Kraj utracony to połączenie biografii, kroniki i powieści, opisujące prawie osiem dekad życia autora, a zarazem historii jego ludu. To potężna dawka wiedzy o kulturze i dziejach Rukajów, ale nie przypominająca szkolnego podręcznika – Kraj utracony jest spojrzeniem z wewnątrz, zapewne nie obiektywnym, bo pozbawionym “szkiełka i oka” naukowców, ale nie mniej przez to cennym.
Kraj utracony to zgrabne i nie pozbawione podstaw nawiązanie do miltonowskiego Raju utraconego, ja jednak wolę tytuł oryginalny, który brzmi raczej “kraj znikający, odchodzący”. Bo też Auvinni Kadreseng opisuje rzeczywistość wprawdzie znajdującą się nad przepaścią, poważnie zagrożoną odejściem do historii, wciąż jednak funkcjonującą, w dodatku taką, o którą podejmuje się walkę. Jaka to rzeczywistość? Rukajska, a więc przynależna etnosowi Rukajów – jednego z rdzennych ludów Tajwanu.
Autochtoniczna ludność Tajwanu oficjalnie obejmuje 16 grup aborygeńskich. Wszystkie posługują się językami należącymi do rodziny języków austronezyjskich, nie spokrewnionych z językami chińskimi. Wielu przedstawicieli tych ludów, zwłaszcza ze starszych pokoleń, nawet nie zna języka chińskiego. Tajwańscy Aborygeni przez lata cierpieli z powodu prześladowań, byli poddawani przymusowej sinizacji oraz wysiedlani z zamieszkanych od pokoleń terenów. Dziś stanowią niespełna 3 proc. liczącej ok. 24 mln populacji Tajwańczyków. Ich dziedzictwo próbuje się ratować od zapomnienia, a tym, co cieszy najbardziej, jest fakt, że w trend ten wpisuje się także Polska – oczywiście poprzez wypuszczanie na rodzimy rynek aborygeńskiej literatury, takiej jak książka Auvinniego Kadresenga.

Kraj utracony to publikacja niezwykła, choć nie pozbawiona wad. Niezwykła przede wszystkim przez temat, który porusza, ale też poprzez formę literacką. To połączenie biografii, kroniki i powieści, opisujące prawie osiem dekad życia autora, a zarazem historii jego ludu. Auvinni Kadreseng sięga do czasów japońskiej okupacji Tajwanu, opisuje przymusową sinizację i wysiedlanie Aborygenów z rodzinnych osad. Płynnie przechodzi przez lata budowy niezależnego bytu demokratycznego, czasów prób utrzymania tradycyjnej społeczności, przemian obyczajowo-społecznych oraz coraz częstszych migracji rdzennej ludności z gór do miast. Najwięcej miesjca poświęca jednak katastrofom naturalnym, które doprowadziły do relokacji jego rodzinnej wsi Kocapongane – opisuje radość z nowego początku wymieszaną z tęsknotą za ziemią przodków, walkę o lepsze jutro, budowę nowej wsi od podstaw, próbę poskładania roztrzaskanej przez kolejne cyklony codzienności. Koniec tej opowieści to powrót do “raju utraconego”, czyli opis budowy drogi łączącej starą wieś z nową, a bardziej metaforycznie przeszłość z teraźniejszością.
Książka Auvinniego Kadresenga to próba rozliczenia się z przeszłością swego ludu – zrozumienie popełnionych błędów, choćby w zakresie utrzymania tożsamości i odrębności kulturowej. To także wynik dążenia do utrzymania dziedzictwa kulturowego, przypomnienia młodszym pokoleniom o ich tożsamości. To potężna dawka wiedzy o kulturze i dziejach Rukajów, ale nie przypominająca szkolnego podręcznika – Kraj utracony jest spojrzeniem z wewnątrz, zapewne nie obiektywnym, bo pozbawionym “szkiełka i oka” naukowców, ale nie mniej przez to cennym. Można go czytać jako swego rodzaju pamiętnik osobisty albo kronikę całego ludu – w każdej odsłonie spisuje się doskonale.
A wady? Są, choć nieznaczne, wynikające zapewne z faktu, że nie jest to książka napisana przez obiektywnego – przynajmniej w teorii – badacza. Książka napisana jest dobrym, eleganckim stylem, Auvinni Kadreseng posłużył się żywym językiem, barwnie oddając otaczającą go rzeczywistość. Momentami niepotrzebnie popadał w dość nieznośny patos, jak wspomniałam jednak wynikło to zapewne z bardzo emocjonalnego, osobistego podejścia autora do opisywanych wydarzeń i postaci. Trudno zachować dystans opowiadając o czymś, co dotyczy nas osobiście, a co zdaje się coraz bardziej ulotne i trudne do pochwycenia. Dla zachodniego czytelnika, zwłaszcza takiego, którego stopa nigdy nie postała na Tajwanie, a tym bardziej tej jego częśći, którą zamieszkują Aborygeni, problematyczne może być też ostatnich kilkadziesiąt stron. Zawierają one bardzo – momentami za bardzo – drobizagowy opis okolic, w których żył i tworzył autor. Odnosi się wrażenie, że Auvinni Kadreseng pisał tę część raczej dla swoich pobratymców niż czytelników spoza własnego etnosu – opisy poszczególnych połączeń drogowych mogą być dla tych drugich nużące, warto jednak dać końcówce książki szansę.
Rdzenni mieszkańcy Tajwanu skarżą się niekiedy, że ich literatura publikowana jest na wyspie w języku chińskim, a więc w ich mniemaniu w języku oprawców. Trudno nie rozumieć ich punktu widzenia, z drugiej jednak strony dzięki takiemu posunięciu wydawców książki te mają szansę trafić do szerszego grona odbiorców, także tych o innym pochodzeniu etnicznym. W ten sposób zwiększą się możliwości uchronienia rdzennej kultury tajwańskiej przed zapomnieniem. Tym bardziej należy więc się cieszyć, że Kraj utracony ukazał się również w języku polskim.
Blanka Katarzyna Dżugaj
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Dialog.
