Naszą ojczyznę rozgrzewa do czerwoności kampania wyborcza. W jej trakcie zmagamy się również z aferą wizową. Polska polityka jest jednak ostatnim o czym chcemy dziś pisać. Wspomniana afera wiąże się z bliskimi nam Indiami, a zatem i indyjska rzeczywistość mniejszą lub większą rolę w treściach dotyczących wizowej afery odgrywa.
Jeden z memów komentujących obecność Indusów w Polsce i ich funkcjonowanie pod przykrywką ekipy bollywodzkiej kończy uwaga o tym, że Indusi ci nie mówią w żadnym języku z wyjątkiem „lokalnego narzecza gudźarackiego”. Uwaga ta nas zdziwiła, początkowo zirytowała, a następnie zmusiła do refleksji i wzmogła poczucie działania i edukacyjnej misji. Potraktujmy ją zatem jako pretekst do spojrzenia w skrócie telegraficznym na sytuację językową w Indiach oraz na sam JĘZYK gudźarati.

Indie są jednym z najbardziej zróżnicowanych językowo krajów świata. Zależnie od źródła i obranych kryteriów liczba języków będących w użyciu na terenie tego kraju sięga od kilkudziesięciu do prawie 1500. Reprezentowane są wśród nich najróżniejsze rodziny językowe: indoeuropejska, drawidyjska, sinotybetańska, austronezyjska. Listę najważniejszych języków Republiki Indii zawęzić możemy do tzw. języków konstytucyjnych. Początkowo wskazano ich 14, obecnie Rejestr Ósmy dołączony do indyjskiej Konstytucji wymienia ich 22: assamski, bengalski, bodo, dogri, gudźarati, hindi, kannada, kaśmiri, konkani, maithili, malajalam, manipuri, marathi, nepali, orija, pańdźabi, sanskryt, santali, sindhi, tamilski, telugu i urdu. Dużo, prawda?
Oficjalnym językiem Republiki Indii pozostaje hindi. Angielski pełni funkcję pomocniczą. Stany jednak mogą w dużej mierze niezależnie kształtować swoją politykę językową, a samo hindi nie jest językiem narodowym, a jedynie oficjalnym. Nie jest bowiem jedynym i głównym językiem całego narodu. W hindi mówi ponad 600 mln ludzi. Indie liczą 1,4 mld mieszkańców! Czy zatem pozostałe 21 języków to języki lokalne? Dialekty? Gwary… narzecza? Przyjrzyjmy się tabeli, która wskazuje w milionach liczbę użytkowników kilkunastu najliczniej stosowanych z tych języków i która mówi sama za siebie:
| Hindi | 615 |
| Bengalski | 265 |
| Urdu | 170 |
| Pendźabski | 126 |
| Marathi | 95 |
| Telugu | 93 |
| Tamilski | 81 |
| Gudźarati | 61 |
| Kannada | 56 |
| Orija | 38 |
| Malajalam | 38 |
| Assamski | 15 |
Zaraz, zaraz… Gudźarati? Ponad 60 mln użytkowników. Sprawdźmy naszą ojczystą mowę – język polski: niecałe 40 mln w Polsce. Pewnie kilka dodatkowych milionów użytkowników poza granicami kraju. 45-47 mln.
Skorzystajmy zatem z okazji by o samym „narzeczu gudźarackim” i 60-milionowej rzeszy narzecza tego użytkowników powiedzieć nieco więcej. Dzisiejszy stan Gudźarat w czasach kolonialnych był administracyjnie częścią Bombay Presidency, chociaż znaczną jego część stanowiły księstwa, które uznawały zależność od Imperium Brytyjskiego. Po uzyskaniu niepodległości przez Indie w 1947 roku Gudźarat stał się oddzielnym stanem, ale dopiero w 1960 roku w wyniku lobbowania na rzecz wydzielenia dwóch stanów (ze względu na kryterium językowe właśnie): Maharasztry i Gudźaratu.

