Paragwajska współpraca z nieistniejącym hinduskim państwem kosmicznym – przegląd kontrowersyjnych postaci indyjskiej duchowości

Kilka tygodni temu jeden z urzędników rządu w Paragwaju, Arnaldo Chamorro podał się do dymisji w atmosferze ogólnego rozbawienia i zażenowania. Przyczyną jego odejścia było podpisanie umowy o współpracy z fikcyjnym państwem zwanym Stany Zjednoczone Kailasy, założonym przez indyjskiego guru i zbiega przed wymiarem sprawiedliwości swojego kraju Nithyanandę. W marcu tego roku podobnym porozumieniem skompromitowało się amerykańskie miasto Newark. Nithyananda to jednak nie jedyna kontrowersyjna postać wśród indyjskich przywódców duchowych. Przygotujcie się na szokującą opowieść o przestępstwach, nadużyciu władzy i wykorzystywaniu naiwności i oddania wiernych, przy której historia pewnego duchownego z Torunia wydaje się zaledwie nudną anegdotą.

Stany Zjednoczone Kailasy mają być państwem założonym przez Nithyanandę – hinduskiego guru i samozwańczego półboga, który w Indiach jest poszukiwany za szereg przestępstw. Dokładne miejsce pobytu ściganego przez indyjski wymiar sprawiedliwości Nithyanandy nie jest znane, lecz lokalizacja jego państwa została ogłoszona – ma to być prywatna wyspa u wybrzeży Ekwadoru, rzekomo kupiona przez jego bogatych zwolenników. Według strony internetowej tego fikcyjnego kraju, Kailasa jest państwem “kosmicznym”, którego paszport daje “wolny dostęp do wszystkich 11 wymiarów oraz 14 lokas”, czyli światów w hinduskiej kosmologii, a jego społeczeństwo ma być “najwspanialszym i najczystszym hinduskim narodem na świecie”. Na stronie możemy też znaleźć informacje o systemie politycznym, fladze, konstytucji oraz banku państwowym, który będzie akceptował kryptowaluty w ramach “dharmicznej gospodarki”, czyli rzekomo opartej na wartościach religijnych i etycznych. Władze Ekwadoru stanowczo zaprzeczają, iż Stany Zjednoczone Kailasy mają powstać na terytorium ich kraju. Ekwador jest suwerenną i niepodległą republiką, a nie jakąś ziemią niczyją, na której obywatel każdego kraju lub zagraniczny poszukiwacz przygód może działać poza prawem – tłumaczył dziennikarzom The Guardian ambasador Ekwadoru w Wielkiej Brytanii. Stany Zjednoczone Kailasy nie są uznane przez żaden ze 193 krajów członkowskich Organizacji Narodów Zjednoczonych, czego nie był w stanie zweryfikować skompromitowany paragwajski urzędnik oraz przedstawiciele urzędu miasta w Newark.

Nithyananda

Kim zatem jest Nithyananda i w jaki sposób wypadł z łask w rodzinnym kraju? Guru Nithyananda pochodzi ze stanu Gudźarat – w mieście Ahmedabad prowadzi swój aśram, czyli centrum praktyk religijnych i duchowych, takich jak choćby joga i medytacja. Oprócz tego otworzył kilkanaście swiątyń i aśramów w całym kraju. Dzięki tej działalności zdobył rzesze spragnionych świętości zwolenników, choć ściągnął też na siebie wiele krytyki za przypisywanie sobie zdolności nadprzyrodzonych takich, jak wyleczenie 82 dzieci ze ślepoty poprzez otworzenie ich “trzeciego oka”, opóźnienie wschodu słońca o 40 minut, widzenie przez ściany czy też nadanie krowom umiejętności mówienia w sanskrycie i po tamilsku. Tego rodzaju urojenia to jednak tylko zabawne anegdoty w porównaniu z poważnymi przestępstwami, jakich dopuścił się samozwańczy półbóg z Gudźaratu. Ciąży na nim wiele zarzutów, z których najpoważniejsze to gwałt na uczennicy aśramu oraz porwanie i torturowanie dzieci wykorzystywanych potem do zbierania donacji na działalność centrum. W związku z oskarżeniami, w 2019 roku indyjski rząd odebrał Nithyanandzie paszport. To jednak nie uniemożliwiło mu ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości. Do dzisiaj wiele spekuluje się na temat miejsca przebywania nie tylko samego guru ale i położenia jego wyspy. Niektóre teorie umieszczają ją u wybrzeży Ekwadoru, inne z kolei gdzieś bliżej Trynidadu i Tobago. Na dobrą sprawę nie wiadomo nawet czy wyspa w ogóle istnieje.

