Polityczny chaos w Korei Południowej

Po raz pierwszy od ponad 40 lat w Korei Południowej wprowadzono stan wojenny. Nagła decyzja prezydenta Yoon Suk Yeola zaskoczyła nawet jego współpracowników – część z nich już domaga się jego odejścia z partii, opozycja szykuje wniosek o impeachment. 

Co się wydarzyło? Yoon Suk Yeol najprawdopodobniej chciał wyprzedzić ruch opozycji – w środę Zgromadzenie Narodowe miało głosować nad opozycyjnym wnioskiem o impeachment prezydenta. Aby do tego nie dopuścić Yoon wprowadził stan wojenny zakazujący wszelkiej działalności politycznej. Nie da się ukryć, że Yoonowi z kontrolującą parlament opozycją nie było po drodze – dwa lata jego urzędowania to nieustanne walki o przeforsowanie prezydenckich projektów ustaw. Ostatnie tarcia dotyczyły dwóch kwestii: pierwsza z nich to ustawa budżetowa na 2025 rok, w której główna partia opozycyjna, czyli Demokratyczna Partia Korei, wprowadziła sporo cięć. Dotyczą one m.in. wydatków specjalnych sekretariatu biura prezydenckiego i Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a także funduszy dla prokuratury, państwowej agencji audytowej i policji. Drugą kością niezgody były wezwania ze strony opozycji do przeprowadzenia niezależnych śledztw w sprawie skandalu z udziałem pierwszej damy. W maju tego roku wyciekło nagranie, na którym Kim Keon Hee otrzymuje prezent w postaci luksusowej torebki o wartości ponad 2 tys. dolarów. Opozycja oskarżyła pierwszą damę o korupcję, a policja wszczęła śledztwo. Jesienią okazało się jednak, że prokuratura zamierza oczyścić żonę prezydenta z wszelkich zarzutów. Przeciwnicy polityczni Yoona zaczęli się domagać niezależnego dochodzenia, a słupki poparcia dla prezydenta i jego konserwatywnej Partii Władzy Ludu spadły kolejny raz z rzędu. Według badania Realmeter pozytywna ocena wyników Yoona spadła w listopadzie o 0,7 punktu procentowego do rekordowo niskiego poziomu 25 proc., negatywna ocena wzrosła natomiast o taką samą wartość do 71 procent. W październiku Yoon przepraszał w telewizji, obiecywał, że utworzy biuro nadzorujące obowiązki Pierwszej Damy, prośby o szersze dochodzenie jednak zignorował. Opozycja zaczęła więc działania na rzecz postawienia w stan oskarżenia członków gabinetu prezydenta i kilku wysoko postawionych prokuratorów, za zaniechanie przeprowadzenia dochodzenia w sprawie Kim Keon Hee.

Yoon Suk Yeol z żoną Kim Keon Hee
Fot. Jeon Han (Korean Culture and Information Service)

Wprowadzając stan wojenny Yoon Suk Yeol stał się pierwszym prezydentem Korei Południowej od ponad 40 lat, który zastosował taki środek. Według informacji Ministerstwa Obrony Narodowej sam nie wpadł na ten pomysł – inicjatorem miał być szef tego resortu Kim Yong Hyun. Prezydent nie mógł – rzecz jasna – wprost powiedzieć, że obawia się opozycji. Oskarżył ją więc o sympatyzowanie z Koreą Północną i paraliżowanie działań administracji kraju. Dowódcą sił zbrojnych na czas stanu wojennego mianował generała Park An-soo, dając mu nieograniczone uprawnienia do tworzenia i egzekwowania prawa. Stan wojenny zakazał działalności parlamentu, partii politycznych i związków zawodowych oraz organizowania demonstracji, media przekazał pod kontrolę wojska. Ani politycy ani obywatele nie mieli jednak zamiaru podporządkować się dekretowi prezydenta. Lider opozycji Lee Jae-myung wezwał społeczeństwo do protestu przeciwko niekonstytucyjnej decyzji prezydenta – ogromna demonstracja miała miejsce przed budynkiem parlamentu w Seulu. Co istotne, nawet niektórzy politycy z Partii Władzy Ludu, w tym jej lider Han Dong-hoon, wypowiedzieli się przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. 

