Indyjskie media zwróciły w tym tygodniu uwagę na nieprzypadkowy i znaczący element mający miejsce przy okazji szczytu G20. W nagłówku zaproszenia wystosowanego przez biuro prezydenckie i wysłanego do delegatów na szczyt określono Draupadi Murmu jako „President of Bharat”, a nie jako „President of India”. Przypadek? Absolutnie nie. A dlaczego to ważne?
Termin „Bharat” to wymowa w j. hindi sanskryckiego słowa „Bhārata”. By zrozumieć źródła tego terminu zajrzeć można do mitologiczno-encyklopedycznych tekstów jakimi są purany. Opisana w nich wizja (wszech-)świata opiera się na tzw. wyspach, swoistych kontynentach w kosmologicznej wizji hinduizmu. Jedną z takich wysp jest Dźambudwipa – Wyspa Morwy, a jej część stanowi Kraj Bharata – Bharatawarsza. Bharatowie z kolei to jedno z półlegendarnych plemion opisanych w najstarszych tekstach indyjskich. W dawnej sanskryckiej literaturze rzeczywiście określenie miejsca „Bharata” jest dość częste, choć odnosi się do różnie wydzielanego obszaru Azji Południowej. W przybliżeniu mowa zazwyczaj o Nizinie Hindustańskiej, obszarze pomiędzy pustynią Thar na zachodzie a ujściem rzek Gangesu i Jamuny na wschodzie. W czasach muzułmańskich znaczna część półwyspu określana była jako Hindustan. Chodziło przede wszystkim o północną jego część, ale za czasów panowania brytyjskiego zaczęto używać jej już na określenie całego subkontynentu. Termin ten popularny był również w ramach ruchu niepodległościowego i popularny jest także i dziś. Miał nawet stanowić oficjalną nazwę państwa po Podziale Indii Brytyjskich i założyciele Pakistanu z wielkim zdziwieniem przyjęli wybór na oficjalne określenie sąsiada słowa „India”. Wszak dla nich i oni stanowili część Indii.

Próba wyzbycia się słów pochodzących z języków kojarzonych z islamem oraz zdystansowania się od nazwy stosowanej przez Brytyjczyków przy jednoczesnym preferowaniu dziedzictwa sanskryckiego znalazła swój wyraz w użyciu w konstytucji podwójnej nazwy kraju Indie – Bharat. Pierwszy artykuł brzmi bowiem: „Indie, czyli Bharat, będą unią stanów”.
Ambiwalentny stosunek zarówno do określenia „India”, jak i „Hindustan” przetrwał w środowiskach hinduskiej prawicy i dochodzi do głosu coraz wyraźniej. Kilkanaście dni temu jeden z liderów nacjonalistycznej RSS Mohan Bhagwat zasugerował, że należy przestać mówić „Indie” („India”), ponieważ to słowo angielskie. Niektórzy politycy partii rządzącej stwierdzają nawet, że „Indie” powinny być postrzegane jako wyraz obsceniczny, niemal wulgaryzm.

Mając na uwadze jak agresywną i bezkompromisową politykę kulturową (w tym językową) oraz historyczną prowadzi hinduska nacjonalistyczna prawica można spodziewać się, że rzeczywiście próba przeforsowania oficjalnej zmiany nie mniej oficjalnej nazwy kraju – również w języku angielskim – to tylko kwestia czasu. Nie byłby to jednak precedens. Przypadki zmiany nazwy, zarówno na poziomie wewnętrznej, krajowej terminologii, jak i w stosunkach międzynarodowych są liczne.
W czerwcu 2022 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych zgodziła się na zmianę zapisu międzynarodowej nazwy Turcji na Türkiye. Był to efekt prośby którą wystosowywał wielokrotnie w różnych formach prezydenta Recep Tayyip Erdogan. Sprawa różni się jednak nieco od przypadku indyjskiego, ponieważ – wbrew temu jak ujmowały to międzynarodowe serwisy informacyjne, Turcja zmieniła jedynie międzynarodowo stosowaną formę. Turcy bowiem nazywają swój kraj Türkiye od czasu rozpadu Imperium Osmańskiego w latach 20. ubiegłego wieku. Mówi się jednak, że tak intensywne naciski na stosowanie tureckobrzmiącej nazwy to głównie zabieg marketingowo-wyborczo-ideologiczny, który jest elementem nacjonalistycznych zmian wprowadzanych przez Erdogana, który zmuszony jest dokonywać tak atrakcyjnych modyfikacji poprawiających Turkom nastrój i odciągających ich od myślenia o gospodarczym kryzysie i politycznej destabilizacji w kraju.

