Niespodziewane sojusze i słabnąca junta. O nasileniu walk w Mjanmie

Dwa miesiące dzielą nas od kolejnej rocznicy przewrotu politycznego w Mjanmie, w wyniku którego do władzy powróciła wojskowa junta. Przejęcie władzy przez generałów nie sprowadziło jednak na kraj stabilnego – nawet jeśli niedemokratycznego – reżimu i „normalności w dyktaturze”. Przyniosło powstania i regularne działania wojenne w wielu częściach kraju, których uczestnikami jest kontrolowana przez władze centralne armia oraz liczne etniczne i lokalne armie powstańcze.

Po zakończeniu pory deszczowej dochodzi do nasilenia działań wojennych. Sojusz Trzech Braci (The Three Brotherhood Alliance) na przełomie października i listopada zintensyfikował ataki na placówki junty w północnym stanie Shan. Rozpoczęła się Operacja 1027 przeprowadzana przez zjednoczone siły trzech armii etnicznych (TNLA – Ta’ang National Liberation Army, MNDAA – Myanma National-Democratic Alliance Army oraz AA – Arakan Army). Operacja ta wymierzona była od początku w bazy junty oraz punkty kontrolne na obszarach granicznych w Chinshwehaw. Równolegle połączone siły dwóch innych sił wrogich juncie – KNLA oraz PDF – zaatakowały istotne strategicznie miasto Kawkareik. Zdaniem rebeliantów udało się opanować dziesiątki kluczowych punktów w północnej części Mjanmy. Co kluczowe, powstańcy zdobyli przejścia graniczne i drogi, którymi odbywa się większość wymiany handlowej z Chinami.

Działania rebeliantów spotkały się, co naturalne, z odpowiedzią ze strony armii birmańskiej, ale także z istotnym komentarzem rządzących. 9 listopada prezydent Mjanmy – generał Myint Swe – na nadzwyczajnym posiedzeniu zwołanym przez radę wojskową, będącym reakcją na ogromne straty terytorialne i brak sukcesów birmańskich sił wobec skoordynowanych działań powstańców, ostrzegał przed zagrożeniem dla spójności terytorialnej państwa i zapowiadał, że w wyniku działań bojówek „kraj rozpadnie się na wiele części”.

Taka reakcja junty jest istotnym dowodem na to, że straty ponosi znaczne. Walki prowadzone przez etniczne armie na północy to nic nowego. Tym razem jednak po raz pierwszy doszło do sojuszu na taką skalę, a prowadzone w stanie Shan działania mają szansę rozlać się na inne części kraju i realnie zagrozić rządzącej juncie. Grupy bojowników posiadają coraz lepszy sprzęt, często pochodzący z Rosji lub Chin. Jednak to poziom skoordynowania działań i ich zakres są głównym czynnikiem zagrażającym juncie. Tym bardziej, że jak się okazuje birmańska armia narodowa jest w bardzo kiepskiej kondycji. Spadają morale, a rekrutacja jest praktycznie niemożliwa. Brakuje ochotników, a i o osoby, które można wcielić siłą coraz trudniej. Wiele jednostek w obliczu sukcesów i przewagi partyzantów dezerteruje lub oddaje się w niewolę. Fakt, że mimo upływu kilku tygodni od rozpoczęcia wspólnej ofensywy rebeliantów brak jakichkolwiek realnych sukcesów świadczy o niewydolności bojowej armii. Możliwe również, że problemem jest nie tylko brak potencjału bojowego, ale brak przepływu informacji i niesprawne dowodzenie w centrali. Odnieść można wrażenie, że poparcie dla władz junty w szeregach samej armii słabnie.

Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres wyraził w imieniu organizacji głębokie zaniepokojenie eskalacją konfliktu w Mjanmie, a także zaapelował o zapewnienie dostępu do pomocy humanitarnej oraz wsparcie wysiedleńców – w wyniku wojny domowej dach nad głową straciło już ok. 2 mln osób.

Jak wielokrotnie już wspominaliśmy Mjanma jest częścią globalnej układanki i nie sposób nie mówić o reakcjach sąsiadów na to, co się tam dzieje. Przede wszystkim – co chyba nikogo nie dziwi – kluczowym graczem są Chiny. Warto pamiętać o tym, że wśród mniejszości etnicznych na północy Mjanmy są takie o chińskim charakterze i etnosie. A co za tym idzie ich bojówki są wspierane przez Państwo Środka. Na przekład armia etniczna grupy Wa składa się z ponad 20 tys. bojowników uzbrojonych przez Chiny. Armie etniczne współpracują na pograniczu z Chinami na wielu polach. Między innymi pomagają chińskim władzom w niszczeniu ośrodków scamu cyfrowego i finansowego wymierzonego w Chiny, o czym opowiemy Wam w oddzielnym tekście już niebawem. Konflikt w Mjanmie ma również wielki wpływ na drugiego sąsiada – Indie, walki toczą się przecież również na indo-birmańskim pograniczu. Bojówki zajmują miasta oraz szlaki komunikacyjne na granicy indyjskiego stanu Mizoram. Trwające walki oczywiście przekładają się na zauważany przez społeczność międzynarodową – przynajmniej chwilowo – problem uchodźców. Mieszkańcy Birmy szukają schronienia w Indiach. Przedostają się głównie do stanu Mizoram. W ostatnich tylko dniach, jak podawały indyjskie siły policyjne, na teren Indii trafiło minimum 5 tys. osób.

Wojna domowa w Mjanmie trwa. I nie zapowiada się, żeby miała się skończyć szybko, choć wart odnotowania jest brak sukcesów junty i wojskowe porażki armii narodowej w starciach z rebeliantami. Los junty jest w zasadzie przesądzony, ale jej upadek to zapewne kwestia długiego jeszcze czasu. Szeroko zakrojone sojusze wraz z cichym poparciem Chin mogą w jeszcze większym stopniu przechylić szalę zwycięstwa na stronę przeciwników reżimu. Istnieje również nadzieja, że w końcu zaangażuje się w sprawę w sposób realny i skuteczny społeczność międzynarodowa. Kolejne raporty ujawniają ogrom zbrodni, których dopuszczają się wszystkie biorące udział w walkach siły. Jednak to armia kontrolowana przez rządzących w stolicy wiedzie w tym niechlubnym zestawieniu prym. Ostatni raport sporządzony w ramach projektu Security Force Monitor (SFM) prowadzonego przez Instytut Praw Człowieka przy Columbia Law School sugeruje, że ​​64 proc. – tj. 51 z 79 – bezpośrednich starszych dowódców wojskowych Mjanmy jest odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne. Liczba więźniów politycznych zbliża się do 20 tys.

Czas „po juncie” – kiedykolwiek nie miałby on nadejść – będzie z pewnością czasem rozliczeń. Oby nie stał się czasem chaosu jeszcze większego i aktów przemocy jeszcze obfitszych niż obecnie. Tu właśnie rola społeczności międzynarodowej, zarówno regionalnie w postacie the Association of Southeast Asian Nations, jak i ponadregionalnych potęg (Chiny, Indie, USA, EU, UK) by wspomóc Birmańczyków w odzyskiwaniu normalności. Ale to pieśń – nawet jeśli pełna nadziei – przyszłości.

Krzysztof Gutowski

Dodaj komentarz