Hongkońskie „Pandamonium”, czyli pandy jako motor napędowy lokalnej gospodarki

Po pandemii COVID-19 hongkońska branża turystyczna wciąż nie doszła do siebie. Władze regionu i przedstawiciele sektora szukają więc sposobów na ponowne przyciągnięcie odwiedzających. Duże nadzieje nieoczekiwanie wiąże się z… pandami mieszkającymi w tamtejszym parku rozrywki, Ocean Park.

Pandy jako symbol odrodzenia Hongkongu

Sektor turystyczny od przełomu lat 80. i 90. pozostaje jednym z filarów gospodarki Hongkongu, ale dziś cały czas odczuwa negatywne skutki pandemii COVID-19. I tak w 2023 roku miasto odwiedziło 34 mln turystów, czyli zaledwie połowa wartości z rekordowego roku 2018. Dość nieoczywisty pomysł na jego ożywienie pojawił się w 2024 roku, kiedy do Ocean Park trafiły dwie pandy – An An i Ke Ke – podarowane przez władze Chin kontynentalnych. W 2025 roku dołączyły do nich bliźnięta Jia Jia i De De, potomstwo przebywającej od jakiegoś czasu w Hongkongu pary Ying Ying i Le Le.

W Hongkongu rozkręca się „gospodarka pand”. Choć same pandy nie do końca zdają sobie z tego sprawę poświęcając czasu na bardziej przyjemne czynności, jak sen.
Fot. Piotr Parzymies

Sześć pand szybko stało się jednym z symboli „nowego otwarcia” turystyki Hongkongu i punktem wyjścia do rozwoju tzw. „gospodarki pand” (ang. panda economy, chiń. xiongmao jingji) – sektora produktów, usług i atrakcji opartych na niezwykłej popularności tych zwierząt. Władze zorganizowały wystawy, instalacje artystyczne i wydarzenia plenerowe, a sklepy i galerie wypełniły się gadżetami z pandami. Ocean Park zaczął rozwijać ofertę edukacyjną i interaktywną, hotele utworzyły specjalne pokoje tematyczne, a biura podróży przygotowały specjalne pakiety wycieczek dla turystów z regionu tzw. Guangdong–Hong Kong–Macao Greater Bay Area. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W pierwszej połowie 2025 roku liczba odwiedzających Ocean Park była o 19 proc. wyższa w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej. Hongkońska Sekretarz ds. kultury, sportu i turystyki, Rosanna Law Shuk-pui, przyznała, że rodzina pand już w tym momencie generuje znaczące przychody z biletów i sprzedaży pamiątek. Rząd zapowiada więc kolejną falę kampanii promujących Hongkong jako „miasto pand”, koordynowaną wspólnie z Biurem Kultury, Sportu i Turystyki, Radą Turystyki oraz Ocean Park. W ofercie tego ostatniego jest w tym momencie ponad 500 produktów z motywem pandy (od biżuterii po rzeźby i ciastka, a nawet samochody!), czterokrotnie więcej niż rok wcześniej.

Panda do schrupania. Kto by się nie skusił?
Fot. Piotr Parzymies

Lokalni komentatorzy, jak dziennikarz Tai Hing Shing, ostrzegają jednak, że o ile „pandamonium” może doprowadzić do tymczasowej stymulacji sektora turystycznego, o tyle prawdziwym wyzwaniem będzie przekształcenie tego zainteresowania w trwały kapitał marki. Ostatnie doniesienia hongkońskiego anglojęzycznego South China Morning Post wydają się potwierdzać zasadność owych obaw. Wykazano, że pandy doprowadziły co prawda do rocznego wzrostu przychodów o 9 proc., ale wydatki powiązane z m.in. kosztownym w utrzymaniu innym obszarem parku, Water World, sprawiły, że 30 czerwca 2025 roku deficyt finansowy całego Ocean Park zwiększył się do prawie 275 milionów dolarów hongkońskich (około 131 milionów złotych) z 71,6 milionów dolarów hongkońskich (około 33,5 milionów złotych) w analogicznym okresie rok wcześniej. Pokazuje to, że bez długotrwałej spójnej strategii krótkotrwałe ożywienie turystyki przez pandy może niestety pójść na marne. Choć zwierzęta te tchnęły nieco optymizmu w wciąż osłabione po pandemii miasto, dopiero czas pokaże, czy staną się impulsem prowadzącym do bardziej zróżnicowanej oferty i trwałego wzrostu zainteresowania Hongkongiem.

Od „dyplomacji” do „gospodarki” pand

O ile o wykorzystaniu pand w promocji hongkońskiej turystyki było jeszcze do niedawna głośno, o tyle nie jest to bynajmniej pierwszy raz, kiedy niedźwiedzie odgrywają lokalnie znaczącą rolę. „Gospodarka pand” ma swoje korzenie w Chinach kontynentalnych. Zwierzę to od kilku dekad jest tam symbolem narodowym, a od lat 70. – także narzędziem tzw. „dyplomacji pand” (ang. panda diplomacy, chiń. xiongmao waijiao). O znaczeniu pand dla Chin dobrze świadczą słowa Cui Tiankaia – ówczesnego ambasadora Chińskiej Republiki Ludowej, który w 2013 roku powiedział w Waszyngtonie: Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale w Waszyngtonie jest tak naprawdę dwóch chińskich ambasadorów: ja oraz młoda panda w National Zoo. W ramach „dyplomacji pand” Pekin wysyła parę pand na 10 lat do zaprzyjaźnionych państw jako prestiżowe gesty i umowy, a za ich wypożyczenie pobiera ok. 1 mln dol. rocznie. Środki te formalnie trafiają na ochronę gatunku w prowincji Syczuan.

