Głosy zza grobu: recenzja książki “Duchy i boginie” Jeon Heyjin (PATRONAT)

Feminizm i demonologia? Takie rzeczy tylko u Jeon Heyjin – czytajcie, bo Duchy i boginie to wyjątkowe połączenie opowieści o duchach, przemocy i patriarchacie.

Dobra wiadomość dla wszystkich, którzy czekali aż na polskim rynku pojawi się wreszcie książka o koreańskiej mitologii: doczekaliście się. I to w wielkim stylu, Duchy i boginie. Kobiety w koreańskich wierzeniach to bowiem książka ze wszech miar fascynująca – nie tylko po prostu wypełniająca lukę rynkową i dostarczającą konkretnej wiedzy, ale także – a może przede wszystkim – zaskakująca i wszechstronna. Jeon Heyjin dokonała bowiem niesamowitego: połączyła frapującą demonologię koreańską z feministyczną analizą sytuacji kobiet w dawnej Korei. Feminizm i demonologia? Takie rzeczy tylko u Jeon Heyjin – czytajcie, bo Duchy i boginie to wyjątkowe połączenie opowieści o duchach, przemocy i patriarchacie. To także nowatorski głos w postkolonialnym dyskursie feministycznym, oddający sprawiedliwość kobietom nie wpasowującym się konfucjański porządek społeczny. 

No dobrze, ale co z tymi duchami? Konfucjanizm, rozpowszechniony również w Korei,  stawiał przed kobietami wiele wymagań, jedno wydaje się jednak nadrzędne: posłuszeństwo. Oczywiście wobec mężczyzn – na każdym etapie życia kobieta musiała być zależna od jakiegoś bliskiego jej mężczyzny: najpierw ojca lub brata – gdy tego pierwszego zabrakło – potem natomiast męża i teścia. I jak każdy patriarchalny system filozoficzny konfucjanizm rozumiał posłuszeństwo między innymi jako milczenie, zwłaszcza o krzywdach doznanych ze strony męskiej części społeczeństwa. A krzywd tych kobiety w dawnej Korei doświadczały niemało, od nierównego traktowania jako członkiń społeczeństwa począwszy, na przemocy seksualnej kończąc. Żyć musiały w ciszy, milcząc na temat doznanego bólu i upokorzenia – dopiero śmierć wyzwalała w nich siłę do przeciwstawienia się konfucjańskim zasadom. W przeciwieństwie do mściwych duchów z innych kultur (nie tylko azjatyckich) nie wymierzały jednak sprawiedliwości same – jako  zdeterminowane  zjawy ukazywały się urzędnikom prosząc ich o pomoc w nagłośnieniu ich krzywdy i ukaraniu jej sprawcy. Zjawy te są bohaterkami opowieści pilgi i yadam – spisywanych na bazie ustnych opowiastek i legend ludowych. A boginie? Droga do osiągnięcia tego statusu również wiodła przez cierpienie: im trudniejsze życie doczesne, im bardziej bolesne doświadczenia, tym większa była szansa na to, by po śmierci kobieta została boginią. 

Książka Jeon Heyjin to spojrzenie na codzienne życie kobiet w dawnej Korei – w dodatku spojrzenie szerokie, obejmujące bowiem przedstawicielki wszystkich warstw społecznych: od zamożnych arystokratek, przez żony lub córki urzędników, do ubogich służących. To także próba uzmysłowienia czytelnikom mechanizmu niszczenia przez patriarchat nie tylko kobiety jako jednostki, ale też więzi między kobietami. Jeon Heyjin przytacza bowiem opowieści o rywalizacji kobiet w ramach jednej rodziny w celu zdobycia lepszej pozycji lub majątku – jest tu sporo historii macoch zabijających pasierbice bądź dziewcząt pozbywających się konkurencji w postaci własnych sióstr. Wszystko po to, by zdobyć przywileje w opresyjnym systemie, stworzonym i zarządzanym przez mężczyzn. A kobieta jako jednostka? Dość powiedzieć, że nawet śmierć ostatecznie nie wyzwalała kobiet spod dominacji mężczyzn – bunt przeciwko konfucjańskim zasadom jest bowiem krótkotrwały, obliczony wyłącznie na czas uzyskania zadośćuczynienia, jego celem było wyłącznie ponowne dopasowanie się do społeczeństwa. Bo kobiety bywają, niestety, najbardziej zagorzałymi strażniczkami patriarchalnych zasad. Choć może nie należy się dziwić, że nawet zjawy zgadzały się z opresyjnym systemem, skoro opowieści pilgi i yadam spisywali mężczyźni… – i to oni de facto byli ich bohaterami. Mimo, że fabuła dotyczyła krzywdy kobiety, centrum narracji zajmował mężczyzna, który im pomagał – celem autorów opowieści nie było pokazanie nieszczęścia kobiety, lecz bohaterstwa urzędnika. Ale jest też druga strona medalu: szamanizm, pokrewieństwo łona – to próby kontestowania obowiązującego porządku społecznego, ominięcia zasad, wyszarpania dla siebie coś z życia. 

Dawno i nieprawda? Niestety, nie do końca. W 2018 roku w rankingu Światowego Forum Ekonomicznego Korea Południowa zajęła 115. miejsce wśród 149 krajów świata pod względem równości płci. ​​Koreańskie społeczeństwo wciąż wymaga, by kobieta zajęła się domem, mężczyzna natomiast zapewnił środki na jego utrzymanie, co przy obecnej trudnej sytuacji ekonomicznej kraju wydaje się gotowym przepisem na katastrofę. Kobiety doświadczają przemocy seksualnej, a jeszcze do niedawna kodeks karny zwalniał z odpowiedzialności za gwałt mężczyznę będącego w tym czasie pod wpływem alkoholu. Wiele ofiar wciąż boi się mówić głośno o doznanej krzywdzie, bojąc się społecznego napiętnowania – wiadomo bowiem, że to kobieta prowokuje swego oprawcę. W Korei Południowej narasta wojna płci, to mężczyźni czują się bowiem skrzywdzeni przez feminizm – za byłym już prezydentem Yoon Suk-yeolem powtarzają, że feminizm odpowiada za niski wskaźnik urodzeń oraz uniemożliwia zdrowe relacje między mężczyznami i kobietami. Historie zawarte w książce Duchy i boginie. Kobiety w koreańskich wierzeniach wciąż zachowują więc aktualność i nie można ich uznać za dawno minioną przeszłość. 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. 

Blanka Katarzyna Dżugaj

Dodaj komentarz