Opowieść o kobiecym głodzie, którego boją się mężczyźni, odmienności i osiąganiu nieśmiertelności poprzez sztukę – Dziennik mojego głodu można odczytywać na wiele sposobów. Niezależnie, którą interpretację wybierzemy, zawsze będzie to jednak frapująca, dająca do myślenia lektura.
Lydia próbuje zacząć nowy etap w życiu. Wyprowadziła się od toksycznej matki, rozpoczyna staż w prestiżowej galerii sztuki, wynajęła własną pracownię. Poznaje nowych ludzi, z którymi łączy ją pasja do sztuki, choć nawiązywanie znajomości idzie jej ciężko i jest obarczone ryzykiem. Lydia nie jest bowiem zwykłą dziewczyną, lecz wampirzycą.
Piękna i bestia, a może…piękna bestia? Lydia funkcjonuje w dwóch światach, do żadnego nie przynależy jednak w pełni. Niestrudzenie walczy, by jej natura człowieka wzięła górę nad naturą bestii, desperacko poszukuje w sobie dziedzictwa ludzkiego ojca i boryka się z wpojonym przez matkę poczuciem obrzydzenia wobec samej siebie. Pragnie bliskości, marzy o przemijalności i osiąganiu nieśmiertelności wyłącznie poprzez sztukę. Chce być normalna, wtopić się w tłum, przestać się wyróżniać – bo choć wampirzych kłów na co dzień nie widać, Lydia odznacza się także na innym polu. Żyje, choć w przypadku wampira to niezbyt dobre słowo, z przeświadczeniem, że zawsze będzie Inna. Obca we własnym kraju, mieście, domu.

Dziennik mojego głodu to powieść, którą można odczytywać na co najmniej trzy sposoby. Najbardziej oczywisty z nich to historia młodej wampirzycy, próbującej bezpiecznie funkcjonować we współczesnym świecie i borykającej się z samotnością wynikającą z jej demonicznej natury. Już ta warstwa fabularna wystarczyłaby, aby Dziennik mojego głodu uznać za frapującą lekturę: jest to bowiem powieść świetnie napisana, z doskonale wykreowanymi postaciami i bardzo dobrze poprowadzoną narracją. Gdy do klasycznej opowieści o konflikcie wampirzego instynktu zabijania z ludzką moralnością dodamy jednak kolejną płaszczyznę, dostajemy do rąk opowieść o odmienności w szerokim kontekście, niestety – przerażająco wręcz aktualną we współczesnym świecie. Japoniec, żółtek, skośnooka – wyzwiska te były codziennością Lydii od najwcześniejszego dzieciństwa. W żyłach dziewczyny płynie bowiem krew różnych ras: jej ojciec był Japończykiem, matka pół Malajką, pół Angielką. I choć urodziła się i wychowała w Wielkiej Brytanii, nie jest traktowana jak Brytyjka – jest Inną, funkcjonującą poza białym, anglosaskim społeczeństwem.
Jako azjatycka wampirzyca Lydia jest więc Obca podwójnie, a to rodzi w niej poczucie odrzucenia. Co istotne jednak, odczuwanej samotności dziewczyna nie zamienia w agresję wobec dyskryminujących ją ludzi, lecz w autoagresję. Im mocniej jest odpychana, tym bardziej pragnie być człowiekiem – nawet kosztem własnego dyskomfortu. W postaci młodej wampirzycy odnajdzie się każdy czytelnik, który kiedykolwiek doświadczył odrzucenia ze względu na swoją rasę, płeć, religię, czy narodowość. Jest w tej płaszczyźnie intrygujące odniesienie do historii: matkę Lydii wampirzycą uczynił Brytyjczyk – przedstawiciel państwa kolonizującego jej ojczyznę. W pewnym sensie Claire Kohda wpisała więc swoją powieść w nabierający mocy nurt literatury rozliczeniowej w duchu postkolonializmu.
Lydia ma jednak coś, czego ludzie pożądają, niekiedy wręcz desperacko – i tu dochodzimy do trzeciej płaszczyzny interpretacyjnej powieści. Dziewczyna jest bowiem nieśmiertelna – choć kilkukrotnie próbowała różnych metod odebrania sobie życia, czemu z ironią przypatrywała się jej matka, nie jest w stanie umrzeć. Zatrzymała się w biologicznym rozwoju na wieku osiemnastu lat – będzie młoda, gdy ludzie wokół niej się zestarzeją. Będzie żyła, gdy oni umrą. Lydia ma plan, jak ukryć swoją nieśmiertelność przed ludźmi, będąc jednocześnie uznaną artystką i właścicielką słynnej galerii sztuki – dobry plan, który niestety, zakłada jej całkowitą samotność, funkcjonowanie wśród ludzi, ale z dala od nich. Paradoks? Nie w przypadku wampirzycy, która niczego tak bardzo nie pragnie, jak żyć normalnie. Tymczasem znaczna część ludzi niczego tak nie pragnie jak życia wiecznego, a jako że wciąż nie wynaleziono eliksiru nieśmiertelności mogą to osiągnąć wyłącznie poprzez sztukę. To w namalowanych przez siebie obrazach Anju chce przetrwać w ludzkiej pamięci – umrzeć może jej ciało, ale nie pamięć ludzkości o niej samej.
I wreszcie na koniec “głód” – słowo klucz w interpretacji powieści Claire Kohdy. Lydia jest bowiem permanentnie głodna – na poziomie fizycznym w dużej mierze na własne życzenie. Gdyby była człowiekiem powiedzielibyśmy, że cierpi na zaburzenia odżywiania, czerpie bowiem niemal perwersyjną przyjemność z doprowadzania się do stanu wygłodzenia i wycieńczenia, jednocześnie z zamiłowaniem oglądając internetowe filmiki o jedzeniu i gotowaniu. Lydii doskwiera jednak również głód psychiczny: jest głodna sukcesu artystycznego, miłości i przyjaźni. Nie tylko ona zresztą, co już na wstępie sygnalizuje oryginalny tytuł powieści Woman, Eating. Mamy bowiem także głodną sukcesu Anju, której aspiracje zawodowe przytłaczają jej partnera, Bena. Mamy Marię, Shakti, Utte – głodne kobiety, których od wieków tak bardzo obawiają się mężczyźni, z tego strachu chętnie przypisując im demoniczne cechy: czarownicy, diablicy, strzygi, wampirzycy. Przewrotna, i jakże przy tym fascynująca jest wyobraźnia Claire Kohdy, a że wyobraźni tej towarzyszy świetne pióro Dziennik mojego głodu staje się doskonałą propozycją dla wszystkich miłośników klasycznej wampirzej literatury w stylu Anne Rice.
Blanka Katarzyna Dżugaj
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Yumeka.