Flaga Stanów Zjednoczonych Kailasy

Nithyananda nie jest jednak jedynym indyjskim przywódcą duchowym, który wszedł w konflikt z prawem. Co więcej, przy postaci Gurmeeta Rama Rahima Singh nawet przywódca hinduskiego państwa kosmicznego wydaje się niewiniątkiem. Ów religijny wódz ze stanu Harjana w północnych Indiach odsiaduje dożywotni wyrok za zlecenie morderstwa oraz liczne gwałty. Niektórzy nazywają mnie guru, inni nazywają mnie bogiem – tak przedstawiał się Gurmeet Ram Rahim Singh, założyciel aśramu Dera Sacha Sauda (DSS) w miejscowości Sirsa w Harjanie. Oczywisty narcyzm i megalomania tego przywódcy duchowego doprowadziły go do sfinansowania komercyjnych filmów z sobą samym w roli głównej jako superbohatera. Filmy dostały bardzo niskie oceny od krytyki i zostały określone jako “produkcje niskiej jakości”. Oprócz wielkiego ekranu, guru chciał też zrobić karierę na scenie jako wokalista, zajął się więc koncertowaniem i nagrywaniem albumów muzycznych przez co zyskał miano “rockstar guru”. Guru Gurmeet Ram Rahim Singh stworzył synkretyczny kult, którego zwolennikami zostali nie tylko hindusi, ale również sikhowie, co zawdzięcza w dużej mierze swojej reputacji aktywisty, stojącego na czele wielu kampanii antynarkotykowych oraz działalności na rzecz ochrony środowiska i, co ciekawe, praw kobiet! Tak, ten sam człowiek oskarżony o gwałt walczył o prawa kobiet…

Gurmeet Ram Rahim Singh

Pod pretekstem działalności duchowej dla społeczeństwa na terenie jego aśramu lub dery działy się bardzo niepokojące rzeczy. W rejonie Sirsy już od jakiegoś czasu krążyły alarmujące plotki o guru i jego organizacji: między innymi o nielegalnym przejmowaniu ziemi, korupcji oraz osobach, które zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Gurmeet Ram Rahim Singh cieszył się jednak ogromną popularnością wśród lokalnej ludności, w szczególności dalitów, czyli osób z najniższego szczebla hinduskiej hierarchii kastowej. Mimo sporadycznych konfliktów ze społecznością sikhijską, którą oburzało między innymi używanie przez Singha symboliki związanej z ich religią, uwielbienie lokalnej ludności dało mu niekwestionowaną władzę w regionie, przez co miejscowi politycy robili wszystko, aby mu się przypodobać i zdobyć głosy jego zwolenników. Aśram Singha w miasteczku Sirsa wielokrotnie odwiedzali politycy różnych partii, aby ubiegać się o jego błogosławieństwo i wstawiennictwo. Dera Sacha Sauda stała się jednym z niewielu aśramów w kraju, gdzie wiernym mówiono na jaką partię powinni głosować. Początkowo Singh wspierał Indyjski Kongres Narodowy, lecz od 2014 roku zaczął wyrażać poparcie dla hinduskiej prawicy z Bharatiya Janata Party (BJP) obecnego premiera kraju Narendry Modiego.

Gurmeet Ram Rahim Singh

Po pewnym czasie plotki na temat kryminalnej działalności Singha zaczęły nabierać wiarygodności, a osoby skrzywdzone przez guru i jego współpracowników zaczęły opowiadać swoje koszmarne historie. Jedna z najbardziej niesamowitych opowieści to krzywda, jaka spotkała setki jego męskich zwolenników. Pewnego dnia wykorzystując ich bezgraniczne oddanie, guru zwołał około czterystu wiernych płci męskiej i nakazał im poddać się rzekomo niegroźnej operacji, która okazała się kastracją. Wykastrowani mężczyźni mieli potem podpisać puste kartki papieru, które stały się dokumentami, na podstawie których zrzekali się własności swoich domów i terenów na rzecz Dera Sacha Sauda (DSS). Według przedstawicieli aśramu wierni poddali się operacji z własnej woli, czemu mężczyźni stanowczo zaprzeczyli. Prawdziwe piekło przeżyły też kobiety, które uczyły się lub służyły w aśramie Singha. W roku 2002 jedna z nich zdecydowała się opowiedzieć swoją gehennę w liście wysłanym do naczelnych ministrów stanów Harjana i Pendżab, Sądów Najwyższych tychże stanów oraz do samego Ministra Spraw Wewnętrznych Indii. Kobieta opisała straszną historię wielokrotnych gwałtów, jakich doznała ze strony guru. Kopie listu zaczęła krążyć wśród mieszkańców stanu Harjana, lecz sklepy i przedsiębiorstwa, które je drukowały stały się celem ataków fanatycznych zwolenników DSS.

