Koreański bestseller to opowieść o baśniowym, szalenie kolorowym, tętniącym życiem i emocjami świecie, w którym po prostu chce się przebywać. Świecie podzielonym na dwie, niejako równolegle funkcjonujące płaszczyzny: realną oraz istniejącą najprawdopodobniej w zbiorowej podświadomości.
Penny właśnie przygotowuje się do rozmowy kwalifikacyjnej w wymarzonym miejscu pracy: Galerii Snów DallerGuta. Jest to dom towarowy, w którym sprzedawane są najlepsze z najlepszych marzeń sennych – realizujących najskrytsze pragnienia śniących je ludzi, pomagające uporać się z dawną traumą, a nawet pozwalające spotkać utraconą osobę. Właścicielem tego niezwykłego sklepu jest DallerGut, człowiek tyleż ekscentryczny, co oddany swojej pracy. Dostrzega w Penny potencjał i z miejsca ją zatrudnia. Od tego momentu dziewczyna rozpoczyna wyjątkowy etap w swoim życiu.

Pierwsza myśl? Nie tego się spodziewałam! Druga: zupełnie mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – w świat snów sprzedawanych niczym gry RPG, po pierwszym zaskoczeniu, weszłam z łatwością i niekłamaną przyjemnością. A świat to przedziwny, funkcjonujący na granicy jawy i snu, rzeczywistości i wyobraźni. Świat podzielony na dwie, niejako równolegle funkcjonujące płaszczyzny: realną oraz istniejącą najprawdopodobniej w zbiorowej podświadomości. W pierwszej czytelnik odnajduje Azję, najprawdopodobniej Koreę Południową, z której pochodzi autor. W tym świecie żyją i śnią klienci sklepu DallerGuta, noszący koreańskie nazwiska, jedzący koreańskie potrawy i borykający się z typowymi dla ich społeczeństwa problemami, m.in. kłopotami na rynku mieszkaniowym, nierównością płci oraz wyzyskiem pracownika przez korporacje. Lee Miye nie poświęca tym kwestiom dużo uwagi – trzeba dobrze znać realia życia w Korei Południowej, by je dostrzec, stanowią bowiem raczej tło dla uniwersalnych, nie znających granic kulturowych i państwowych, ludzkich emocji.
I to właśnie emocje przenoszą czytelnika na drugą płaszczyznę fabularną. W funkcjonującym w zbiorowej poddświadomości miasteczku wszystko kręci się wokół snów: każdy chce senne marzenia produkować bądź sprzedawać, każdy skrycie marzy o nagrodzie za najlepszy sen, którą odbiera się na corocznej gali, przypominającej naszą ceremonię rozdania nagród filmowych. Do sklepu przychodzi się w piżamach, płaci się natomiast emocjami: radością, ekscytacją, smutkiem, a nawet strachem. Każde z tych uczuć ma swoją cenę na rynku, choć największą wartość – jak nietrudno się domyślić – osiągają emocje pozytywne. Ulicami spacerują ludzie o zachodnio brzmiących imionach oraz wielkie, pokryte futrem stworzenia, których jedynym zadaniem jest ubieranie w piżamy ludzi zazwyczaj śpiących nago. Bo gdy zasypia się bez piżamy, to i do sklepu DallerGuta przychodzi się jak bogowie stworzyli, a to nawet w świecie snów nie przystoi.
Trzeba przyznać, że ów świat przedstawiony stanowi najmocniejszą stronę powieści: przemyślany w najmniejszych szczegółach, intrygujący, przykuwający uwagę czytelnika. Widać, że Lee Miye dołożyła do jego wykreowania i opisania wszelkich starań, efektem których stała się niemal baśniowa, szalenie kolorowa, tętniąca życiem i emocjami kraina, w której po prostu chce się przebywać. Dużym plusem Galerii Snów DallerGuta jest styl: Lee Miye posługuje się językiem barwnym, ale nie nadmiernie kwiecistym, widać, że stara się, by stylistyczne fajerwerki nie przysłoniły czytelnikowi świata, o którym mu opowiada. Fabuła nie należy do skomplikowanych, momentami może nawet wydać się płytka, bohaterom brakuje nieco psychologicznej głębi – przypominają raczej ożywione archetypy ludzkich zachowań niż postacie z krwi i kości. Te drobne minusy nie przysłaniają jednak pozytywnego odbioru całej opowieści – Galeria Snów DallerGuta to powieść, przy której można się i uśmiechnąć i wzruszyć, a kładąc się spać po przeczytaniu ostatniej strony zastanowić się, jaki sen kupimy tej nocy w niezwykłym sklepie DallerGuta.
Blanka Katarzyna Dżugaj
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Mova.