Yoon Suk Yeol w dniu zaprzysiężenia

Przed parlamentem doszło do zamieszek, gdy uczestnicy protestu starli się z policją, ale i wewnątrz budynku było gorąco. W niespełna trzy godziny zgromadziła się tam parlamentarna większość mimo że wojsko zamknęło parlament, aby uniemożliwić posłom wejście. Ci jednak byli zdeterminowani i przeskakiwali przez płot, by dostać się do budynku. Doszło do scen, których koreański parlament nie widział od kilku dekad: uzbrojeni żołnierze wchodzący do budynku i politycy próbujący ich powstrzymać gaśnicami. Siły specjalne próbowały szturmować parlament, ostatecznie jednak posłom udało się doprowadzić do głosowania – krótko po  godzinie 1. w  nocy parlament Korei Południowej, w obecności 190 z 300 członków, odrzucił decyzję prezydenta – deklaracja stanu wojennego została uznana za nieważną. Lider opozycji Lee Jae-myung powiedział, że każdy, kto podporządkuje się deklaracji prezydenta złamie prawo. Protestujący pozostali przed parlamentem do późnej nocy – nawet po ogłoszeniu przez przewodniczącego parlamentu anulowania decyzji prezydenta, dochodziło do przepychanek między demonstrantami a policją. Dopiero w środę nad ranem Yoon Suk Yeol ogłosił, że akceptuje decyzję Zgromadzenia Narodowego o zniesieniu stanu wojennego. Nadszedł czas na rozliczenia. 

Yoon Suk Yeol ogłasza wprowadzenie stanu wojennego

Demokratyczna Partia Korei i pięć innych partii opozycyjnych w środę po południu złożyło projekt ustawy o odwołaniu prezydenta. Niewykluczone, że zostanie on poddany pod głosowanie jeszcze w piątek. Rezygnacji prezydenta domagają się także zwykli Koreańczycy, którzy od środowego poranka demonstrowali przed budynkiem parlamentu. Korean Herald podkreśla w tym miejscu, że przez ostatni miesiąc Partia Demokratyczna organizowała wiece w każdą sobotę, chcąc postawić Yoona w stan oskarżenia, jednak nie udało jej się zebrać szerokiego poparcia wśród społeczeństwa. Ale protestują nie tylko mieszkańcy Seulu – w wielu większych miastach m.in. Busan, Daegu, Gwangju, Sejong i Jeju, zorganizowano wiece ze świecami, nawiązując do serii protestów z 2016 roku, które doprowadziły do ​​impeachmentu byłej prezydentki Park Geun-hye. To jednak nie koniec kłopotów prezydenta:  wielu członków jego partii – w tym przewodniczący Han Dong-hoon – domagają się od Yoona odejścia z ugrupowania. Eksperci cytowani w koreańskich mediach nie wykluczają też, że Yoon może zostać oskarżony o zdradę stanu.  

Demonstracja przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego

Czy impeachment ma szansę powodzenia? Wniosek o odwołanie prezydenta wymaga co najmniej 200 głosów z 300-osobowego Zgromadzenia Narodowego, aby mógł zostać  przekazany do Sądu Konstytucyjnego. Jeśli tak się stanie, co najmniej siedmiu z dziewięciu sędziów musi rozpatrzyć sprawę i przeprowadzić rozprawę. Następnie sześciu z dziewięciu sędziów Sądu Konstytucyjnego musi zagłosować za wnioskiem. Sęk w tym, że obecnie Sąd Konstytucyjny liczy tylko sześciu sędziów – Zgromadzenie Narodowe nie wybrało jeszcze bowiem następców sędziów, którzy niedawno odeszli na emeryturę. Według Korea Herald Partia Demokratyczna planuje zwrócić się do premiera, który pełniłby obowiązki głowy państwa, gdy uprawnienia prezydenta zostaną zawieszone, o pomoc w mianowaniu pozostałych trzech sędziów. Najłatwiej byłoby, gdyby Yoon sam ustąpił, do czego nawołuje opozycja. Prezydent ustępować jednak nie zamierza. Broni też swojej decyzji, twierdząc, że wprowadził stan wojenny zgodnie z prawem, a jego celem było wyłącznie zapobieżenie “nieodpowiedzialnemu użyciu instytucji impeachmentu przez Demokratyczną Partię Korei”. Ma też “plecy” – zanim został prezydentem pracował jako prokurator, ma więc znajomości w środowisku, które dysponuje większą realną władzą niż minister sprawiedliwości. 

