izraela z palestyńskim Hamasem świat podzielił się na kraje wspierające Izrael oraz te, które zajęły stanowisko propalestyńskie. Wobec poważnego kryzysu humanitarnego spowodowanego bombardowaniem Strefy Gazy przez izraelską armię państwa takie jak Chile i Kolumbia zdecydowały się na odwołanie swoich ambasadorów w Izraelu, a Boliwia całkowicie zerwała relacje dyplomatyczne. Szczególnie ciekawa wydaje się reakcja rządu Indii na wydarzenia na Bliskim Wschodzie.
Do niedawna Indie były konsekwentne w poparciu dla palestyńskiego prawa do niezależnego państwa i nie zawsze utrzymywały dobre relacje z Izraelem, a przynajmniej starały się zachować w tym temacie ciszę. Pod wodzą Narendry Modiego rząd indyjski zaczyna jednak zmieniać kurs. Po brutalnym ataku Hamasu z 7. października Indie po raz pierwszy wyraziły pełne wsparcie dla Izraela bez równoważącego go przypomnienia o swoim zobowiązaniu wobec Palestyńczyków.

Indie uzyskały niepodległość rok przed powstaniem państwa Izrael i od początku sprzeciwiały się podziałowi Palestyny na podstawie tożsamości religijnej – choćby dlatego, że same zostały podzielone w taki sposób. W oczach liderów walki o wyzwolenie Indii spod jarzma kolonializmu państwo Izrael zostałoby stworzone w oparciu o to samo kryterium co wcześniej Pakistan. O indyjskim stanowisku w kwestii palestyńskiej decydowały więc względy spójności i konsekwencji. Pierwszy premier Indii Jawaharlal Nehru oraz przywódca w walce o niepodległość kraju Mahatma Gandhi byli przeciwni podziałowi Palestyny obawiając się, iż doprowadzi to do marginalizacji Palestyńczyków. Wobec tego Indie zagłosowały przeciwko tej propozycji na posiedzeniu Organizacji Narodów Zjednoczonych, a potem również przeciwko przyjęciu Izraela jako członka ONZ w 1949 roku.
Ostatecznie, w roku 1950 Indie uznały istnienie Izraela, przez cztery dziesięciolecia relacje między oboma krajami były jednak raczej ambiwalentne. Oprócz chęci uniknięcia niespójnego stanowiska w kwestii Palestyny, liderami rządzącej krajem partii Indian National Congress kierowała również obawa przed utratą poparcia własnej pokaźnej mniejszości muzułmańskiej, gdyby relacje z Izraelem zostały znormalizowane. Indiom zależało ponadto na dobrych stosunkach z szybko bogacącymi się krajami Zatoki Perskiej, w których osiedlało się i pracowało coraz więcej ich obywateli. W związku z tym przez kilka dekad relacje z Izraelem pozostawały raczej nieformalne. W latach 50. XX wieku Izrael otworzył swój konsulat w Bombaju, lecz wciąż nie posiadał ambasady w Nowym Delhi. Z kolei latach 70. Indie jako pierwszy kraj spoza arabskiego kręgu kulturowego uznały zwalczaną przez Izrael Organizację Wyzwolenia Palestyny za oficjalną reprezentację narodu palestyńskiego. Mimo to, Izrael wsparł Indie w jej wojnie z Pakistanem w 1971 roku.
Po geopolitycznym trzęsieniu ziemi spowodowanym upadkiem Związku Radzieckiego, głównego sojusznika Indii na arenie międzynarodowej, indyjski rząd zmienił swoje priorytety w polityce międzynarodowej. Oprócz otwarcia swojego rynku na zachodnie inwestycje, Indie nawiązały bliższe stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i krajami Europy Zachodniej. W roku 1992 Indie zdecydowały się też w końcu na unormowanie relacji z Izraelem oraz otworzyły swoją ambasadę w Tel Awiwie. W roku 1999 doszło do kolejnego przełomu – Izrael wyraził wówczas chęć dostarczenia Indiom sprzętu wojskowego i amunicji w ramach kolejnej wojny z Pakistanem. Od tamtego czasu Indie co roku kupują od Izraela sprzęt wojskowy warty 2 mld dolarów. Izrael jest dla Indii drugim największym dostawcą broni po Rosji i sprzedaje im aż 46 proc. produkowanych przez siebie środków bojowych.