Gospodarka pand jest najbardziej rozwinięta w stolicy prowincji Syczuan, Chengdu. W mieście tym pandy spotkamy dosłownie na każdym kroku.
Fot. Piotr Parzymies

To właśnie na bazie popularności „dyplomacji pand” rozwinęło się drugie, mniej znane zjawisko, czyli „gospodarka pand”, szczególnie widoczna w prowincji Syczuan, znanej m.in. ze swojej pikantnej kuchni. Żyje tam ok. 1400 z 1900 osobników występujących na wolności. Największą pandzią atrakcją jest niewątpliwie Ośrodek Badań nad Rozrodem Pandy Wielkiej w stolicy prowincji, Chengdu, który odwiedza ok. 10 mln turystów rocznie. Popularność pandy Hua-Hua – lokalnej „gwiazdy” – jest tak duża, że kolejki (niektórzy mogą stać w nich co najmniej 2 godziny, żeby przez 3 minuty móc ją popodziwiać) tworzą się już o świcie, a maskotki z jej podobizną osiągają ceny o równoważności ponad 500 złotych. Działalność ośrodka ma niebagatelny wpływ na lokalny rozwój i w 2019 roku stworzyła ponad 30 tys. miejsc pracy, przynosząc miliardowe wpływy dla całego regionu. W Chengdu niemal każdy sklep oferuje produkty z motywem pandy, a podczas Święta Pracy miasto odwiedza nawet 20 milionów turystów, w tym wielu, aby zobaczyć te pocieszne zwierzęta. W tym czasie przychody z turystyki sięgają około 15 miliardów juanów (ponad 7,5 miliarda złotych), a w niektórych sklepach czerpiących zyski z „gospodarki pand” sprzedaż wzrasta nawet siedmiokrotnie!

Pandzie motywy w Syczuanie
Fot. Piotr Parzymies

Co więcej, według badań z 2010 roku usługi ekosystemowe – czyli korzyści dla ludzi płynące z dzikiej przyrody, takie jak rolnictwo, sekwestracja dwutlenku węgla czy turystyka – związane z rezerwatami pand przyniosły w owym roku aż 2,6–6,9 mld dolarów zysku, czyli 10–27 razy więcej niż koszt ich utrzymania, co pokazuje, że także sama ochrona pandy jest wyjątkowo opłacalną inwestycją.

Ciemniejsza strona „gospodarki pand”

O sile „kapitału pandowego” przekonali się również Japończycy. W 1972 roku pandy w tokijskim zoo pierwszego dnia wystawiania przyciągnęły takie tłumy, że 100 tysięcy chętnych nie zostało w ogóle do niego wpuszczonych. Przez kolejne dekady Japonia uczyniła z pand miejscowy magnes na turystów – szczególnie w położonym około 150 km na południe od Osaki miasteczku Shirahama, znanym z Adventure World Zoo. Szacuje się, że obecność pand w tym parku rozrywki przyniosła lokalnej gospodarce w ciągu trzech dekad ponad 125 mld jenów (prawie 3 miliardy złotych) zysków. Latem 2025 roku cztery mieszkające tam pandy – Rauhin i jej trzy córki – ku rozpaczy tysięcy Japończyków wróciły do Chin. I to właśnie wówczas ujawniła się prawdziwa moc „gospodarki pand”. Wykazano, że dla miasta brak ukochanych パンダ (panda – tak te zwierzęta nazywają się również po japońsku) oznacza utratę nawet 6 mld jenów rocznie (ok. 150 mln złotych), czyli 40 proc. jego rocznego budżetu. Liczba turystów może spaść o 200 tys., a władze obawiają się także odpływu młodych mieszkańców.

Mimo że w Shirahamie pand nie ma już od dobrych paru miesięcy, to miasteczko nadal stara się usilnie wycisnąć z nich jak największy zysk.
Fot. Jing Tan

Przykład ten chyba najlepiej pokazuje, że „gospodarka pand” bywa bronią obosieczną. Co więcej, uzależnienie od decyzji chińskich władz sprawia także, że dla zagranicznych miast tego typu model rozwoju może nieść ze sobą duże ryzyko. Biedna Shirahama będzie jeszcze przez długie lata odczuwać brak biało-czarnych chińskich wysłanników, tym bardziej, że w kontekście ostatnich napięć pomiędzy Japonią i Państwem Środka na jakikolwiek powrót pand się tam w najbliższym czasie raczej nie zanosi.

Dr Piotr Parzymies

Biolog i popularyzator nauki, autor artykułów naukowych. Autor książki Historia pandy wielkiej, czyli z bambusowego lasu na dyplomatyczne salony. Wydawnictwo Akademickie Dialog

Dodaj komentarz