Bez wątpienia jednym z najbardziej spektakularnych przykładów – ale chyba tylko pozornie – zmiany nazwy jest przejście od Birmy do Mjanmy. Zmiana pewnie byłaby rzeczywiście spektakularna gdyby nie fakt, że chodzi o… to samo słowo! Co więcej, nie jest to nawet odejście od fonetyki angielskiej na rzecz rodzimej (jak w przypadku indyjskiej zmiany z Calcutta na Kolkata). Rzecz w tym, że język birmański, tak jak większość języków regionu, charakteryzuje dyglosja, tj. istnienie dwóch standardów czy też rejestrów tego języka. Mamy zatem standard literacki oraz standard mówiony, kolokwialny. Znana od wieków nazwa Mjanma to termin literacki, który w potocznym języku birmańskim znany jest jako Bama. Faktem jest, że od tego drugiego właśnie pochodziła stosowana przez Brytyjczyków forma Burma/Birma. Oboczność jednak obocznością, ale problem tkwił również w etnosach regionu. Nie do końca słusznie i pewnie niezgodnie ze stanem rzeczy sprzed kilku czy kilkunastu dekad przyjęło się myśleć, że jedna z nazw odnosi się do regionu jako całości, druga identyfikuje go jedynie z dominującą grupą etniczną Birmańczyków. Faktycznie słowa „Bama” używali i używają osoby, które nie należą do elit w ramach birmańskiego etnosu i nie są obyte w literacką formą języka. Obie nazwy jednak historycznie odwołują się do tego samego dziedzictwa, regionu i czasu – Królestwa Pagan założonego w połowie IX w. n.e. Ostatecznie w 1989 r. władze kraju zdecydowały się na zmianę nazwy z „Union of Burma” na „Union of Myanmar” (warto podkreślić, że „r” jest tutaj nieme, a ma jedynie oznaczać wzdłużenie „a”). Zmiana ta stanowiła oczywiście zdystansowanie się od okresu kolonialnego, jednocześnie zaś otworzyła dyskusję na temat stosowności nowej nazwy kraju przy całej kraju tego etnicznej różnorodności.

Indie, Turcja, Mjanma… lecz zmiany tego typu przeprowadzane są nie tylko w odległych krajach mających kolonialną przeszłość albo wieloetniczną charakterystykę. Utrwalić odmienną od powszechnej anglojęzyczną nazwę państwa próbuje również nasz sąsiad – Czechy. Faktem jest, że od razu po rozpadzie Czechosłowacji nowe państwo przyjęło jako swoją skróconą nazwę „Česko”, a określenie angielskie „Czechia”. Nazwa jednak nie przyjęła się, a w powszechnym użyciu była dotychczas wyłącznie pełna angielska nazwa, czyli „Czech Republic”. W ostatnich latach (właściwie od 2016 roku) władze czeskie starają się promować nazwę „Czechia” i mają już na tym polu sukcesy. Coraz więcej instytucji właśnie takiej nazwy używa, a nawet przedstawiono w ten sposób Czechów na konkursie Eurowizji!

Można by spytać: ale w czym rzecz? Wszak to tylko nazwy, a jak wiadomo od czasów Szekspira róża inaczej nazwana tak samo by pachniała. Nie jest tak jednak do końca. Zmiana nazwy państwa to nie wyłącznie stylistyczny zabieg czy kwestia regulacji językowych. Nazwy mają swoje historie, a preferowanie takiej, a nie innej nazwy oznacza preferencję dla takiej, a nie innej historii, wizji tej historii lub narracji, która za tym stoi. Takie decyzje są w oczywisty sposób motywowane ideologicznie i politycznie i często stanowią wskaźnik tego, w jakim kierunku zmierza polityka (wewnętrzna i międzynarodowa) grup rządzących w danym kraju. Czy Indie stając się potencjalnie „Bharatem” przestaną być Indiami? Dla większości świata pewnie nie, ale w ramach wewnętrznej polityki byłoby to przeforsowanie bardzo konkretnej – i co ważne, niepodzielanej przez ogół indyjskiego społeczeństwa – wizji tego, czym ma być indyjska, a właściwie bharacka (?) tożsamość.
Krzysztof Gutowski
