Lekki, łatwy i przyjemny serial na dwa jesienne wieczory. Ale uwaga! Podchodzenie do Podkręćmy naszą miłość jak do zwykłej koreańskiej dramy grozi srogim rozczarowaniem, produkcja ta jest bowiem jednym wielkim oczkiem puszczonym do widza.
Nam Ja-yeon (Han Ji-hyun) to autorka niezwykle popularnej internetowej powieści erotycznej pt. Podkręćmy naszą miłość. I jak każda autorka popularnego produktu dziewczyna dorobiła się hejtera – jest nim Gyu-hyun (Lee Sang-yi), aresztowany za pisanie złośliwych komentarzy na temat rozdziałów jej powieści. Nam Ja-yeon jest tak zmęczona walką z hejterem, że w pewnym momencie życzy mu śmierci. Wydaje się, że życzenie to zrealizuje się natychmiast, pochłonięty zbieraniem rozrzuconych przez dziewczynę listów z przeprosinami Gyu-hyun wchodzi bowiem prosto pod koła autobusu. Nam Ja-yeon mdleje i budzi się dopiero w szpitalu – tyle, że nie jako Nam Ja-yeon, a bohaterka swojej powieści: dietetyczka Seo Yeon-seo. To jednak dopiero początek jej kłopotów, ukochany dziewczyny, bogaty biznesmen Kang Ha-jun ma bowiem twarz…Gyu-hyuna.

Dopiero co Amazon Prime Video pokazał ostatni odcinek dramy Bez zysku, bez miłości, a już dostępny jest jej spin-off. Co ciekawe, znacznie krótszy, bo składający się zaledwie z dwóch odcinków, co może rozczarować fanów głównego serialu, ale w pełni zadowolić krytyków. Scenariusz został tak napisany, by w niespełna 100 minutach wyczerpać temat – kolejne odcinki byłyby niepotrzebnym wyciskaniem fabularnej cytryny. Widać też, że jego autorzy dobrze wszystko przemyśleli – historia Kang Ha-juna i Nam Ja-yeon, którzy awansowali na głównych bohaterów, jest tyleż inteligentna, co przewrotna. I tu ważna uwaga: podchodzenie do serialu Podkręćmy naszą miłość jak do zwykłej koreańskiej dramy grozi srogim rozczarowaniem, produkcja ta jest bowiem jednym wielkim oczkiem puszczonym do widza. Jest to bowiem koreańska drama, która nabija się z…koreańskich dram, choć trzeba przyznać, że w jeszcze większym stopniu obrywa się niezwykle – niestety – popularnym ostatnio internetowym powieściom erotycznym, jak się to szumnie nazywa, choć bardziej adekwatnym określeniem byłoby “tandentne romansidła”. Twórcy Podkręćmy naszą miłość wyszydzają podstawowe części składowe obu tych produkcji: stereotypowych ról płciowych, sztampowej fabuły sprowadzającej się zazwyczaj do love-hate relation, czyli główna bohaterka zawsze zakochuje się w głównym bohaterze, bez względu na to, jak bardzo nie lubi go na początku, oraz tandetnie opisanych scen erotycznych. Trzeba przyznać, że robią to inteligentnie i dowcipnie, wykorzystując te same schematy, co twórcy Bez zysku, bez miłości, tyle że nie na poważnie. Co nie oznacza, niestety, że scenariusz nie ma wad.

Napisałam wcześniej, że dwa odcinki w zupełności wystarczą, faktem jest jednak, że oba mogłyby być nieco dłuższe. Zwłaszcza drugi, finał wydaje się bowiem nieco zbyt pospieszny i najmniej dopracowany w całym, niezłym przecież scenariuszu, fajnie wygrywającym luki w fabule Bez zysku, bez miłości. Z drugiej strony, widać niestety, że w drugim odcinku scenarzystom zaczyna brakować werwy – serial coraz bardziej traci pazur i przypomina zwykłą koreańską dramę. Między parą głównych bohaterów jest ewidentna ekranowa chemia – widać, że dobrze czują się w swoim towarzystwie a praca na planie to dla nich niezła zabawa. Aż szkoda, że scenarzyści nie wykorzystali jej do…podkręcenia tej miłości. Serial nie ma bowiem w sobie nawet odrobiny zapowiadanej przez twórców pikanterii – spokojnie można go oglądać z babcią. To produkcja lekka, łatwa i przyjemna, a przy tym niegłupia – w sam raz na dwa jesienne wieczory.
Blanka Katarzyna Dżugaj
