Wielka mała powieść, o fundamentalnych ludzkich emocjach mówiąca w zachwycający literacko sposób.
11-letnia Gopii i jej dwie starsze siostry właśnie straciły matkę. Rodzina chce rozdzielić dziewczęta, by ulżyć ich ojcu, a jednocześnie zapewnić im należyte wychowanie. By utrzymać rodzinę w całości ojciec dziewcząt zaczyna intensyfikować ich treningi squasha – to, co do tej pory było okazyjną rozrywką, staje się spoiwem ich relacji, a dla Gopi szansą na karierę sportową, choćby amatorską. Dziewczyna wykazuje bowiem taki talent, że ojciec zgłasza ją do lokalnego turnieju. Na drodze Gopi do realizacji marzeń i ambicji staje jednak konserwatywna ciotka Ranjan.
Jak ja nie cierpię truizmów i utartych określeń. Ale choć nie chcę, to muszę jednego z nich użyć, o Western Lane nie da się bowiem powiedzieć inaczej niż “wielka mała powieść”. Mała, bo licząca zaledwie 160 stron, wielka, bo o fundamentalnych ludzkich emocjach mówiąca w zachwycający literacko sposób. A jakie to emocje? Nieprzepracowana żałoba, żal, poczucie odrzucenia, potrzeba zwyciężania i ból porażki. A także smutek. Western Lane to powieść przepełniona smutkiem, który sączy się z kart książki wprost do serca czytelnika. Nie jest to jednak emocja przytłaczająca, odbierająca radość z codzienności – raczej skłaniająca do refleksji nad życiem, ucząca radzenia sobie z mniejszymi lub większymi przeciwnościami. Do tego wszystkiego dochodzi kwestia funkcjonowania mniejszości indyjskiej i pakistańskiej w zachodnim świecie, animozji między tymi dwoma narodami i emancypacyjnej sile sportu. To właśnie gra w squasha sprawiła bowiem,. że Pakistan i Indie zyskały międzynarodowe uznanie, a nawet podziw, wychodząc poza ramy krajów trzeciego świata. Ale też sport staje się szansą na emancypację dla kobiet, w patriarchalnych społeczeństwach Azji Południowej zazwyczaj spychanych do czterech ścian rodzinnego lub mężowskiego domu.

Western Lane z jednej strony może być czytana jako uniwersalna opowieść o ponadczasowych, przekraczających granice państw i kultur ludzkich emocjach, z drugiej jednak stanowi intrygujące, wnikliwe spojrzenie na tożsamościowe problemy indyjskiej diaspory w Zjednoczonym Królestwie. Problemy skupiające się wokół kobiet – głównie starszych – i ich roli strażniczek tradycyjnych, wywodzących się z ojczyzny przodków wartości. To kobiety dbają, by młode pokolenia pamiętały o tradycjach rodzinnych domów, nawet jeśli domy te pozostały tysiące kilometrów za nimi. W ten sposób stają się najbardziej zagorzałymi i brutalnymi strażniczkami więzienia, jakie dla południowoazjatyckich kobiet zbudowała patriarchalna tradycja.
Sporo tego jak na tak niewielką objętościowo powieść, Chetna Maroo jest jednak niezwykle utalentowaną pisarką, sprawnie trzymającą w ryzach fabułę i nie pozwalającą, by wielość wątków przeobraziła się w nadmiar. Brytyjka indyjskiego pochodzenia umiejętnie prowadzi narrację, nie pozwala sobie na niepotrzebne dygresje czy zbędne komentarze. Dzięki temu Western Lane jest krystalicznie przejrzysta, a jednocześnie głęboko poruszająca – pozorny chłód narracji Chetna Maroo rekompensuje bowiem wolną od taniej ckliwości czułością, o najtrudniejszych ludzkich emocjach opowiadając z lekkim dystansem, a jednocześnie z niezwykłym wręcz ciepłem i zrozumieniem. Posiada też doskonałe pióro – w Western Lane nie ma ani jednego niepotrzebnego zdania, ba! – przecinka nawet. Doskonała proza pod każdym względem – oby więcej takich powieści na polskim rynku.
Blanka Katarzyna Dżugaj
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Cyranka.