Demonstracja przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego

Urzędujący prezydent nie będzie jedyną osobą, która może ponieść konsekwencje. Wszyscy członkowie gabinetu i współpracownicy prezydenta Yoon Suk Yeola zadeklarowali gotowość ustąpienia ze stanowisk. Opozycja zamierza też oskarżyć ministra obrony narodowej Kim Yong Hyuna o zdradę stanu. On sam natomiast stanął na wysokości zadania: zapewnił, że wszyscy żołnierze zmobilizowani w czasie obowiązywania stanu wojennego, działali pod jego kierownictwem i że tylko on ponosi wyłączną odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzyło. Przeprosił też społeczeństwo za kilkugodzinny chaos. Prezes Sądu Najwyższego zapowiada zbadanie legalności ogłoszenia stanu wojennego. 

Stan wojenny w Korei Południowej był niezwykle krótki, ale jednak był. Pozostało po nim pytanie: czy tych kilka godzin może zaszkodzić Korei? Bez wątpienia kraj czeka kilka lub kilkanaście tygodni politycznego zawirowania, trudno jednak ocenić jak wpłynie ono na gospodarkę. Jak na razie koreański rynek finansowy doświadczył mniej dotkliwych niż oczekiwano skutków stanu wojennego – nie zanotowano istotnych spadków indeksów walutowych i giełdowych. Kapitał zagraniczny przygląda się uważnie sytuacji, ale jak dotąd nie podejmuje gorączkowych ruchów – większość firm ograniczyła się do zalecenia pracownikom w Korei pracę zdalną oraz wysyłania zapytań do analityków o wpływ zamieszek politycznych na rating kredytowy Korei. Na razie spodziewamy się ograniczonych skutków dla gospodarki i rynków finansowych, ponieważ Bank Korei i Ministerstwo Gospodarki i Finansów uspokoiły inwestorów szybkimi działaniami – pisze Koran Times cytując Yoela Sano, szefa Global Political and Security Risk w BMI, jednostce Fitch Group.

Policja przed budynkiem parlamentu w Seulu

A co z areną międzynarodową? Koreańskie media interesują się przede wszystkim relacjami z kluczowym obecnie sojusznikiem Seulu, czyli Waszyngtonem. Internetowy dziennik Korean Times pisze, że ostatnie wydarzenia w Seulu mogą stworzyć niekomfortową sytuację dla administracji Bidena, która od dawna uważa Koreę Południową za „mistrza demokracji”. Na razie jednak nic nie wskazuje na to, by sojusz – wzmocniony od czasu inauguracji Yoon Suk Yeola – amerykańsko-koreański miał się rozpaść. Przynajmniej przez następnych kilka tygodni, dopóki w fotelu prezydenta USA wciąż zasiada Joe Biden. Ale wydarzeniom w Korei Południowej uważnie przygląda się także inny sojusznik – znacznie nowszy i trudniejszy, czyli Japonia. W styczniu w Seulu ma gościć premier Shigeru Ishiba – po raz pierwszy jako szef japońskiego rządu. Na razie jednak nie ma ze strony Tokio głosu o odwołaniu tej wizyty. 

To, że Yoon Suk Yeol ogłosił stan wojenny bez konsultacji ze swoimi doradcami, wskazuje na jego polityczną izolację – twierdzą koreańscy eksperci. Wszystko wskazuje na to, że po karkołomnej decyzji o stanie wojennym izolacja ta będzie się jeszcze bardziej pogłębiać, a prezydent Korei Południowej będzie miał przeciwko sobie nie tylko opozycję, ale i własny obóz polityczny. To niezbyt dobry prognostyk, zwłaszcza w okresie politycznej niepewności związany ze zbliżającą się inauguracją drugiej prezydentury Donalda Trumpa. 

Blanka Katarzyna Dżugaj

Dodaj komentarz