Dzieje tego regionu sięgają jednak znacznie głębiej w przeszłość niż ostatnie wieki minionego millenium. Na terenach tego stanu znajdują się pozostałości najstarszej cywilizacji Azji Południowej – cywilizacji Doliny Indusu, a także pierwsze zabytki pisane w tej części świata – edykty cesarza Aśoki. Dzisiejsza nazwa stanu pochodzi od Gurdźarów – ludności, która najprawdopodobniej przybyła do dzisiejszych Indii z Azji Centralnej w VII (?) w. n.e. Formą językową, którą przyjęli była jedna z odmian języków średnioindoaryjskich, z której wywodzi się dzisiejsze gudźarati. Tak zwany starogudźaracki używany był jako język inskrypcji oraz literatury pięknej już w XI-XII w., a pewnie i wcześniej. „Narzecze” to ma zatem tradycję literacką porównywalną z językiem polskim, a nawet nieco starszą, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że literatura piękna w języku polskim zaistniała (poza nielicznymi wyjątkami) dopiero w dobie Odrodzenia. Pierwsze pięć wieków literatury gudźarackiej to czas niezwykłej aktywności i wielu twórców-geniuszy o encyklopedycznym rozmachu. Wspomnieć można mnichów wyznających dźinizm (jedną z niebramińskich tradycji religijnych Indii, upraszczając historycznie siostrzaną buddyzmowi), np. Hemaćandrę (XII w.), który tworzył filozoficzne traktaty, ale też słowniki oraz teksty poświęcone teorii literatury.

Jednocześnie starogudźaracka literatura wydała na świat poezję miłosną wzorowaną na sanskryckiej literaturze dworskiej oraz długie eposy heroiczne opisujące niezwykłe czyny legendarnych i historycznych bohaterów. Specyfiką dawnej (choć nie tylko) poezji indyjskiej – a gudźarati nie jest tu wyjątkiem – są opisy pór roku, konkretnych miesięcy i zmian w przyrodzie, które za sobą miesiące te niosą. Właśnie te opisy przyrody oraz emocji wiążących się z cyklem przemian w naturze są tematem odrębnych gatunków literackich, takich jak phagu czy wilasa. Region ten stanowił dawniej (i jest nim do dziś) wspomnianej wiary dżinijskiej, a zatem znaczna część literatury bezpośrednio odnoszącej się lub inspirowanej dżinizmem powstała właśnie w gudźarati. Język ten i jego użytkownicy może pochwalić się ciągłą tradycją literacką sięgającą niemal tysiąca lat. Warto nadmienić, że właśnie tym językiem w swoich rodzinnych domach mówił zarówno Mahatma Gandhi, jak i rzeczywisty twórca państwowości Pakistanu, „Ojciec Narodu” – Muhammad Ali Jinnah. Gudźaratczycy z pewnością nie mają kompleksu jeśli chodzi o swój dorobek literacki i kulturowy (o którym napiszemy innym razem). Powtórzmy zatem pytanie, na które odpowiedź już znamy: czy język ponad 60 mln ludzi z około tysiącletnią tradycją literacką to „lokalne narzecze”?

W czym jednak rzecz? Niewiedza. To oczywiste. Częściowo zrozumiała. Nie mamy na szczęście obowiązku znać liczby użytkowników i dziejów każdego z języków świata. Czy można mieć pretensje do autora/autorki/autorów mema? Nie. I nie mamy. Wszak zupełnie inny niż omawianie językowej mozaiki Indii był cel jego powstania. Warto jednak obwiniać tzw. kolonialną mentalność i europocentryzm. Tak, tak Nasi Drodzy… Również w Polsce, która kolonii nie miała, nie jest to zjawisko obce. Nie sądzę, że znamy dokładną liczbę osób mówiących po albańsku albo walijsku. Niewielu z nas wskazałoby również przybliżoną datę początków literatury w tych językach. Czy jednak tak łatwo przyszłoby nam wystukanie na klawiaturze „lokalne europejskie narzecze walijskie/albańskie/słoweńskie/baskijskie”? A żadnym z tych języków nie mówi nawet 10 milionów osób… Łatwo przychodzi nam umniejszanie realiów pozaeuropejskich, bagatelizowanie ich i trywializowanie. Tak. Jest to europocentryzm i podejście kolonialne. W Europie są języki. Poza nią „narzecza”.
Przyjrzeliśmy się użyciu tego terminu i – trzeba tu oddać sprawiedliwość polskiej tradycji językoznawczej – termin ten był i jest sporadycznie używany przez lingwistów. Jest on jednak pojęciem nieostrym i był stosowany jako zamiennik określeń „dialekt”, „gwara” lub formę pośrednią między nimi. Miał on wtedy charakter neutralny, którego – w naszej opinii – nie ma współcześnie stosowany potocznie w znaczeniu „lokalny, egzotyczny, mało istotny język”. I nie jest problemem sam fakt, że różnorodność form językowych rozciąga się od wystandaryzowanych języków literackich, przez ich formy kolokwialne, etnolekty, dialekty aż po gwary regionalne i środowiskowe, bo jest to rzecz oczywista. Problem w tym, że tak niewielka jest wiedza oraz wrażliwość by zweryfikować swoją wiedzę i ją uzupełnić. Tak by język, którym mówi znacznie więcej osób niż językiem polskim nie stawał się – nawet w odnoszącym się do polskiej polityki memie – „narzeczem”.
Krzysztof Gutowski
