Maroko odrzuciło pomoc humanitarną z Francji. Dlaczego?

Maroko zostało dotknięte przez jedno z największych trzęsień ziemi w historii kraju. Świat ruszył na pomoc, król odrzucił jednak większość wsparcia, w tym także z Francji. W tle jego decyzji leży konflikt o Saharę Zachodnią oraz emancypacja Afryki.

Trzęsienie ziemi o magnitudzie 6,8 miało miejsce o 23:11 czasu lokalnego. Jego epicentrum znajdowało się około 72 km na południowy zachód od Marrakeszu, w prowincji Al Haouz. Według Służby Geologicznej USA ognisko trzęsienia ziemi wystąpiło na głębokości zaledwie 18 km pod powierzchnią ziemi, co spowodowało silniejsze wstrząsy na powierzchni, niż miałoby to miejsce, gdyby znajdowało się głębiej. Niespełna pół godziny później miał miejsce wstrząs wtórny o magnitudzie 4,9. W efekcie trzęsienia ziemi zginęło ponad 2900 osób, 5500 zostało rannych, 200 tys. straciło dach nad głową. Kataklizm poważnie uszkodził część zabytkowej części Marrakeszu kilka odległych osad w górach Atlas.

Efekty trzęsienia ziemi w prowincji Taroudant

Pomoc międzynarodowa ruszyła niemal natychmiast, także we Francji, czemu trudno się dziwić biorąc pod uwagę postkolonialne, a także gospodarcze, polityczne i militarne związki między Paryżem a Rabatem. Nie bez znaczenia jest także fakt, że we Francji mieszka dziś ok. 2 mln Marokańczyków. Aby pomóc ofiarom kataklizmu z 8 września, zarówno instytucje państwowe, jak i osoby prywatne organizowały koncerty charytatywne oraz zbiórki darów. Mobilizacja ta okazała się niepotrzebna, król Maroka postanowił bowiem nie przyjmować znacznej części wsparcia międzynarodowego – zaakceptował pomoc humanitarną jedynie od czterech państw: Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Biorąc pod uwagę skalę tragedii decyzja Mohammeda VI wydaje się nieracjonalna, jeśli jednak przyjrzymy się kontekstowi politycznemu, w jakim funkcjonuje Maroko, zobaczymy, że monarcha kierował się całkiem sensownymi pobudkami.

Wioska Imi N’Tala po trzęsieniu ziemi
Fot. By alyaoum24 – https://www.youtube.com/watch?v=JRCrXFQfAVY, CC BY 3.0,

Maroko i Francję łączy szeroko zakrojona współpraca gospodarcza, militarna oraz wywiadowcza, na przestrzeni ostatnich pięciu lat relacje na linii Rabat-Paryż uległy jednak istotnemu pogorszeniu. Punktem zapalnym stała się przede wszystkim kwestia Sahary Zachodniej – jedynego obszaru w Afryce, który wciąż nie otrzymał jasnego statusu po dekolonizacji. Niegdyś była to kolonia hiszpańska, po wycofaniu się Hiszpanów ONZ nadała temu liczącemu ok. 250 tys. km2 i bogatemu w surowce naturalne terenowi status nieautonomiczny. Jednocześnie rozpoczęła się rywalizacja o ten obszar między Algierią a Marokiem, w której do pewnego stopnia uczestniczą także państwa zachodnie. USA i Francja chcą mieć dostęp do Sahary Zachodniej ze względu na odbywające się tam działania antyterrorystyczne.

Mieszkaniec Sahary Zachodniej

Sahara Zachodnia podzielona jest murem granicznym na dwie części: zachodnią – kontrolowaną przez Maroko oraz wschodnią, pozostającą w rękach Frontu Polisario, jedynej legalnie działającej organizacji politycznej na tych terenach. W 1991 roku władze Maroka podpisały z przedstawicielami Frontu Polisario rozejm, na mocy którego w Saharze Zachodniej ma się odbyć referendum niepodległościowe. Od tamtego czasu minęło 30 lat, referendum wciąż nie zostało jednak przeprowadzone, nie wyznaczono nawet jego daty. Tymczasem zwierzchność Maroka nad Saharą Zachodnią uznały Stany Zjednoczone Ameryki, Hiszpania oraz Wielka Brytanię. Front Polisario, dążący do niepodległości Sahary Zachodniej, popiera natomiast Algieria.

