Claw machines, czyli kolorowa obsesja Tajwanu

Claw machines, czyli popularne automaty z chwytakiem, na stałe wpisały się w krajobraz tajwańskich miast.

Te proste w obsłudze maszyny do gry polegają na prostym mechanizmie: sterowaniu metalowym ramieniem, które ma za zadanie chwycić upragnioną nagrodę i zrzucić ją do specjalnego pojemnika. Choć dla wielu ich działanie może wydawać się banalne, na Tajwanie stały się one fenomenem, łączącym element zabawy, rywalizacji i szansy na zdobycie niecodziennego łupu.

Claw machines cieszą się niezwykłą popularnością zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Ich siła tkwi w łatwej dostępności, niskim progu wejścia dla właścicieli oraz atrakcyjnej, a często także zaskakującej, ofercie nagród. Automaty znakomicie wpisały się w szybki i oszczędny styl życia mieszkańców miejskich aglomeracji, są formą rozrywki, która dostarcza intensywnych emocji w krótkim czasie i za niewielką opłatą.

Pierwsze automaty pojawiły się na Tajwanie już w latach 90., głównie w salonach gier arcade. Prawdziwy boom nastąpił jednak po 2014 roku, kiedy ich liczba gwałtownie wzrosła, dziś przekracza 10 tysięcy punktów w całym kraju. Znaleźć je można dosłownie wszędzie: na stacjach metra, w galeriach handlowych, na nocnych targach, a nawet w zaułkach dzielnic mieszkalnych. Taki rozwój umożliwił prosty model biznesowy: właściciele wynajmują przestrzeń, a operatorzy dbają o zawartość i ustawienia maszyn.

Mechanika gry jest niezwykle prosta. Gracz wrzuca monety, średnio 10 dolarów tajwańskich za próbę, steruje ramieniem chwytaka i stara się wydobyć wybraną nagrodę. Co ciekawe, wiele maszyn jest tak zaprogramowanych, by szansa na sukces pojawiała się dopiero po określonej liczbie prób. Mimo to, gracze często traktują grę jako taktyczne wyzwanie, analizują licznik maszyny, obserwują układ nagród, a niektórzy rozpracowują nawet algorytm działania chwytaka. Jednym z największych atutów claw machines jest różnorodność nagród, i to nie tylko tych klasycznych.

Oprócz pluszaków i figurek anime, w maszynach można znaleźć kosmetyki, napoje, artykuły spożywcze, od chipsów po pakowane owoce morza, gadżety elektroniczne, produkty luksusowe, a także przedmioty z kategorii „kuriozalne” czy wręcz absurdalne. Podczas mojego pobytu na Tajwanie zauważyłam wiele specyficznych i zaskakujących produktów, które można było wygrać, między innymi gumy do żucia, kostki zapachowe do toalety, a nawet zwykłą butelkę wody. Kreatywność właścicieli nie zna granic, wnętrza maszyn bywają tematycznie dekorowane, dostosowane do sezonów, trendów popkulturowych albo premier kinowych, dzięki czemu każda wizyta w takim salonie może zaskoczyć czymś nowym. Do automatów z chwytakiem przyciągane są osoby w niemal każdym wieku. Dla dzieci to świetna zabawa, dla dorosłych, forma odprężenia po pracy lub okazja do zdobycia praktycznych drobiazgów. Istnieje również grupa zapalonych kolekcjonerów, którzy są gotowi wydać spore sumy, by zgarnąć limitowaną figurkę lub unikalny produkt niedostępny w sklepach.

Obecność claw machines w tajwańskiej popkulturze jest wyraźna i stale rośnie. Media społecznościowe są pełne filmików z efektownych wygranych, poradników od „profesjonalnych graczy” czy prezentacji najbardziej absurdalnych nagród. Salony z tymi automatami przyciągają influencerów i vlogerów, którzy wykorzystują je jako atrakcyjne tło do lifestylowych treści. Z uwagi na swoją lokalność i charakterystyczny klimat, stały się również chętnie polecaną atrakcją turystyczną, zwłaszcza dla tych, którzy szukają autentycznych doświadczeń z miejskiej codzienności.

Choć początkowo uznawane były za chwilowy trend, dziś trudno wyobrazić sobie tajwańskie ulice bez tych maszyn. Ich liczba wciąż rośnie, podobnie jak pomysłowość operatorów. Claw machines pokazują, jak prosta koncepcja może wciągnąć ludzi na długie godziny, jeśli tylko odpowiada na tempo i potrzeby współczesnego życia. Ich przyszłość zależy od dalszych innowacji i ewentualnych regulacji prawnych, jednak jedno wydaje się pewne, dopóki będą zaskakiwać, bawić i dawać szansę na nietypowy łup, nie znikną z miejskiego pejzażu Tajwanu.

Ada Konieczna

Dodaj komentarz