Jednak to dopiero po dojściu do władzy hinduskiej prawicy w postaci partii Bharatiya Janata Party (BJP) relacje indyjsko-izraelskie weszły na etap bliskiej współpracy. Zrywając z polityką poprzednich rządów, które starały się nie afiszować z dobrymi stosunkami na linii Tel Awiw – Nowe Delhi, aby nie ryzykować napięć wewnątrz społeczeństwa, BJP pokazuje, iż ma zupełnie inne priorytety na arenie międzynarodowej. W 2017 roku premier Narendra Modi stał się pierwszym indyjskim liderem, który złożył oficjalną wizytę w Izraelu, na co kilka miesięcy później odpowiedział wizytą w Nowym Delhi premier Benjamin Netanjahu. Obraz obu przywódców przechadzających się boso po plaży w Tel Awiwie obiegł świat jako symbol ich bliskiej więzi oraz stał się doskonałym materiałem propagandowym. Narendra Modi był co prawda również pierwszym indyjskim premierem, który odwiedził Ramallah w Palestynie, ale można to potraktować jako anegdotę w kontekście ścisłej współpracy z Izraelem w takich dziedzinach jak obrona, rolnictwo czy kultura. Ważnym gestem w jej ramach było na przykład wykupienie za 1,2 miliarda dolarów portu w Hajfie przez miliardera Gautama Adaniego, uważanego za bliskiego sojusznika premiera Indii. Pod wodzą Narendry Modiego Indie odchodzą powoli od polityki państwa świeckiego, którym zawsze były w opozycji do Pakistanu, powstałego jako państwo dla indyjskich muzułmanów. Wobec tego status Izraela jako państwa żydowskiego również przestaje być przeszkodą. Dla indyjskiej prawicy Izrael od dawna był wzorem do naśladowania na drodze do stworzenia hinduskiego państwa, tak zwanego Hindu Rashtra.

Stosunek hinduskiej prawicy do islamu i muzułmanów jest kolejnym powodem, dla którego za rządów BJP Indie porzuciły swoje historyczne poparcie dla Palestyńczyków. Pro-izraelska retoryka rządu była sygnałem zachęcającym prawicową część internetu do antymuzułmańskiej i antypalestyńskiej propagandy. Przemoc stosowana przez organizacje takie jak Hamas czy Islamski Dżihad jest pretekstem do wzniecania nastrojów islamofobicznych przeciwko indyjskim muzułmanom. Sieci społecznościowe w Indiach zalała fala dezinformacji i fałszywych wiadomości, a wiele grup i kont powiązanych z partią rządzącą utożsamia Palestynę i Hamas z walką o niepodległość mieszkańców Kaszmiru oraz ostrzega przed możliwością takiej samej przemocy wobec hindusów ze strony bojowników o niepodległość tego regionu. Jednym z wiodących głosów siejących tego typu antypalestyńską propagandę jest prezenter prawicowej Republic TV Arnab Goswami, który niedawno stwierdził w swoim programie, iż Indie są “ofiarą tego samego terroru islamskich dżihadystów co Izrael”, po czym dodał: Izrael toczy tę wojnę w imieniu nas wszystkich. Tego rodzaju retoryka z pewnością ma wpływ na nastroje wśród zwolenników Hindutwy, czyli hinduskiego nacjonalizmu. W zeszłym tygodniu prawicowe środowiska hinduskie zgromadziły się przed ambasadą Izraela w Nowym Delhi w geście solidarności. Wśród zgromadzonych znajdował się Vishnu Gupta, prezydent organizacji Hindu Sena, który zadeklarował iż on oraz 200 innych członków organizacji zgłosiło się do walki po stronie Izraela. W taki sam sposób jak Jerozolimę zajęli muzułmanie, święte miejsca w Indiach też zostały przez nich najechane – stwierdził Gupta.

Fot. X @bhadrauli
Retoryka przedstawiająca Indie i Izrael jako dwie starożytne cywilizacje zaatakowane i niemal zniszczone przez muzułmańskich najeźdźców zdecydowanie przemawia do elektoratu hinduskich partii prawicowych takich jak BJP. Jednak zbliżenie na linii Tel Awiw – Nowe Delhi może też przysporzyć Indiom problemów w relacjach z partnerami w Zatoce Perskiej, kluczowych w kontekście budowy Korytarza Gospodarczego Indie – Bliski Wschód, o którym pisaliśmy TUTAJ. Możliwość eskalacji konfliktu między Izraelem i Hamasem oraz pogarszający się kryzys humanitarny w Strefie Gazy mogą się okazać prawdziwym testem dla tego projektu i indyjskich relacji z partnerami w tym regionie.
Filip Ramesh Mitra
