Japonia i Filipiny – razem przeciwko Chinom

Pekin testuje Waszyngton, a jego sąsiedzi zawierają kolejne sojusze. Premier Japonii Kishida Fumio i prezydent Filipin Ferdinand Marcos Jr. właśnie zadeklarowali wzmocnienie współpracy obronnej oraz rozpoczęli negocjacje w sprawie nowego dwustronnego traktatu, zwanego umową o wzajemnym dostępie, który ułatwiłby prowadzenie wspólnych ćwiczeń wojskowych. W tle działania Pekinu na Morzu Południowochińskim.

Wygląda na to, że mamy powtórkę sprzed blisko dwóch lat, gdy Chiny wykorzystywały rosyjską agresję na Ukrainę do testowania możliwości Waszyngtonu na działania na “dwóch frontach”. Ówczesne wzmożone działania militarne Pekinu wobec Tajwanu miały wysondować, czy wojna w Europie skutecznie odciągnie USA od sytuacji w Azji. Joe Biden zapewnił wówczas, że jego kraj niejednokrotnie pokazywał, że jest w stanie działać na kilku frontach, Chinom najwyraźniej jednak deklaracja ta nie wystarczyła. Wydaje się bowiem, że obecnie, gdy USA zaangażowały się – do pewnego stopnia – w wojnę Hamasu z Izraelem, Pekin usiłuje ponownie sprawdzić, czy konflikt na Bliskim Wschodzie nie odciągnie uwagi Białego Domu od Azji. Świadczyć mogą o tym szczególnie agresywne poczynania Chin na Morzu Południowochińskim, zwłaszcza “incydenty” w pobliżu statku BRP Sierra Madre z końca października.

BRP Sierra Madre
Źródło: X (Twitter) @@njmldt

BRP Sierra Madre to pochodzący jeszcze z czasów II wojny światowej statek desantowy, który w 1999 roku celowo osiadł na mieliźnie na Drugiej Płyciźnie Thomasa. Nie nadaje się do żeglugi, pozostaje jednak statkiem oddanym do służby w marynarce wojennej, co czyni go oficjalnym przedłużeniem suwerennego terytorium Filipin. Nie podoba się to Pekinowi – wokół statku stale pływają kutry chińskiej straży przybrzeżnej. Niedawno władze w Manili zaczęły konserwację BRP Sierra Madre, a materiały do tego niezbędne przesyłały kilkoma mniejszymi statkami, którym udało się zmylić chińskie jednostki. Decyzja Manili była efektem coraz śmielszych poczynań Pekinu wokół spornych wysp Spratly, czy też Spartlejów – archipelagu ok. 100 wysepek położonych na Morzu Południowochińskim, mniej więcej w jednej trzeciej odległości między Filipinami a Wietnamem.

Podczas II wojny światowej Spratly, wcześniej administrowane przez Francję, zostały zajęte przez Japonię. Jednocześnie na jednej z wysepek archipelagu garnizon utrzymywali chińscy nacjonaliści wygnani na Tajwan. W 1951 roku Tokio zrzekło się roszczeń do Spratly, po czym prawowitymi właścicielami wysp ogłosiły się Tajwan, Chiny kontynentalne i Wietnam. 4 lata później swoje roszczenia, oparte na geograficznej bliskości Spratly, zgłosiły także Filipiny. W latach 70. Wietnam Południowy zajął trzy z wysp Spratly, jednocześnie na jednej z wysepek nadal stacjonował garnizon tajwański. Następnie Filipiny zajęły siedem pozostałych wysepek. Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza, która weszła w życie na początku lat 80. XX wieku, ustanowiła koncepcję wyłącznych stref ekonomicznych, które rozciągają się na odległość 370 km od wybrzeża kraju. USA nie uznały roszczeń żadnego kraju twierdząc, że Spratly znajdują się na wodach międzynarodowych. W 2014 roku Chiny rozpoczęły intensywną budowę sztucznych terenów na niektórych rafach i atolach, co robią zresztą do dziś.

Chcąc bronić prawa do Spratly Manila zamierza zmienić BRP Sierra Madre w bazę. Stąd obecność żołnierzy na mocno zniszczonym statku, którym Filipiny regularnie dostarczają zaopatrzenie oraz środki do konserwacji jednostki. Jak nietrudno się domyślić budzi to spory sprzeciw Chin i prowadzi do mniej lub bardziej poważnych incydentów. Jeden z nich miał miejsce pod koniec października, gdy filipiński statek z zaopatrzeniem – statek cywilny zakontraktowany przez marynarkę wojenną Filipin – został zablokowany przez chiński okręt straży przybrzeżnej. Doszło do zderzenia, a co bardziej ciekawe niespełna dwie godziny później doszło do kolejnej kolizji – tym razem zderzyły się statki chińskiej i filipińskiej straży przybrzeżnej. Chiny obarczyły winą Manilę, ich oskarżenie szybko zostało jednak obalone – na opublikowanym w sieci nagraniu z drona wyraźnie widać, że w czasie pierwszego incydentu filipiński statek nie znalazł się na kursie kolizyjnym celowo. Drugie nagranie, wykonane ze statku zaopatrzeniowego, pokazuje, że został on uderzony przez chińską jednostkę. Zdarzenia te wzbudziły obawy eskalacji napięcia wokół wysp Spratly, przy czym w obszarze znajdującym się w wyłącznej strefie ekonomicznej Filipin. Do tego stopnia, że Joe Biden niemal natychmiast zapewnił o pomocy Waszyngtonu dla Manili w przypadku konfliktu.

