Świat patrzy na Gazę, i dobrze, choć niewiele z owego patrzenia wynika. Tyle, że oczy zwrócić powinien też na Zachodni Brzeg, gdzie nakręca się spirala przemocy, mogąca zmienić tę część Autonomii Palestyńskiej w drugą Strefę Gazy. Cierpią najsłabsi: cywile.
Na początek wyjaśnijmy różnicę między Strefą Gazy a Zachodnim Brzegiem. Oba te palestyńskie terytoria, na których dziś mieszka ponad 5 mln ludzi, były częścią Mandatu Palestyny, przy czym po dekolonizacji Strefa Gazy znalazła się pod kontrolą Egiptu, a Zachodni Brzeg – Jordanii. Strefa Gazy to 360 km kw. ziemi położonej wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, od południa graniczącej z Egiptem i Izraelem. Zachodni Brzeg jest większy, liczy bowiem ok. 6 tys. km kw. Obszar ten rozciąga się wzdłuż wschodniej granicy Izraela i zachodnich brzegów rzeki Jordan oraz znacznej części Morza Martwego. W 1967 roku na Bliskim Wschodzie wybuchła tzw. Wojna Sześciodniowa, w wyniku której Izrael przejął kontrolę zarówno nad Strefą Gazy, jak i Zachodnim Brzegiem. W 1993 roku na mocy Porozumień z Oslo na terenach tych utworzono Autonomię Palestyńską, od tamtej pory podzieloną na trzy strefy: A – znajdującą się pod kontrolą Palestyńczyków i obejmującą Strefę Gazy (przynajmniej w teorii) oraz większe miasta na Zachodnim Brzegu, B – w której funkcjonują arabskie osiedla pod wojskową kontrolą Izraela, oraz C – którą tworzą żydowskie osiedla i miejsca o znaczeniu strategicznym np. Dolina Jordanu.

Fot. Dennis Jarvis
Od wielu lat Izrael rozwija w strefie C żydowskie osadnictwo – obecnie zamieszkuje ją ponad 400 tys. Izraelczyków. Osiedla te, oddzielone od wsi i miejscowości arabskich murami i pasami dróg, przez społeczność międzynarodową uznawane są za nielegalne – co ciekawe, część z nich jest nielegalna także w świetle prawa izraelskiego. W lipcu tego roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że Izrael nadużył swojego statusu okupanta, prowadząc politykę aneksji, budowy osiedli i naruszając prawa Palestyńczyków, a także że żydowskie osadnictwo na terenach palestyńskich jest nielegalne i musi zostać jak najszybciej zakończone. Tel Awiw orzeczenie zignorował, twierdząc że Izrael nie może być okupantem na własnym terenie. Od dawna broni się, zresztą, argumentem, że na Zachodnim Brzegu nie było niepodległego państwa, żydowskie osiedla nie naruszają więc żadnych praw międzynarodowych.

Po podpisaniu Porozumień z Oslo tempo osadnictwa nieco zwolniło, rząd Benjamina Netanjahu, tuż po objęciu władzy, zapowiedział jednak ostrzejszy kurs wobec Palestyńczyków i zaczął legalizować osiedla uznane za niezgodne z prawem przez poprzednie gabinety. Zapowiedział też powstanie kolejnych osiedli – zgodnie z tym, w czerwcu tego roku Tel Awiw ogłosił, że położony na okupowanym Zachodnim Brzegu teren w Dolinie Jordanu na północny wschód od Ramallah, o łącznej o powierzchni 12,7 km kw, to ziemia należąca do państwa, a więc może być przeznaczona na żydowskie osadnictwo.

