Tylko w Chinach Ne Zha 2 zarobił aż 2 mld dolarów, stając się nie tylko najbardziej dochodowym filmem animowanym wszech czasów, ale także piątym najbardziej dochodowym filmem w ogóle. Trudno się dziwić – to oszałamiająca wizualnie i wciągająca narracyjnie opowieść, która wyznacza nową drogą nie tylko azjatyckiej, ale i światowej animacji.
Mistrz Taiyi Zhenren (Jiaming Zhang) przeprowadza ceremonię, której celem jest stworzenie nowych fizycznych ciał dla Ne Zha i Ao Binga. W tym samym czasie smoki atakują Przełęcz Chentang, a Ao Bing przerywa rytuał, by ratować mieszkających tam ludzi. Zrozpaczony Ne Zha postanawia uzyskać nieśmiertelność i eliksir, który przywróci przyjacielowi fizyczną formę.

Chińscy animatorzy odpięli wrotki i przeszli samych siebie. O ile pierwsza opowieść o Ne Zha po prostu cieszyła oko, o tyle druga wbija w fotel. I to nie tylko wizualnie, choć ta warstwa zwraca – rzecz jasna – szczególną uwagę. Rozmach, jaki dostaliśmy nasuwa myśl, że gdyby Ne Zha 2 był filmem aktorskim Oscara za efekty specjalne miałby w kieszeni. Świetna kreska, fantastyczna kolorystyka, widowiskowe choreografie pojedynków i wszelkiej maści niezwykłe baśniowe stwory tworzą wyjątkowy wizualny przepych, któremu naprawdę trudno się oprzeć. Nawet tym krytykom – głównie amerykańskim – którzy całą resztę filmu oceniają najwyżej na mocne 3. W moim przekonaniu nie do końca słusznie, o tym jednak za chwilę.

A co poza warstwą wizualną? Jeśli chcecie głębi emocjonalnej musicie poczekać na kolejną produkcję Pixara – napisał recenzent The Hollywood Reporter. Tyle, że Ne Zha 2 tę głębię posiada – to film o prawdziwej, szczerej przyjaźni, lojalności, miłości w rodzinie, budowaniu poczucia własnej wartości, poszukiwaniu swojej tożsamości, a nawet społecznej równości w postaci rywalizacji nieśmiertelnych z demonami uchodzącymi za rasę podrzędną. Wszystko to reżyser i scenarzysta Yu Yang (znany także jako Jiaozi) podał w przystępny dla dzieci, ale wolny od nachalnego dydaktyzmu sposób, dzięki czemu i dorośli mogą oglądać ten film bez bólu. W porównaniu do pierwszej części portret psychologiczny tytułowego niesfornego Ne Zha został mocno pogłębiony – widzimy na ekranie chłopca przeżywającego prawdziwe emocjonalne kryzysy, postawionego przed wyborami, którym nawet dorośli mogliby nie podołać. Ao Bing pozostał tym samym złotym chłopcem, zyskał jednak wielowymiarowość dzięki częstemu wcielaniu się w Ne Zha, jego kryształowy charakter nie razi więc tak mocno jak w pierwszej części filmu. Daje też fajny efekt komiczny, a dowcip jest niestety piętą achillesową Ne Zha 2 – za dużo żartów o puszczaniu bąków, kupach i rzyganiu w dość tandetnym slapstickowym stylu, choć dzieciakom może się to akurat podobać. Na plus poczytać należy natomiast podkręcone w stosunku do poprzedniego filmu tempo akcji – dzieje się dużo, szybko i spektakularnie, a dwie i pół godziny mijają jak z bicza strzelił. Wisienka na torcie to – oczywiście – chińska mitologia (o czym pisaliśmy TUTAJ), podana w dużej ilości, ale w bardzo nowoczesnej polewie. Wszystko to sprawia, że mając otwarty umysł i chowając wielką politykę głęboko do kieszeni można wyjść z kina z uśmiechem na twarzy i ochotą na więcej.

A skoro o otwartym umyśle mowa…O gustach się ponoć nie dyskutuje, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Ne Zha 2 mógłby liczyć na wyższe oceny krytyków, gdyby nie był filmem…chińskim. Udzielająca głosu matce Ne Zha w amerykańskiej wersji językowej Michelle Yeoh przekonywała w wywiadach: publiczność powinna przestać postrzegać film jako „Och, to chiński film”. To piękna historia i to jest najważniejsze. A ja podpisuję się pod tym obiema rękami.
Blanka Katarzyna Dżugaj