Granica Sahary Zachodniej i Mauretanii

Jesienią 2020 roku rozejm został zerwany, kilka miesięcy później doszło natomiast do znacznego pogorszenia relacji między Marokiem a Algierią. Władze z Algieru oskarżyły Rabat o wysyłanie na tereny Algierii agentów, których celem było wzniecanie pożarów – chodziło o pożary z sierpnia 2021 roku. W algierskiej telewizji publicznej wystąpił nawet mężczyzna, który miał być członkiem takiej grupy dywersyjnej – najprawdopodobniej była to osoba podstawiona przez algierskie służby specjalne, niemniej przekaz poszedł w świat. We wrześniu Algieria zerwała stosunki dyplomatyczne z Marokiem, a także zamknęła przestrzeń powietrzną dla marokańskich samolotów, wstrzymała też dostawy gazu do Maroka rurociągiem Maghreb-Europe. Algier oskarżył też rabat o wspieranie separatystycznego ruchu Kabilów, dążących do oderwania Kabylii od Algierii. Napięta sytuacja polityczna doprowadziła do starć zbrojnych: 1 listopada 2021 roku wojsko marokańskie ostrzelało algierską ciężarówkę, w wyniku czego zginęły trzy osoby. We wrześniu 2023 roku natomiast algierska straż przybrzeżna ostrzelała czterech turystów korzystających ze skuterów wodnych – według władz Algierii funkcjonariusze byli przekonani, że mają do czynienia z przemytnikami, Rabat twierdzi, że doszło do jawnego ataku na rozpoznanych cywilów. Sytuację komplikuje fakt, że turyści posiadali obywatelstwo nie tylko marokańskie, ale i francuskie. W sporze na linii Rabat-Algier Francja nie chce opowiedzieć się po żadnej ze stron – Emmanuel Macron chce, by jego kraj zachował pozycję regionalnego rozjemcy. Także w przypadku rywalizacji Tunezji, Algierii i Maroka o miano przywódcy Afryki Północnej. Rabat ma o to do Paryża spory żal.

Sahara Zachodnia

Rabat ma poczucie krzywdy, tym bardziej, że jego wywiad ściśle współpracuje z francuskim na polu walki z islamskim terroryzmem i stanowi w tej walce sporą wartość dodaną. Tymczasem Francja, gdy pojawia się kwestia interesów Maroka, nie potrafi go wesprzeć. Kolejny zgrzyt na linii Rabat-Paryż to polityka wizowa. W ubiegłym roku Francja zmniejszyła o połowę liczbę wiz wystawianych obywatelom Maroka. Dlaczego? Paryż oskarżył Maroko o nieprzyjmowanie ich własnych obywateli w ramach tzw. Readmisji, a zmniejszenie liczby wiz, w tym wiz studenckich i biznesowych, stanowił rodzaj sankcji ze strony Paryża. Francja wysunęła też wobec Maroka poważne oskarżenie o podsłuchiwanie systemem Pegasus prezydenta Macrona na zlecenie króla Mohammeda VI.

Kolejna kwestia to wizerunek. Maroko jest krajem prężnie rozwijającym się gospodarczo, kreującym się na regionalną potęgę: kraj niezależny i bogaty. To z tego też względu Mohammed VI odrzucił znaczną część pomocy humanitarnej: w jego przekonaniu na przyjęcie takiego wsparcia może zgodzić sie kraj taki, jak wciąż relatywnie niezamożny Bangladesz, a nie bogate Maroko. Monarcha chciał zademonstrować, że jego kraj sam doskonale sobie radzi w przypadku katastrofy, nie potrzebuje międzynarodowego wsparcia – było to podkreślenie suwerenności i sprawczości Maroka. Aspirujące do miana regionalnego przywódcy Maroko chce być przez państwa Zachodu traktowane po partnersku, także przez Francję, która jednak nie jest jeszcze na taki krok gotowa.

Król Mohammed VI oddaje krew dla ofiar trzęsienia ziemi

We Francji decyzja Mohammeda VI wywołała spory niesmak, w całym społeczeństwie czuć było bowiem ogromną chęć niesienia pomocy. Emocje społeczne gasić musiał sam prezydent, który podkreślając, że Maroko jest państwem suwerennym, samodzielne decydującym o tym, jaka pomoc jest mu potrzebna, zaapelował o nierozwijanie antymarokańskiej narracji. Państwa afrykańskie przyjęły natomiast decyzję władcy Maroka ze zrozumieniem, a nawet aprobatą – właśnie jako przejaw emancypacji państw tzw. Globalnego Południa. Czy faktycznie pomoc międzynarodowa nie jest Maroku potrzebna? Niestety, tak dobrze nie jest – mimo wizji roztaczanej przez tamtejsze władze, znaczna część społeczeństwa żyje w biedzie, sam kraj natomiast nie jest aż tak bogaty, jakby chciał tego Mohammed VI. Warto jednak na decyzję władcy patrzeć z lokalnej, a nie zachodniocentrycznej perspektywy.

Korespondencja Zbigniewa Stefanika z Francji

Dodaj komentarz