Dera Sacha Sauda

W tak napiętej atmosferze mało kto odważyłby się dociekać prawdy. Jedna osoba nie przestraszyła się jednak władzy, jaką dzierżył w regionie Gurmeet Ram Rahim Singh. Tym człowiekiem był dziennikarz Ram Chander Chhatrapati z Sirsy, redaktor naczelny lokalnego dziennika Pura Sach, czyli “Cała prawda”. Chhatrapati najpierw opublikował treść listu tajemniczej kobiety z Dera Sacha Sauda, a następnie zabrał się za własne dochodzenie. Od początku dostawał pogróżki od zwolenników i współpracowników guru, jednak pozostał nieugięty. Niestety, Singh dość szybko przeszedł od słów do czynów. Pewnego październikowego wieczoru w 2002 roku dwóch mężczyzn na motorze podjechało pod dom dziennikarza i zawołało go. Chhatrapati niestety nie zwietrzył niebezpieczeństwa i wyszedł na ich spotkanie. Chwilę później wieczorną ciszę zakłóciło kilka strzałów z pistoletu i dźwięk oddalającego się pospiesznie motoru. Syn Chhatrapatiego Anshul znalazł ojca skręcającego się z bólu od kilku ran postrzałowych. Napastnicy zostali schwytani krótko po ataku i okazali się pracownikami aśramu w Sirsie. Chhatrapati przez cztery tygodnie walczył o życie, po czym zmarł w szpitalu. Śmierć dziennikarza wywołała ogromne poruszenie w regionie. Na szczęście jego nie poszły na marne, gdyż wyzwanie wszechmocnemu guru rzucił jego syn, który rozpoczął wieloletnią batalię sądową o sprawiedliwość. Od tamtej pory Anshul nie mógł się nigdzie ruszyć bez uzbrojonego ochroniarza przydzielonego mu przez władze. Ochrony wymagali też inni coraz liczniejsi świadkowie zeznający przeciwko Singhowi. Oprócz zarzutów o liczne gwałty i morderstwo Chhatrapatiego, guru zarzucano również zabójstwo byłego zarządcy aśramu Ranjita Singha.

Ram Chander Chhatrapati
Źródło: (X) @KatarHero

Sprawa ciągnęła się w nieskończoność, aż w końcu w 2017 roku – 15 lat po zabójstwie Chhatrapatiego i tajemniczym liście kobiety z aśramu – Gurmeet Ram Rahim Singh miał usłyszeć ostateczny wyrok trybunału. W trakcie ogłaszania werdyktu wokół sądu w Panchkuli w stanie Harjana zebrało się ponad 200 tysięcy zwolenników guru, w związku z czym budynek musiały chronić liczne oddziały policji. Kiedy ogłoszono wyrok 20 lat więzienia za gwałty w Panchkuli i całym regionie wybuchły zamieszki. Fanatycy guru wpadli w prawdziwy szał. Wściekli ludzie niszczyli i palili samochody, pociągi i stacje benzynowe. Na ulicach wielu miejscowości w Harjanie i Pendżabie doszło do regularnej wojny z policją, w której zginęło prawie 40 osób a setki zostało rannych. Wobec tak poważnych rozruchów rząd Indii wezwał do pomocy wojsko oraz ogłosił stan wyjątkowy i godzinę policyjną w całym regionie objętym zamieszkami. Dwa lata później Gurmeet Ram Rahim Singh został również skazany za zabójstwo Ram Chandera Chhatrapatiego, przez co wyrok został zmieniony na dożywocie.

