W dobie, gdy młode Koreanki usiłują wyjść z patriarchalnych, wciąż żywych w ich ojczyźnie schematów płciowych, Agent do spraw domowych dosłownie pluje im w twarz. Film nie sprawdza się ponadto ani jako komedia ani jako thriller.
Park Kang-moo (Hwang Jung-min) odbiega od stereotypu koreańskiego mężczyzny. Zamiast robić karierę w korporacji, zajmuje się domem: sprząta, gotuje, przygotowuje imprezy dla kolegów z pracy swojej żony. Wszystko po to, by Kang Mi-seon (Yum Jung-ah) po pracy mogła się zrelaksować i odpocząć. A relaks jest jej bardzo potrzebny, kobieta pracuje bowiem jako detektyw w policji, w dodatku daje z siebie 200 procent. Ich spokojne, choć mało interesujące życie małżeńskie wali się w gruzy, gdy Kang-moo przypadkowo spotyka dawną koleżankę po fachu z czasów, gdy mężczyzna był…tajnym agentem.

Macie wrażenie, że czytacie opis filmu Pan i pani Smith, tylko nazwiska wam się nie zgadzają? To macie dobre wrażenie – Agent do zadań domowych jest bowiem koreańską wersją hollywoodzkiego hitu i wcale tego nie ukrywa. A jaka to wersja? Niestety, raczej nieudana – film Lee Myung-hoona nie zdaje egzaminu ani jako komedia, ani jako film policyjny, ani tym bardziej jako thriller, a tak jest przecież reklamowany. Co więcej, w dobie, gdy młode Koreanki usiłują wyjść z patriarchalnych, wciąż żywych w ich ojczyźnie schematów płciowych, Agent do spraw domowych dosłownie pluje im w twarz. To nieudolna parodia podziałów płciowych w rodzinie, bazująca na wyświechtanych stereotypach typu zniewieściały pan domu, kobieta-twardzielka utrzymująca rodzinę. Boli oglądanie kobiety, która patrzy na mężczyznę przychylnym okiem nie w momencie, gdy dba o jej dobre samopoczucie na co dzień, lecz dopiero w chwili, gdy rozwala z kałacha połowę batalionu. Boli też słuchanie szowinistycznych dowcipów na temat tego, kto powinien w małżeństwie zajmować się domem – nie, nie jest to mężczyzna. Wszystkie te nieśmieszne żarty utrwalają patriarchalne normy, których konsekwencją jest niski status kobiet w społeczeństwie.

Z warstwą sensacyjną filmu jest równie słabo. Jeśli ktoś lubi utarte schematy, może się o obejrzenie Agenta do zadań domowych pokusić, pozostali powinni trzymać się od tego filmu z daleka. Fabule brak choćby pozoru oryginalności, scenariusz jest tak przewidywalny jak to, że polska zima zaskoczy kierowców, zwroty akcji nieliczne i średnio zaskakujące, a klimat nudny i mało mroczny jak na film, który twórcy określają mianem thrillera. W całej historii sporo jest dziur i nielogiczności, kilka rzeczy pozostaje niewyjaśnionych – i bynajmniej nie dlatego, że scenarzysta pozostawił je wyobraźni widza, raczej to jemu wyobraźni zabrakło. Cały scenariusz przypomina raczej kolaż sklecony ze słabo pasujących do siebie elementów z różnych filmów niż spójną, przemyślaną całość. Owszem, na ekranie się dzieje, momentami nawet dużo, tyle że wszystko to już widzieliśmy, a strzelaniny i pościgi też powinny mieć choćby pozory sensu. Aktorzy pewnie daliby radę, niestety – reżyser nie potrafił odpowiednio ich pokierować, w efekcie czego widz dostaje mało strawny pokaz głupawych min i nietrafionych żartów sytuacyjnych. Celuje w tym zwłaszcza Yum Jung-ah – a szkoda, bo to raczej utalentowana aktorka. Szkoda, zresztą, podwójna, między filmowym małżeństwem jest bowiem ewidentna chemia – w lepszych warunkach mogliby stworzyć ekranową parę na miarę Brada Piita i Angeliny Jolie.

Kino koreańskie przyzwyczaiło widzów do wysokiego poziomu nawet w blockbusterach. Thrillery i kryminały, które wyszły spod ręki koreańskich filmowców, gwarantują jakość od castingu, przez scenariusz, aż po napisy końcowe. Agent do spraw domowych jest niechlubnym wyjątkiem – absolutnie nie potwierdzającym reguły.
Blanka Katarzyna Dżugaj
