Kobieta na wojennej ścieżce z patriarchalną tradycją. Niby historia dobrze kinomanom znana, a jednak świeża i zapadająca w pamięć. Wyjątkowa głównie dzięki postaci Banel – niejednoznacznej i mrocznej, a przez to fascynującej.
Banel (Khady Mane) to młoda kobieta z senegalskiej wsi, która wcześnie została wdową. Zgodnie z wymogami tradycji poślubia ją młodszy brat zmarłego, Adama (Mamadou Diallo). To szczęście w nieszczęściu, Banel i Adama od dawna łączy bowiem miłość. Kobieta marzy o zamieszkaniu z Adamą w domu na wydmach, z dala od rodzinnej wioski. Każdą wolną od pracy chwilę małżonkowie poświęcają na odkopanie opuszczonych domostw z piasku. Tradycja ponownie wkracza jednak w ich życie – Adama powinien bowiem objąć po zmarłym bracie pozycję wodza wioski. Kiedy odmawia przyjęcia tej roli, a wieś nawiedza susza, lokalna społeczność obciąża Adamę winą za gniew Boga i zwiększa presję, by stanął na jej czele jako przywódca, wypełniający tym samym narzucone mu przez niebiosa przeznaczenie.

Czego patriarchat oczekuje od kobiety? Uległości, pokory, stawiania innych na pierwszym miejscu, zapominania o własnych marzeniach i potrzebach. Banel wszystkie te oczekiwania kwestionuje – jest egoistką w najlepszym tego słowa znaczeniu. Młoda kobieta ma jasną wizję swojej przyszłości – całkowicie odmienną od tej forsowanej przez teściową – i konsekwentnie dąży do jej realizacji. Jest buntowniczką, która za własną niezależność zapłaci cenę największą z możliwych. Ciekawe, ale…już to widzieliśmy? Absolutnie nie. Ramata-Toulaye Sy, reżyserka i scenarzystka niczego odbiorcom nie ułatwia: tworzy bohaterkę trudną, pogubioną, skomplikowaną. Banel nie jest bowiem po prostu zadziorną, pewną swego kobietą – posiada mroczną stronę, objawiającą się skłonnością do przemocy. Gdy zabija ptaki i jaszczurki z procy, nie po to, by zjeść je w czasie spowodowanego suszą głodu, lecz z potrzeby wyładowania furii, a może i czystej przyjemności zabijania, nawet najbardziej przychylny jej widz musi poczuć dyskomfort. Gdy Banel wypowiada tajemnicze słowa o tym, czego się dopuściła, by być z Adamą, odbiorca nie może być pewien, że mąż kobiety zmarł śmiercią naturalną. A jednak kibicuje jej – kobiecie walczącej o swoje marzenia wbrew wszystkim i wszystkiemu, niepokonaną do momentu, gdy na jej drodze stają przeciwnicy znacznie potężniejsi: patriarchalna tradycja i przyroda. Khady Mane jest w tej roli doskonała – tworzy kreację niezwykle wręcz wiarygodną, na długo zapadającą w pamięć, sprawiającą, że utarte schematy na temat kobiecej natury tracą rację bytu.

Przesłanie pełnometrażowego debiutu fabularnego Ramaty-Toulaye Sy nie ogranicza się jednak do oczywistej obrony feminizmu. Reżyserka idzie o krok dalej, pokazując, że patriarchat to system destrukcyjny dla obu płci. Banel i Adama funkcjonują w środowisku, w którym od setek lat role płciowe są jasno określone, a życiem jej członków rządzi tradycja. Owa tradycja nakazuje Adamie objąć stanowisko wodza, mimo że mężczyzna nie dość, że do tego się nie garnie, to jeszcze ewidentnie nie czuje do tego powołania. Rzekoma powinność społeczna krok po kroku niszczy niezwykłą więź między małżonkami, prowadząc do nieuniknionej tragedii. A może wszystko to nieprawda? Może to społeczność ma rację obstając przy stałości tradycji i wyższości zbiorowych potrzeb nad zaborczą, momentami przerażającą swoją intensywnością miłością Banel? Ramata-Toulaye Sy nie daje łatwych odpowiedzi, interpretację wydarzeń we wsi Banel i Adamy pozostawiając widzowi.

Siłą filmu Banel i Adama, oprócz niejedoznaczności fabuły, jest doskonale pokazany proces popadania Banel we frustrację w miarę jak Adama coraz się jej wymyka. Kobieta pogrąża się we własnym świecie, wypełnionym goryczą i narastającą, destrukcyjną nienawiścią. Jest w tym filmie niezwykle mocna scena, gdy Banel – odmawiająca sobie i Adamie powiększenia rodziny – przygląda się młodej matce i jej właśnie narodzonemu dziecku. Czy w oczach Banel widać żal, tęsknotę za macierzyństwem, czy może pewność, że droga, którą wybrała dla siebie jest właściwa? Jej reakcja mówi wszystko i nic – widz ponownie sam musi odpowiedzieć sobie na te pytania.

Banel i Adama to film balansujący na granicy rzeczywistości i ułudy, wypełniony halucynacjami i tajemniczymi szeptami, w którym sceny oniryczne sąsiadują z brutalnością i brzydotą śmierci. Ramata-Toulaye Sy umiejętnie przeplata te dwie płaszczyzny, potęgując wrażenie ulotności i umowności. Senegalka zaliczyła mocne wejście w świat pełnometrażowego kina fabularnego, a widzowi nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejne jej produkcje. I liczyć, że ich protagonistkami będą kobiety równie niejednoznaczne i fascynujące jak Banel.
Blanka Katarzyna Dżugaj