Równie niesławną postacią co dwie poprzednio opisane jest Asaram ze stanu Gudźarat – założyciel około 400 aśramów i 40 szkół w Indiach i za granicą, dzięki którym zyskał ogromne wpływy w polityce. Jego poglądy odzwierciedlają ideologię hindutwy, czyli hinduskiej supremacji, przez co Asaram cieszył się dużą popularnością wśród polityków i elektoratu hinduskiej prawicy spod znaku Bharatiya Janata Party. Jego aśram w Ahmedabadzie odwiedził nawet obecny premier Indii Narendra Modi, który w 2000 roku przemówił tam do tłumu wiernych. Modi bardzo ciepło wypowiadał się wtedy o “bapu”, czyli ojcu, o czym dzisiaj zapewne wolałby zapomnieć, ponieważ od tamtego czasu Asaram został całkowicie skompromitowany. W 2013 roku ten promujący seksualną wstrzemięźliwość i abstynencję oraz krytykujący zachodnią rozwiązłość przywódca religijny zgwałcił 16-letnią uczennicę swojego aśramu w Jodhpurze. Dziewczyna i jej rodzice wytoczyli mu sprawę sądową. Jak się okazało, nie była jedyną dziewczyną zgwałconą przez Asarama, gdyż niedługo potem dwie kobiety oskarżyły guru i jego syna o wieloletnie wykorzystywanie seksualne w aśramie w Surat. Asaram dostał za te gwałty wyrok dożywocia, a jego syn 20 lat więzienia, lecz jego fanatyczni zwolennicy nie mieli zamiaru tak łatwo się poddać. W całych Indiach odbyły się gwałtowne i pełne przemocy demonstracje, a wielu świadków zeznających przeciwko Asaramowi oraz dziennikarzy zostało zaatakowanych, a nawet zamordowanych na polecenie przywódców związanych z guru. Asaram początkowo mógł liczyć na wsparcie wielu polityków BJP, na przyład w stanie Madhja Pradeś, lecz przywództwo partii z Narendrą Modim na czele szybko zdało sobie sprawę z tego, że ten sojusz ze skazanym za gwałt guru jest wizerunkowym strzałem w stopę. Wkrótce Asaram został porzucony przez klasę polityczną, która jeszcze do niedawna zabiegała o jego względy. Ostatnim rozdziałem tej przykrej historii było wpisanie Asarama na listę “fałszywych mędrców” przez organizację hinduskich świętych i ascetów Akhil Bharatiya Akhara Parishad w 2017 roku.

Asaram

Zdecydowanie mniej kontrowersyjny – jak na indyjskie warunki – jest pochodzący ze stanu Harjana baba Ramdev, celebryta jogi, biznesmen i fascynująca postać na indyjskiej scenie duchowości. W Indiach znany jest przede wszystkim jako właściciel i twarz marki Patanjali Ayurved, która zalewa indyjski rynek wszelkiego rodzaju produktami ajurwedyjskimi. Oprócz tego zasłynął też jako prezenter programu o jodze dwóch kanałów telewizyjnych oraz członek jury telewizyjnego konkursu hinduskich piosenek religijnych zwanego “Om Shanti Om”. Ramdev prawdopodobnie nikogo nie zgwałcił ani nie zamordował, ale również ma sporo za uszami. Kontrowersje wywołuje zwłaszcza jego ideologia i zaangażowanie w politykę po stronie partii premiera Narendry Modiego BJP. Ramdev wyraźnie podziela niektóre poglądy polityków tej partii. Dostał nawet wezwanie do sądu za publiczne podżeganie do nienawiści, kiedy to podczas zgromadzenia duchowego Sadbhawana Sammelan w miejscowości Rohtkak stwierdził, iż gdyby nie istniało prawo w Indiach, kazałby stracić przez ścięcie głowy wszystkich tych, którzy odmówiliby wykrzyknięcia hasła “Bharat Mata ki jai” na cześć “Matki Indii”, co jest mottem indyjskiej armii. Przy innej okazji stwierdził też, iż islamska modlitwa legitymizuje terroryzm i porywanie hinduskich dziewczyn. Kontrowersje wywołała też jego wypowiedź o homoseksualizmie, który nazwał “złym uzależnieniem”, które może wyleczyć poprzez jogę. Dzisiaj mówią o homoseksualizmie, jutro będą mówić o seksie ze zwierzętami – dodał.

Baba Ramdev

Zanim w 2014 władzę w Indiach przejęła BJP, Ramdev mocno dał się we znaki rządzącemu Indyjskiemu Kongresowi Narodowemu organizacją kampanii przeciwko korupcji, w ramach których ogłosił strajk głodowy, aby zmusić rząd do repatriacji brudnych pieniędzy z innych krajów. W trakcie jednego z wielu zorganizowanych przez niego protestów policja interweniowała z użyciem gazu łzawiącego i kijków lathi, aby przepędzić tłum. Ramdev próbował uciec przebrany za kobietę, lecz został złapany i przetransportowany drogą powietrzną do swojego aśramu w północnym mieście Haridwar. Dostał wtedy 15-dniowy zakaz wstępu do Delhi. Interwencja policji była dla guru jogi pretekstem do kolejnych ataków na rząd Indyjskiego Kongresu Narodowego oraz rozpuszczania opowieści o spisku na jego życie.