Zamieszkujący te tereny Palestyńczycy oskarżają żydowskich osadników o ograniczanie im dostępu do wody i plonów, utrudnianie swobodnego (na ile swobodne może być w ogóle poruszanie się po terenach okupowanych przez Izrael) oraz przemoc fizyczną, m.in. rzucanie w nich kamieniami i pobicia. Według organizacji Armed Conflict Location & Event Data osadnicy podpalają domy i samochody Palestyńczyków, niszczą należące do nich sady oliwne, płoszą zwierzęta gospodarskie, dewastują punkty medyczne i konstrukcje sanitarne, takie jak studnie czy latryny. Osiedla są również często dotowane przez rząd Izraela, który zapewnia im lepszą infrastrukturę, drogi, wodę i szkoły w ich osiedlach niż to, co rząd zapewnia palestyńskim wioskom. Napięta sytuacja sprawia, że ograniczony jest dostęp do podstawowych usług. Według danych ONZ jeszcze w 2023 roku 622 tys. Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu potrzebowało pomocy w dostępie do służby zdrowia. W ostatnich miesiącach problem tylko narasta, tym bardziej, że osadników bronią rozmieszczone na Zachodnim Brzegu oddziały izraelskiego wojska.
Brak dostępu do służby zdrowia to realne zagrożenie dla zdrowia i życia. W ciągu ostatnich 10 miesięcy punkty medyczne na Zachodnim Brzegu były atakowane ponad 500 razy. Słyszymy od lekarzy, że po regularnie przeprowadzanych atakach, takich jak choćby na obóz uchodźczy w Dżeninie, ludzie boją się wyjść do punktu medycznego po niezbędną pomoc. Nikt nie chce zostać trafiony przez snajpera. Nie ulega wątpliwości, że życie palestyńskich cywilów na Zachodnim Brzegu nie jest należycie chronione przez okupacyjne władze – zaznacza Małgorzata Olasińska-Chart, dyrektor programu pomocy humanitarnej z Polskiej Misji Medycznej.
Eksperci z Polskiej Misji Medycznej akcentują jeszcze jeden problem: potrzebujący specjalistycznych terapii pacjenci coraz rzadziej dostają pozwolenie na leczenie w izraelskich placówkach lub we Wschodniej Jerozolimie. Ale życie mieszkańców Zachodniego Brzegu jest zagrożone także w bezpośredni sposób. Od początku wojny 660 Palestyńczyków zginęło w atakach przeprowadzanych nie tylko ze strony izraelskich władz, ale również osadników izraelskich na miejscu. Dochodzi również do masowych aresztowań: szacuje się, że od 7 października było ich ponad 10 tys., wśród nich kilkaset dzieci. Po drugiej stronie jest 14 ofiar, w tym dziewięciu izraelskich żołnierzy.

Jak nietrudno się domyślić sytuacja na Zachodnim Brzegu stanowi ogromną przeszkodę w toczących się od kilkunastu tygodni rozmowach w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy. Tym bardziej, że przemoc ze strony osadników zwiększyła się od 7 października 2023 – do tego stopnia, że od lutego tego roku Waszyngton nakłada szereg sankcji na izraelskie organizacje i osoby fizyczne za naruszenia praw człowieka na Zachodnim Brzegu. Na przestrzeni ostatnich miesięcy w jego ślady poszły m.in. Unia Europejska i Wielka Brytania. Po każdym “incydencie” Benjamin Netanjahu zapowiada schwytanie i surowe ukaranie sprawców, rzadko jednak zapowiedzi te realizuje. Na Zachodnim Brzegu rośnie więc opór wobec okupanta, uaktywniają się organizacje terrorystyczne, a to budzi obawy o eskalację już i tak napiętej sytuacji. Niektórzy Palestyńczycy próbują samodzielnie walczyć z agresywnie nastawionymi osadnikami, dochodzi do samosądów, powstają kolejne antyizraelskie bojówki. Spirala przemocy się nakręca.

Fot. Dennis Jarvis
Od końca lipca, gdy w Bejrucie zginął Fuad Szukr – drugi pod względem ważności dowódca Hezbollahu, świat obawia się otwarcia drugiego frontu wojny na Bliskim Wschodzie, czyli na pograniczu izraelsko-libańskim. Tymczasem wiele wskazuje, że front ten Tel Awiw zamierza otworzyć raczej (a może także?) na Zachodnim Brzegu. W ubiegłym tygodniu izraelskie wojsko rozpoczęło największy i najbardziej śmiercionośny atak na tym terenie: zginęło co najmniej 16 osób, wiele zostało rannych. Siły powietrzne i lądowe zaatakowały Tulkarm na północnym zachodzie, Dżenin na północnej granicy terytorium i obóz dla uchodźców Far’a na wschodzie. W nalotach uczestniczyły również Shin Bet, izraelska służba bezpieczeństwa powiązana z krajowymi grupami wywiadowczymi, oraz Izraelska Policja Graniczna. Tel Awiw twierdzi, że celem operacji było rozbicie ugrupowań terrorystycznych, głównie Hamasu i Islamskiego Dżihadu, wśród ofiar – jak zwykle – są jednak także cywile. Żołnierze zablokowali i zniszczyli drogi, odcięli dopływ prądy i wody, wyłączyli sieci komórkowe i internetowe, a według świadków blokowali także wejścia do szpitali – temu ostatniemu Izrael stanowczo zaprzecza.

To już szósta tak duża operacja izraelska na Zachodnim Brzegu. I raczej nie ostatnia. Media zainteresowane regionem (nie tylko arabskie) coraz głośniej mówią, że Zachodni Brzeg może się wkrótce stać drugą Strefą Gazy.
Blanka Katarzyna Dżugaj
