Błogosławieństwo niebios to podróż na koniec świata, za głównym bohaterem chce się jednak podążać nawet dalej. To szalenie pomysłowa, dowcipna i wciągająca opowieść, jakiej na polskim rynku bardzo brakowało.
Gdy chrześcijański Jezus dokonał wniebowstąpienia zrobił to raz a dobrze. Xie Lian nie miał tyle szczęścia…Wstępował do nieba trzykrotnie, a dwukrotnie został z niego wyrzucony – przy czym trzeci raz wciąż nie jest jeszcze przesądzony. Każdy jego powrót wiąże się z chaosem i zniszczeniami, bogowie nie darzą go więc nadmierną sympatią, a wielu z nich chętnie widziałoby go ponownie wśród śmiertelników. Jakby tego było mało Xie Liana pamięta coraz mniej ludzi, a co za tym idzie coraz mniej się do niego modli, co przekłada się na jego stan majątkowy. Zniechęcony swoją nie najlepszą sytuacją młody bóg podejmuje się niezwykle trudnego zadania, w którym wspiera go przypadkowo poznany tajemniczy Sanlang. Xie Lian nie ma pewności, czy przystojny chłopak nie jest przypadkiem demonem i co rusz poddaje go próbom, które ten przechodzi bez większych problemów. Wątpliwości niesfornego niebianina wprawdzie to nie rozwiewa, ale że pełen zawadiackiego uroku Sanlang jest dobrym towarzyszem podróży Xie Lian postanawia przymknąć na to oko.

Człowiek w pewnym wieku myśli czasem, że widział i czytał już wszystko a literatura nie może go w związku z tym niczym zaskoczyć. I w tym momencie wchodzi Mo Xiang Tong Xiu, cała na czerwono i śmieje się temu człowiekowi prosto w nos. Bo też jej Błogosławieństwo niebios to coś tak nowatorskiego, świeżego i pełnego wdzięku, że można tylko żałować iż nikt wcześniej czegoś takiego nie napisał. Nic dziwnego, że powieść zrobiła furorę w Chinach, a potem i na całym świecie – to wysokiej klasy rozrywka, która pozwala choć na kilka godzin całkowicie oderwać się od coraz bardziej ponurej rzeczywistości. I tak, słowa “całkowicie” używam absolutnie świadomie i bez przesady – opowieść o pechowym bogu czyta się bowiem całym sobą, bezgranicznie angażując się w fabułę. Lepiej więc nie zabierać Błogosławieństwa niebios w podróż – zarówno tę długą (czytając na plaży ryzykuje się usmażeniem na skwarkę), jak i krótszą np. autobusem do pracy (można wylądować w zupełnie innej dzielnicy niż się planowało).
Tak, jak napisała tłumaczka: Błogosławieństwo niebios to coś, czego w Polsce brakowało – literatura chińska, która jest lekka, wciągająca i przystępna. Ok, ale co w niej aż tak fascynującego, że wdarła się na szczyty rankingów sprzedaży, doczekała się wielu tłumaczeń, a społeczność fanów z niecierpliwością czekających na każdy kolejny tom serii liczy już setki tysięcy osób? Otóż…wszystko: od konstrukcji pary głównych bohaterów po język, jakim posługuje się autorka. Obdarzony gołębim sercem a prześladowany przez nieamowitego pecha Xie Lian ma w sobie tyle wdzięku, że nie sposób go nie lubić i mu nie kibicować. Zwłaszcza w momentach, gdy daje z siebie wszystko, by pomagać ludziom – nie tylko dla zdobycia zasług i poprawienia swojej pozycji w niebiańskiej hierarchii – jest w tym bowiem szalenie autentyczny i rozbrajający. Jest uosobieniem japońskiej idei kawaii – słodkości, czy też uroczości. Tajemniczy, skryty, emanujący niesamowitą charyzmą Sanlang próbuje przejąć pozycję protagonisty i pewnie wielu czytelników nie jest w stanie określić, którego z bohaterów preferuje – ja nie jestem w stanie, uwielbiam obu w równym stopniu. Razem są niczym yin i yang: jasna i ciemna siła, wzajemnie się uzupełniające i dopełniające. A to nie wszystko, są też przecież dwaj pozostali uczestnicy wyprawy: Fu Yao i Nan Feng. Młodsi urzędnicy wysłani, aby pomóc Xie Lianowi w jego niebezpiecznej misji, gdy ustawicznie się kłócą i rywalizują z Sanlangiem o uwagę Xie Liana, przypominają niesforne szczeniaki – urocze i nadające opowieści lekkości i humoru.
Błogosławieństwo niebios to powieść z nurtu danmei, o którym pisaliśmy TUTAJ, miesza się w niej jednak wiele gatunków i podgatunków literackich. Dominuje fantasty, ale ze sporą domieszką romansu, wuxia, przygodówki, a nawet powieści grozy. Czegóż tu nie ma…bogowie walczą ze wszelkiej maści duchami i potworami, taoistyczne kapłanki parają się magią, a ludzie zamieniają w krwiożercze rośliny. Czwórka bohaterów nie ma czasu się nudzić, a wraz z nimi i czytelnicy. Co więcej, Mo Xiang Tong Xiu nasyciła cykl o pechowym Xie Lianie sporą dawką humoru – momentami wcale nie oczywistego, całość jest więc lekka, łatwa i przyjemna, ale w żadnym razie nie głupia. W dodatku przepięknie wydana – nie trzeba być nastolatkiem zakochanym w stylistyce japońskiej mangi czy chińskiej animacji donghua, by docenić urok okładki i zawartych w środku książki ilustracji.
Błogosławieństwo niebios to podróż, w którą z każdą kolejna stroną czytelnik coraz mocniej się angażuje. A co najważniejsze, jest to podróż długa – do tej pory ukazało się osiem tomów. Drugi w języku polskim ukaże się pod koniec sierpnia. I to jest moment, na który warto czekać, zwłaszcza, że tom pierwszy skończył się niezłym cliffhangerem…
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Czarna Owca
Blanka Katarzyna Dżugaj