Być może największym skandalem była postawa baby Ramdeva w trakcie pandemii Covid-19, która wyrządziła ogromne szkody w Indiach. Podczas gdy tysiące osób umierało w domach nie mogąc uzyskać pomocy w przepełnionych szpitalach, Ramdev zajmował się dyskredytowaniem współczesnej medycyny i nauki, które nazwał “głupimi”. Został za to zmuszony przez rząd Indii do przeprosin i wycofania swoich słów. Nie przeszkodziło mu to jednak w szerzeniu fałszywych informacji o chorobie i szczepionkach, przez co znalazł się w ogniu krytyki ze strony lekarzy i mediów. Jego firma Patanjali wypuściła na rynek alternatywny lek zwany Coronil, rzekomo skutecznie zwalczający Covid-19. Zaledwie dzień po wypuszczeniu leku pewien pracownik społeczny podał Ramdeva i jego współpracownika Balkrishnę do sądu za wprowadzanie ludzi w błąd i narażanie ich na niebezpieczeństwo. Indyjski rząd zabronił Patanjali reklamowania Coronila jako lek na Covid-19, więc został dopuszczony do sprzedaży jako środek wzmacniający odporność. W całym kraju mnożyły się głosy oburzenia ze strony lekarzy i pracowników społecznych, którzy narażając życie walczyli nie tylko z pandemią Covid-19, ale też z falą dezinformacji. W wielu stanach Ramdev i jego firma doczekali się spraw sądowych.

Reklama produktów baby Ramdeva

Firma Patanjali Ayurved również doczekała się licznych oskarżeń o eksploatację pracowników, którzy pracują 6 dni w tygodniu po 12 godzin za niewielkie pieniądze. Pracowników zniechęca się do proszenia o podwyżkę, gdyż ich praca ma być rzekomo dobrowolną służbą. W 2005 roku zbuntowała się grupa ludzi pracujących dla Ramdeva w Divya Yoga Mandir Trust przy organizacji kampusów jogi i innych wydarzeń, którym zarząd musiał wypłacić minimalną pensję i zgodzić się na poprawę warunków pracy. Ramdev i jego współpracownik Balkrishna z jednej strony zachęcają klientelę do kupowania produktów Patanjali jako gest patriotyzmu, a z drugiej nie mają skrupułów by wykorzystywać indyjskich pracowników. Sporo polemiki było również wokół niektórych produktów marki, które rząd indyjski musiał wycofać ze sprzedaży ze względu na niską jakość.

Niemałe kontrowersje wywołali także bardzo popularni na zachodzie indyjscy mędrcy tacy jak Osho i Sadhguru. Pierwszego z nich w Indiach krytykowano za bardzo luźne podejście do seksualności oraz atakowanie wszystkich zorganizowanych religii. W Stanach Zjednoczonych natomiast bardzo problematyczna okazała się założona przez Osho społeczność Rajneeshpuram, która żyła w stałym konflikcie z okolicznymi mieszkańcami stanu Oregon. Wśród skandali, które wywołała działalność Osho w Oregonie znajdziemy oskarżenie asystentki Ma Anand Sheela o serię przestępstw, w tym masowe otrucie i planowanie morderstw, za co Ma Anand Sheela i kilku jej zwolenników zostało aresztowanych. Sam Osho stał się w końcu persona non-grata w Stanach Zjednoczonych – w 1985 roku został deportowany do Indii. W wielu innych krajach dostał zakaz wstępu.

Osho

Sadhguru, którego nauki cieszą się dużą popularnością w Indiach, Europie i Ameryce Północnej, spotkał się z krytyką za wypowiedzi przeciwko muzułmanom oraz promocję pseudonaukowych teorii. Często cytowany przez swoich zachodnich zwolenników, wśród których jest postrzegany jako mędrzec promujący starodawną wiedzę i życie zgodne z naturą, w Indiach Sadhguru kojarzy się również z rosnącą w siłę ideologią hinduskiej supremacji zwaną hindutwą.

Polska nie jest więc jedynym krajem, w którym popularność przywódców duchowych daje wpływy polityczne, a następnie przywódcy ci wykorzystują oddanie rzeszy zwolenników do pomnożenia fortuny i manipulacji ludźmi. W Indiach niejeden z nich poczuł się bogiem i pomyślał, że stoi ponad prawem. Na szczęście nawet za rządów Narendry Modiego i jego partii BJP żaden łajdak w szatach sadhu, czyli mędrca, nie jest jeszcze poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości.

Filip Ramesh Mitra

Dodaj komentarz