Statek chińskiej straży przybrzeżnej w pobliżu BRP Sierra Madre

USA to jednak nie jedyny, choć bez wątpienia najpotężniejszy, sojusznik Filipin. Tuż po incydentach w pobliżu BRP Sierra Madre oczywiste stało się, że zaplanowane na piątek 3 listopada spotkanie premiera Japonii Kishidy Fumio z prezydentem Filipin Ferdinandem Marcosem Jr. zdominują właśnie kwestie bezpieczeństwa i polityki Chin w regionie Morza Południowochińskiego. Kto jak kto, ale premier Kishida doskonale Filipiny rozumie, Japonia jest uwikłana jest bowiem w konflikt z Chinami o wyspy Senkaku, o czym pisaliśmy TUTAJ.

Kwestie gospodarcze miały podczas tych rozmów istotne znaczenie – podpisano m.in. noty w sprawie dostarczenia sprzętu budowlanego na potrzeby operacji szybkiego reagowania w przypadku katastrof w ramach rozwoju gospodarczego i społecznego Regionu Autonomicznego Bangsamoro na muzułmańskim Mindanao, zapewniono o kontynuacji partnerstwa publiczno-prywatnego w rozwoju infrastruktury wraz z oficjalną pomocą rozwojową za pośrednictwem Wspólnego Komitetu Wysokiego Szczebla Japonii i Filipin ds. Rozwoju Infrastruktury i Współpracy Gospodarczej oraz promowaniu innowacji w ramach współpracy między przedsiębiorstwami, zgodzono się na współpracę w obszarach poprawy środowiska inwestycyjnego, informacji i telekomunikacji, w tym inteligentnego rolnictwa, dekarbonizacji i energii. Uwagę świata przykuły jednak decyzje w zakresie bezpieczeństwa, a więc deklaracja wzmocnienia współpracy obronnej między oboma krajami. Kishida i Marcos potwierdzili, że rozpoczną negocjacje w sprawie nowego dwustronnego traktatu, zwanego umową o wzajemnym dostępie, który uprościłby proces wzajemnego sprowadzania żołnierzy i sprzętu do swoich krajów przez Japońskie Siły Samoobrony i filipińską armię, a tym samym ułatwiłoby prowadzenie wspólnych ćwiczeń. Będzie to pierwszy taki pakt Japonii z członkiem Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej i trzeci po paktach z Australią i Wielką Brytanią, które weszły w życie na początku tego roku. Kishida obiecał Filipinom przybrzeżne systemy radarowe i statki patrolowe, aby wzmocnić możliwości Manili w zakresie nadzoru morskiego.

Premier Japonii Kishida Fumio (z lewej) i prezydent Filipin Ferdinand Marcos Jr.
Fot. MOFA Japan

Gdy w naszej części świata myśli się o konfliktach i napięciach w Azji Wschodniej (o ile w ogóle się myśli) na pierwszy plan wysuwa się konflikt Chin kontynentalnych i Tajwanu, a także obawy, które w związku z chińskimi działaniami stają się udziałem Japończyków i Koreańczyków. Nie należy jednak zapominać, że dominacja na Morzu Południowochińskim i w regionie Indo-Pacyfiku w ogóle to kwestia kontroli nad cieśninami, archipelagami, atolami. Każdy, kto zna dzieje II wojny światowej w tej części świata, wie o tym doskonale. Kluczowe lokalizacje nie tracą jednak na znaczeniu i dziś. I choć trudno nam czasem zrozumieć dlaczego spory graniczne w Azji Wschodniej zazwyczaj dotyczą maleńkich wysepek to właśnie one mogą decydować o – i tu nie bójmy się wielkich słów – losach świata i kształcie geopolitycznej układanki. Japońsko-filipińskie rozmowy, w których napewno temat obaw Manili związanych z kluczowymi obszarami morskimi wypływa nie tylko w oficjalnych komunikatach, to kolejny dowód na to, że Chiny nawet jeśli nie tracą na znaczeniu to są świetne w budowaniu sojuszy – przede wszystkim tych, które wymierzone są przeciwko nim.

Blanka Katarzyna Dżugaj

Dodaj komentarz